Czy rzeczywiście polskiemu Kościołowi grozi podział z powodu Radia Maryja?
Gdybyśmy mieli uwierzyć w to, co od kilku miesięcy piszą i komentują środki masowego przekazu wszelkiej orientacji politycznej czy światopoglądowej na temat Radia Maryja, to musielibyśmy dojść do wniosku, że w najlepszym (!!!) przypadku polskiemu Kościołowi grozi podział...
W swej liczącej ponad dwa tysiące lat historii Kościół zdołał przetrwać schizmy i podziały, dokonać reorientacji swych struktur w sytuacjach, gdy okazywały się one nazbyt skostniałe, wyjść zwycięsko - choć nie bez pewnych strat - z konfrontacji z marksizmem czy liberalizmem. Czy jest zatem możliwe, aby - jak sugerują niektórzy publicyści - jeden duchowny był w stanie dokonać tego, czego w polskich warunkach nie udało się jeszcze nikomu: dokonać podziału? Odpowiedź jest prosta i jednoznaczna: oczywiście, że nie!
Jedną z najcenniejszych zdobyczy przemian po 1989 roku była demonopolizacja środków masowego przekazu i zniesienie cenzury. Warunkiem zagwarantowania bowiem swobód obywatelskich są niezależne - nie podlegające politycznym manipulacjom - prasa, radio i telewizja. Z perspektywy trzynastu lat już wiemy, że operacja odpolitycznienia mediów powiodła się w przypadku prasy i radia, natomiast próby wyrwania telewizji publicznej z zaklętego kręgu „czerwonej pajęczyny" zakończyły się całkowitym fiaskiem.
Na fali przemian Ojcom Redemptorystom udało się uzyskać w 1991 roku ogólnopolską koncesję na prowadzenie Radia Maryja. Toruńska rozgłośnia stała się jednym z nielicznych ogólnopolskich mediów niepublicznych, a skala jej docierania sprawiła, że jest najłatwiej dostępnym medium katolickim.
Aby radio czy gazeta stały się popularne i powszechne, zdolne kształtować opinie czy postawy milionów ludzi, niezbędny jest wyrazisty program światopoglądowy lub polityczny. Elementem kluczowym osiągnięcia sukcesu jest jednak osoba organizatora takiego projektu: nikt nie zaprzeczy, że nie byłoby „Tygodnika Powszechnego" bez Jerzego Turowicza, „Gazety Wyborczej" bez Adama Michnika czy „Radia Zet" bez Andrzeja Woyciechowskiego. Na czele Radia Maryja stanął ojciec Tadeusz Rydzyk.
Radio Maryja za sprawą zaproponowanej przez ojca dyrektora formuły błyskawicznie zjednało sobie sympatię milionów wiernych. Z założenia stało się radiem modlitewnym, przybliżającym nauczanie papieskie. Dla wielu osób nie mogących opuścić domów czy szpitali stało się głosem nadziei i otuchy, wsparcia w samotności czy cierpieniu.
Zawirowania na scenie politycznej skłoniły ojca dyrektora do zajmowania stanowiska w praktycznie każdej żywotnej dla kraju sprawie -jednoznacznie opowiadając się po jakiejś stronie, stał się swoistym przewodnikiem dla słuchaczy. Dopiero oświadczenie ojca z września br., iż „żadna siła polityczna nie ma wyłączności na poparcie ze strony Radia Maryja" jest sygnałem, iż zamierza dokonać reorientacji polityki rozgłośni w tym zakresie.
Istotą tego sporu nie jest jednak kwestia opowiadania się rozgłośni po jakiejś stronie, ale odpowiedź na fundamentalne pytanie: czy katolicka rozgłośnia mająca status radia kościelnego ma prawo kreowania rzeczywistości politycznej poprzez organizowanie partii, grup poselskich, wskazywanie konkretnych kandydatów i dezawuowanie ich przeciwników?
