Wywiad z Magdaleną Korzekwą, występującą w telewizyjnym programie "Ziarno"
Magdo, występujesz w programie "Ziarno" już od czterech lat. Jak się tam dostałaś?
Aby dostać się do programu, musiałam wziąć udział w castingu. Kiedy tylko wiosną 2000 roku dowiedziałam się, że będzie miał on miejsce, to bardzo chciałam pojechać do Warszawy i wziąć w nim udział. Od kilku lat było to moje wielkie marzenie. Już jako małe dziecko z wielką radością i uwagą oglądałam ten program. Każdy sobotni poranek miał w moim domu ustalony rytuał, jakim było wspólne oglądanie „Ziarna” z moimi rodzicami oraz z moją starszą siostrą. Kiedy powiedziałam rodzicom, że chcę wziąć udział w castingu, nie byli zachwyceni moją propozycją. Wcale się im jednak nie dziwię. Do Warszawy mamy dość daleko, gdyż mieszkamy w Boronowie, który leży 25 km na południe od Częstochowy. Ponadto wiedziałam, że na castingu pojawi się co najmniej kilkaset dzieci. Tu jednak z pomocą przyszła mi moja siostra - Ania, która dodała mi nadziei i utwierdziła mnie w realizacji tego marzenia.
Casting odbywał się w siedzibie TVP. Na czym on polegał? Co trzeba było zrobić?
Każdy z grona kilkuset kandydatów musiał odpowiedzieć do kamery na pytania, które zostały przygotowane przez panią Lidię Lasotę oraz przez s. Mariolę Kłos, która wtedy prowadziła "Ziarno" (obecnie przebywa w Rzymie). Pytanie, które otrzymałam, pamiętam do dzisiaj. Brzmiało ono: Co bym zrobiła, gdybym była wszechmocna tak, jak Pan Bóg?
Odpowiedziałaś ...
Odpowiedziałam, że chciałabym, aby wszystkim ludziom żyło się dobrze na ziemi. Można by powiedzieć, że to była banalna odpowiedź dwunastoletniej dziewczynki, ale ja naprawdę od zawsze chciałam, żeby każdy człowiek cieszył się swoim życiem i żeby mógł godnie przeżywać codzienność, a przez to doświadczyć radości już teraz, a potem w niebie. Zresztą nic w tych moich marzeniach się nie zmieniło. W kolejnych latach upewniałam się tylko coraz bardziej, że takie marzenia mogą się spełnić, gdyż poznawałam i poznaję ludzi, którzy są bardzo mocno zaprzyjaźnieni z Chrystusem, a przez to ich codzienne życie jest świętem. Bo przecież ten, kto ufa Bogu nade wszystko, staje się człowiekiem najlepiej chronionym w całym wszechświecie. Nikt nie chroni nas lepiej niż Bóg!
I tak rozpoczęła się przygoda z "Ziarnem". Magdo, czy mogłabyś przekazać nam trochę informacji o tym, jak wygląda przygotowanie do programu od strony najmłodszych uczestników? Przypuszczam, że trzeba się wcześniej sporo przygotować ...
Oczywiście, zadaniem każdego uczestnika programu jest dokładne poznanie scenariusza, i to całego. Nie wystarczy, że ktoś zna tylko swoją rolę. Każde dziecko, które prowadzi „Ziarno”, powinno dobrze orientować się w całym programie. Niemal każde słowo, jakie wypowiadamy w trakcie programu, jest wcześniej przewidziane w scenariuszu. Oczywiście realizatorzy programu pozostawiają nam pewien margines na własną pomysłowość i aktywność. Często jest tak, że podczas nagrania danej sceny wpadamy na nowe pomysły i trochę „poprawiamy” scenariusz.
Domyślam się, że autorką programu jest pani Lidia Lasota, nota bene pochodząca z Opoczna, a zatem z diecezji Radomskiej, z której i ja pochodzę...
