Fragmenty książki "Moje dziecko gdzieś na mnie czeka. Opowieści o adopcjach"
Katarzyna Kolska Moje dziecko Opowieści o adopcjach |
Wystarczy zajrzeć na dowolne forum internetowe poświęcone adopcji, by przekonać się, jak bardzo nasze wyobrażenia o niej są dalekie od rzeczywistości. Wiele osób żyje w przekonaniu, że w jednej, bardzo długiej kolejce stoją dzieci mieszkające w domach dziecka, w drugiej bezdzietne małżeństwa, które pragną je adoptować, a na przeszkodzie do szczęścia jednych i drugich stoją wyłącznie bezduszne przepisy, leniwi urzędnicy i mało sprawne sądy.
Wyobrażenia te kreowane są przez sentymentalne telenowele, które mają obudzić w widzach litość, współczucie i poryw serca. Im dziecko mniejsze i bardziej zapłakane, tym emocje u odbiorców większe. Przed telewizorami siedzą niejednokrotnie małżeństwa, które mimo licznych starań, uciążliwych badań i nieustających modlitw nie mają swoich dzieci. I zdarza się, że pod wpływem tego, co oglądają, zaczyna w nich kiełkować myśl, by takie nieszczęśliwe dziecko przyjąć do siebie, spełniając w ten sposób swoje marzenia o rodzicielstwie.
Dla autorów tych programów telewizja ma być pośrednikiem między dwoma nieszczęśliwymi światami — światem tych, którzy w swojej rodzinie nie znaleźli miłości, i światem tych, którzy tę miłość pragną dać. By efekt był jak najlepszy, kamery telewizyjne brutalnie wkraczają w życie rodzin niewydolnych wychowawczo, ukazując ich biedę, bezradność, nałogi. Widz, który ogląda pijanych i agresywnych rodziców, szybko przykleja łatkę złego ojca i złej matki. Reżyserowane dla potrzeb programu sceny chwytają ze serce, wyciskają łzy, grają na emocjach. Zwłaszcza gdy same dzieci deklarują, że marzą o nowej rodzinie, o mamie i tacie, o tym, by ktoś je pokochał i dał im to, czego jeszcze nigdy nie dostały — miłość. Mówią zazwyczaj to, co napisane jest w scenariuszu.
Nie można oczywiście wykluczyć, że wśród oglądających są ludzie dojrzali, odpowiedzialni, gotowi podjąć trudne wyzwanie. I nie wykluczam, że być może, dzięki takim programom ileś dzieci znalazło nowy dom i kochających je ludzi. Że smutna historia miała swój happy end. Ale w tych samych programach mogliśmy oglądać dzieci, które nie spełniwszy oczekiwań nowej rodziny, były zwracane jak list dostarczony na zły adres.
Bo decyzji o tym, by stać się dla obcego dziecka matką i ojcem, nie można podejmować pod wpływem emocji, głębokiego wzruszenia, czyjejś namowy. Gdyż jest to decyzja nie na trochę, nie na kilka lat. Jest to decyzja na całe życie. I nie każdy z takim wyzwaniem umie sobie poradzić.
Po tego typu programach, po kilku prasowych doniesieniach o tym, jak długo czeka się w Polsce na adopcję, powstaje w powszechnej świadomości bardzo fałszywy obraz. Bo o ile prawdą jest, że w jednej kolejce stoją dzieci, a w drugiej rodziny pragnące adoptować dziecko, to prawdą jest też niestety to, że nie zawsze oczekiwania jednej i drugiej kolejki wychodzą sobie naprzeciw.
opr. ab/ab