Fragmenty książki "Moje dziecko gdzieś na mnie czeka. Opowieści o adopcjach"
Katarzyna Kolska Moje dziecko Opowieści o adopcjach |
Podczas zajęć dla kandydatów na rodziców adopcyjnych psychologowie podpowiadają, jak spędzać czas z dzieckiem, jak się z nim bawić, jak się nim opiekować, by to nawiązywanie więzi było jak najbardziej owocne, by przyniosło oczekiwane efekty. — Dziecko adoptowane trzeba traktować jako emocjonalnie dużo młodsze, nawet jak niemowlę. I jeśli ma taką potrzebę, jeśli wchodzi w taką rolę — nawet gdy ma trzy czy pięć lat, to warto mu na to pozwolić — radzi Małgorzata Skrzypczak.
Takie właśnie doświadczenie ma Marysia, mama adopcyjna Szymona. — Nasz synek trafił do nas, gdy miał cztery latka. Do tego czasu przebywał w domu dziecka. Był bardzo zalękniony, niechętnie wchodził w kontakt z innymi dziećmi, nie znał wielu najprostszych czynności. Po kilku miesiącach wybraliśmy się do naszych znajomych, którzy mieli siedmiomiesięczną córeczkę. Szymek był świadkiem, jak mama karmiła Julkę mlekiem z butelki. Był też zachwycony, gdy Julka, umieszczona w specjalnej chuście, zawieszona była u swojej mamy na ramionach i brzuchu. Gdy wieczorem wróciliśmy do domu, poprosił o mleko. Nalałam mu do kubka. Ale Szymek odsunął kubek i powiedział, że chce mleko z butelki, tak jak Julka. Miałam duże wątpliwości, jak postąpić — z jednej strony nie chciałam, by cofał się w rozwoju. Z drugiej czułam, że powinnam mu pozwolić na bycie małym dzidziusiem. Kupiłam butelkę: dogadaliśmy się, że mleko z butelki będzie tylko wieczorem, przed zaśnięciem. Po kilku miesiącach sam stwierdził, że „jest już duży i może pić z kubka”. Po tej wizycie zakomunikował nam także, że mamy go nosić w chuście. Dał sobie wytłumaczyć, że jest na to za ciężki i nie będzie mu wygodnie, ale namiastką tego stało się nosidełko na plecy, w którym zabieraliśmy go na spacery. Był bardzo drobniutki, ważył zdecydowanie mniej niż dzieci w jego wieku, więc nie było to dla nas szczególnie uciążliwe — przypomina sobie Marysia. I dodaje: - Dziś, po trzech latach naszego wspólnego życia, wiem, że intuicja podpowiadała mi dobre rozwiązania, że pozwoliliśmy sobie wspólnie — Szymek i my, na to, by w przyspieszonym tempie przeżyć te lata, kiedy nie byliśmy razem, kiedy Szymek był pozbawiony tego, czego każde niemowlę potrzebuje.
Psychologowie są zgodni: trzeba czytać sygnały, które wysyła dziecko, i właściwie je interpretować, czyli rozumieć, jakie potrzeby dziecka są tymi sygnałami, a nie narzucać mu jakiś scenariusz, do którego ono ma się dopasować. Nie kryją też, że budowanie więzi to praca długa i żmudna. — Dzieci są spragnione miłości, ale mitem jest to, że wystarczy je przytulić, by natychmiast odpowiedziały na miłość i zapomniały o wszystkim, co wydarzyło się w ich życiu. Jeśli dziecko miało bardzo traumatyczne doświadczenia, to blizna w jego psychice pozostanie na zawsze — mówi Małgorzata Skrzypczak. I przypomina, że w zasadzie każde dziecko, które trafia do adopcji, ma jakąś „bliznę”. — Dużo zależy od tego, gdzie dziecko znalazło się po porodzie i jaką miało opiekę do czasu adopcji. Zdecydowanie lepsza jest sytuacja, gdy niemowlę trafia do pogotowia rodzinnego i z chwilą adopcji te więzy z dotychczasowymi opiekunami zostają przerwane, niż gdy czeka na adopcję w placówce. Więzi są fundamentem rozwoju fizycznego, psychicznego, emocjonalnego i moralnego. Ich brak oznacza poważny deficyt, czasem na całe życie — tłumaczy Małgorzata Skrzypczak. Dlatego psychologowie tak walczą o to, by dzieci jak najszybciej trafiały do adopcji. — Inaczej się buduje więzi z niemowlęciem, inaczej z sześciolatkiem, a jeszcze inaczej z czternastolatkiem — przekonują. Ale jednocześnie zapewniają: Miłość może być łatwiejsza albo trudniejsza, ale ona przyjdzie. — Człowiek przywiązuje się do rzeczy, do miejsc, do zwierząt. Jak więc miałby nie przywiązać się do dziecka! Tylko że na to potrzebny jest czas. Im starsze i bardziej zranione dziecko, tym tego czasu obie strony będą potrzebowały więcej — mówi Małgorzata Skrzypczak.
opr. ab/ab