Tak właśnie jest. Pani Lidia (którą nazywamy prywatnie Ciocią) obmyśla tematykę kolejnych programów i pisze poszczególne scenariusze. W zeszłym roku tematem przewodnim „Ziarna” były Boże Przykazania, a w tym roku Stary Testament. Tydzień przed nagraniem kolejnej audycji dostajemy gotowe scenariusze, ale - jak wcześniej wspomniałam - zdarza się, że w trakcie nagrania wyjdzie coś niezaplanowanego. Czasem te dodatkowe "wstawki" są tuż przed nagraniem uzgadniane z ciocią Lidką, a czasem są one zupełnie spontaniczne.
Muszę jednak przyznać, że oglądając program nie odnosi się wrażenia sztuczności, wręcz przeciwnie. Wszystkie teksty wydają się być bardzo naturalne.
Tak, to jest jeden z warunków uczestnictwa w programie. Staramy się tak opanować scenariusz, aby teksty, które gramy, wypowiadać jak najbardziej naturalnie. Nad tym czuwa ciocia Lidka i Jej Współpracownicy. Podkreślam jednak jeszcze raz, że zawsze mamy możliwość dołożenia czegoś swojego, możemy wzbogacić program o jakąś własną reakcję czy myśl, która nam przyjdzie do głowy w ostatniej chwili. Tutaj bardzo pomaga nam "Doktorek", czyli pan Józef Mika. Od pewnego czasu jest on reżyserem programu. Z wykształcenia jest aktorem i dba o to, abyśmy od strony artystycznej wypadli jak najlepiej. Poza tym my naprawdę bardzo osobiście interesujemy się treściami, które prezentujemy naszym telewidzom. Za każdym razem, kiedy otrzymuję nowy scenariusz, czytam tekst bardzo uważnie i staje się on dla mnie podstawą do osobistych przemyśleń. To takie moje małe cotygodniowe rekolekcje...
Jak długo trwa nagranie? Sam program trwa 25 minut, ale przygotowanie wymaga pewnie dłuższego czasu ...
Tak, zdecydowanie. W ciągu jednego dnia nagrywamy zwykle dwa programy. Najczęściej nagranie rozpoczyna się około godz. 9.30 - 10.00 i trwa do godzin wieczornych. Staramy się kończyć pracę około godz. 19.00, ale bywało i tak, że wychodziliśmy ze studia nawet około godz. 21.00. Oprócz tego w programie jest mnóstwo reportaży i felietonów, które nagrywane są kamerą reporterską w inne dni.
Magdo, czy był jakiś program, który najbardziej utkwił Ci w pamięci?
Na pewno zapamiętam do końca życia "Ziarno" wyemitowane 13 listopada poprzedniego, a zatem 2004 roku. Wtedy to pojechaliśmy do Rzymu, aby nagrać program z udziałem Ojca Świętego, w związku ze wspomnieniem jego patrona - św. Karola Boromeusza. Ten dzień utkwił mi bardzo mocno w pamięci, a najbardziej moment podejścia do Ojca Świętego. Miałam niezwykłą radość i zaszczyt wręczyć Janowi Pawłowi II order od naszego programu. Pamiętam, że zanim zdążyłam spojrzeć w jego kierunku, to On już na mnie patrzył. Było to niezwykłe przeżycie. Tym bardziej, że Ojciec Święty dotknął moją głowę swoją dłonią i udzielił mi błogosławieństwa. To był dotyk Bożej miłości... Dotyk, który dodaje mi sił i entuzjazmu na każdy dzień. Moment ten jest uwieczniony w książce „Anioł radości”, którą napisał ks. Marek Dziewiecki, od dwóch lat współpracujący przy tworzeniu programu „Ziarno”.
A teraz pomówmy o innej stronie "Ziarna", to jest o sytuacjach śmiesznych, które - przypuszczam - mogły mieć miejsce w trakcie nagrań?