Bezdyskusyjne jest prawo katolików do uczestnictwa w życiu politycznym czy sprawowaniu władzy. Mocno dyskusyjne byłoby natomiast głoszenie tezy o dyskryminacji katolików w życiu publicznym: to przecież ogół obywateli Polski decyduje poprzez wybory o tym, kto ma sprawować władzę i takiej decyzji nie sposób się w państwie prawnym przeciwstawić. Wyniki tych wyborów pokazują ponadto, iż poglądy polityczne wierzących są tak rozległe, że przekraczają granice wyznaczone przez „Nasz Dziennik" z jednej, a „Tygodnik Powszechny" z drugiej strony. Wymownym tego przykładem była reelekcja już w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2000 roku Aleksandra Kwaśniewskiego.
Wobec faktu odzyskania przez naród po 1989 roku suwerenności, a w konsekwencji tego przesunięcie misji Kościoła w kierunku duszpasterskiej troski o właściwe wykorzystanie „nieszczęsnego daru wolności", czy powinien On mocą swego autorytetu wspierać konkretne przedsięwzięcia organizujące życie polityczne w Polsce?
Kościół jako przewodnik ludzi po Ziemi na drogach zbawienia w ostatnich latach w sposób szczególny przestrzega ewangelicznej zasady oddania „Bogu co boskie, a Cezarowi co cesarskie", czyli doktryny rozdziału państwa i kościoła. Ewidentnym tego przykładem była chociażby wydana w 1984 roku Instrukcja o niektórych aspektach teologii wyzwolenia, jak również stanowisko, jakie zajął wobec uczestniczących w rządzie Nikaragui duchownych katolickich Jan Paweł II. Kościół określa bowiem drogi, jakimi winni iść wierni ku Zbawieniu, a określając pryncypia, nie wnika w doraźne interesy i nie zamierza mieć bieżącego wpływu na życie polityczne państw. Kto nie wierzy, niech poczyta sobie Konstytucję duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym - „magna charta" Yaticanum II o roli i miejscu Kościoła w rzeczywistości społecznej i politycznej u schyłku drugiego tysiąclecia.
Hierarchiczna struktura Kościoła katolickiego, w której ordynariusz diecezji ma wyłączne prawo określania zasad prowadzenia ewangelizacji i form duszpasterstwa, musiała w jakiejś mierze zderzyć się z wyrazistą i jednoznaczną koncepcją wspierania bieżącej działalności politycznej ze strony Radia Maryja.
Zarzuty, jakie stawiają Radiu niektórzy ordynariusze i biskupi, nie dotyczą jego misji ewangelizacyjnej czy katechetycznej, ale politycznej Metropolita gdański arcybiskup Tadeusz Gocłowski stwierdził, iż „Radio Maryja weszło na płaszczyznę ściśle polityczną, obierając kierunek skrajnej prawicy i podejmując skrajnie negatywną ocenę wszystkiego, co w Polsce. (...) Do Radia Maryja należy ewangelizacja, a nie ustawianie polityczne Polski". Metropolita katowicki arcybiskup Damian Zi-moń wskazywał na konieczność rozmów „o zmianie treści programowych, bo nie wszystko da się zaakceptować. Tam jest wiele skrajnych postaw, wiele półprawd". Także metropolita poznański arcybiskup Stanisław Gądecki, ustosunkowując się do pytań o funkcjonowaniu biur Radia, stwierdził, iż nie myśli O ich zamykaniu, ale widzi potrzebę zewidencjonowania już istniejących; co do kwestii programowych rozgłośni w 2/3 ocenił je pozytywnie (filar modlitwy i katechezy), wskazując na potrzebę uregulowania pozostałych treści pomiędzy Episkopatem a Radiem.
Innym problemem wywołującym kontrowersje może być kwestia adresatów poruszanych w audycjach zagadnień. Analiza treści audycji pozwala na sformułowanie tezy, iż Radio Maryja stało się rzecznikiem ubogich, wszystkich tych, którzy mają poczucie opuszczenia i krzywdy w skutek zaistniałych po 1989 roku przemian. Nie negując faktu istnienia takiej - i to bardzo licznej - grupy społecznej, należy zauważyć, iż Kościół nie jest i nie może się stać swoistym gettem skrzywdzonych i opuszczonych. Kościół to wspólnota wszystkich, ubogich i bogatych, zadowolonych i sfrustrowanych, cierpiących i zdrowych, wzajemnie się wspierających zgodnie z zasadą „jedni drugich brzemiona noście". Lęk i obawa nie pozwalają na wzrastanie nadziei, mogą budzić postawy skrajne czy wręcz anarchizujące -zaistnienie oraz społeczną akceptacja Samoobrony jest tego najlepszym przykładem. Swoje przesłanie o Dobrej Nowinie Kościół kieruje do każdego, i temu też winny służyć kościelne środki przekazu.