Mnóstwo było takich zabawnych sytuacji. Zdarzają się one częste, zwłaszcza wtedy, gdy nagrywamy program z udziałem zwierząt. Kilka razy w programie uczestniczył osiołek. W jednym z takich programów z udziałem osła, był również obecny ks. bp Antoni Długosz, który powiedział o tym miłym zwierzątku, że jest to jego... "najzdolniejszy uczeń". Innym razem nagrywaliśmy program, w którym mieliśmy gonić... kurę. Problem polegał na tym, że kura wprawdzie uciekała tyle, że... nie w zamierzonym przez nas kierunku. Chowała się w różne zakamarki, gdzie przechowywane są elementy scenografii. W tej sytuacji za tą kurą biegała cała ekipa telewizyjna.
Występowanie w telewizji wiąże się z dużą popularnością. Jest to nie tylko powód do radości, ale i pewien balast, niełatwy do podźwignięcia ...
Tak, zgadza się. Z pewnością każde z „ziarnowych” dzieci płaci sporą cenę za popularność i bycie rozpoznawanym na ulicy czy w sklepie. Ale przecież cena za szlachetność jest jeszcze większa, więc nie czuję się męczennicą. Co najważniejsze, mam ogromne wsparcie ze strony rodziców i mojej siostry. Również wielu moich krewnych, przyjaciół i znajomych śledzi program tak dokładnie, że czasem lepiej orientują się w nim niż ja sama. Nie brakuje radosnych niespodzianek. Kiedyś na konkursie biblijnym z Ewangelii wg św. Mateusza podeszły do mnie dziewczyny, które mówiły, że oglądają każdy odcinek. Pytały o następny program. Po naszej rozmowie, bardzo się polubiliśmy. Dzięki "Ziarnu" zyskałam nową przyjaciółkę.
Ta popularność stała się jeszcze większa po tym, jak ks. Marek Dziewiecki napisał książkę pt. Anioł Radości. Jesteś przecież jej główną bohaterką. Co czułaś, czytając książkę w pewien sposób o sobie. To niezwykłe doświadczenie, czytać obraz samej siebie widzianej oczyma innej osoby ...
Tak, to była ogromna niespodzianka. Przeżyłam to bardzo głęboko. Z jednej strony bardzo mnie ucieszyło to, że ks. Marek właśnie moją osobę potraktował jako punkt odniesienia dla swojej powieści. Ale z drugiej strony rozumiem doskonale, że fakt ten stawia mi wielkie wymagania. W książce jest przedstawiony pewien ideał, a zatem coś, do czego powinno się nieustannie dążyć. Ta książka to dla mnie jednocześnie dar i zadanie. Podobieństwo między bohaterką "Anioła Radości" a mną ogromnie mnie mobilizuje... Bardzo się cieszę, że ta książka pomaga wielu młodym ludziom uświadomić sobie, że warto żyć szlachetnie i radośnie (po trzech miesiącach ukazało się już drugie wydanie powieści, właśnie ze wspomnianym zdjęciem Ojca Świętego!). „Anioł radości” pokazuje świat, w którym jest miejsce na szlachetne więzi z Bogiem i z ludźmi, na miłość i największe ideały, na pasje i marzenia, i oczywiście... na radość. Najważniejsze jest to, że po przeczytaniu dostajemy „w prezencie” siłę, dzięki której dążymy do ukazanego ideału i uczymy się zaskakiwać fantazją miłości tych, których kochamy.
Życzę Ci ciągłego dorastania do tego ideału, choć z pewnością niewiele Ci do niego już brakuje...
Pozwolę sobie pominąć milczeniem tę ocenę, natomiast życzenia dorastania do ideału chętnie przyjmuję.
Serdecznie dziękuję za rozmowę
Rozmawiał:
al. Ireneusz Rogulski
opr. mg/mg