Zakres działalności toruńskiej rozgłośni obejmuje nie tylko programy radiowe - to także tworzenie kół w parafiach, wydawanie prasy i książek, prowadzenie działalności oświatowej. Wiele mówiło się o planach stworzenia w Toruniu centrum akademickiego i zorganizowaniu telewizji. Takie imperium medialno-edukacyjne mogłoby i powinno się stać jednym z filarów realizowania współczesnej misji polskiego Kościoła. Czy zatem stanowiące około 10% czasu antenowego audycje wyrażające kontrowersyjne treści mogą się stać przyczyną szerokiego konfliktu? Wola rozwiązania wszelkich niejasności znalazła swe odzwierciedlenie nie tylko w powołaniu przez Episkopat Zespołu Biskupów ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja, ale również we wspomnianym już oświadczeniu ojca dyrektora. Także zapowiedziane w grudniu plany utworzenia przez Episkopat „syndykatu" mediów kościelnych pokazuje wagę, jaką biskupi przywiązują do ich roli w procesie duszpasterstwa oraz jedności w ramach Kościoła. Należy wyrazić nadzieję, iż kreślone przez laickich publicystów wizje podziału Kościoła w Polsce za sprawą toruńskiej rozgłośni są wytworem ich wybujałej fantazji i nieznajomości kościelnych realiów.
Teoretycznie rzecz biorąc, autor audycji „Imperium ojca Rydzyka" zadaje tylko pytania, na które nikt nie potrafił udzielić mu odpowiedzi. Pytać każdy może, pytania nie były bezsensowne - sposób, w jaki je jednak postawiono, przypomina najgorsze doświadczenia okresu stanu wojennego. Ich autor pisuje również artykuły do „Rzeczpospolitej". Stylistyka tych publikacji pokazuje niestety, że niektórym piszącym o sprawach trudnych łatwiej jest posługiwać się retoryką przynależną bardziej imperium Urbana niż temu, czego uczył Dariusz Fikus. Być może od jego śmierci upłynęło już zbyt wiele lat, by pamięć o rzetelnie udokumentowanym dziennikarstwie przetrwała u jego następców.
A co do postawionych pytań - to należy tu przytoczyć stare powiedzenie, iż żona Cezara musi być poza wszelkimi podejrzeniami. Wierzę, że Ojcowie redemptoryści zdołają wyjaśnić wszelkie wątpliwości związane ze statusem prawnym Radia, ujawnią wszelkie dane, których opublikowanie nakładają na nie stosowne przepisy prawa świeckiego i kanonicznego. Bez względu jednak na to, jakie padną odpowiedzi, nikt nie zwolni wierzących z dyskusji o miejscu i roli Radia Maryja w Kościele. Ale tę dyskusję chcielibyśmy przeprowadzić we własnym gronie, bez „życzliwej" asystencji i pomocy mediów, które zwą się publicznymi, choć takimi - służąc rządzącym -już nie są.
Codziennie wyznajemy naszą wiarę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Apostolski, czyli hierarchiczny, kierowany przez Wybranych, a nie tych, którzy się autokreują. Powszechny, czyli dla Wszystkich, którzy wierzą w tego samego Boga, choć mogą swoją wiarę wyznawać na rozmaite sposoby -i pamiętając o najważniejszym przykazaniu miłości, szanują tych, którzy myślą inaczej. Święty, czyli naznaczony łaską i mocą samego Boga, Jeden, czyli taki, w którym mieści się cały krąg wierzących - od słuchaczy Radia Maryja począwszy, na czytelnikach Tygodnika Powszechnego skończywszy. Nie zmienią tych prawd ani fałszywi prorocy wśród dziennikarzy, ani szukający swego politycznego spełnienia działacze katolicy, ani zagubieni w mrokach doczesności duchowni i wierni. Drogami Zbawienia Kościół kroczy już ponad dwa tysiące lat wspierany tchnieniem Ducha: byłoby aktem niewiary sądzić, iż nie upora się i z tym problemem.
opr. mg/mg