Komentarz po pielgrzymce Benedykta XVI do Polski
Daliśmy się nabrać. Czekaliśmy na wizytę Ojca Świętego w Auschwitz-Birkenau jak na kulminację jego pielgrzymki do Polski. Tymczasem, choć staranna, dobrana osobiście przez Benedykta XVI reżyseria tej wizyty robiła ogromne wrażenie, to nie były niemiecki obóz śmierci był najważniejszym znakiem pielgrzymki do Polski.
Nie były nim także dwie Msze Święte w Warszawie i Krakowie. Wszędzie tam padały ważne słowa. Wszędzie tłumy pielgrzymów mogły się cieszyć darem obcowania z Benedyktem XVI, wszędzie unosił się dyskretnie tak wyczekiwany przez media światowe cień polityki.
Kulminacją tej pielgrzymki były, w moim przekonaniu, dwie rzeczy. Pierwsza to niesamowite spotkanie Papieża z młodzieżą na krakowskich Błoniach w sobotni wieczór. Spotkanie, które podczas Światowych Dni Młodzieży w Kolonii wyszło poprawnie, ale tylko poprawnie. W Krakowie po obu stronach ołtarza stało się coś niezwykłego. Ten Papież intelektualista, stonowany i elegancki zarówno w geście, jak i w myśli, dał się porwać entuzjazmowi ponadpółmilionowego tłumu polskiej młodzieży. Na skupionej zwykle twarzy Ojca Świętego pojawił się uśmiech kogoś - używając młodzieżowego określenia- „wyluzowanego". Benedykt XVI zobaczył na Błoniach optymistyczny obraz tego, co jest jego nieustanną troską, obraz przyszłości Kościoła: młodego i zaangażowanego. I dwa drobne wydarzenia niemal równie ważne. Wadowice i spontaniczne pozdrowienie Ojca Świętego niemieckim: „Wir lieben Dich. Znowu widoczne było, jak wpisane w wizerunek Papieża skupienie rozluźnia swój gorset i Benedykt XVI śladem swojego Wielkiego Poprzednika odszedł od zaplanowanego przemówienia, by obiecać wadowiczanom rychłą beatyfikację i kanonizację Jana Pawła II.
Ta wygłoszona po niemiecku deklaracja miłości stała się symbolem dostrzeżonym przez świat zewnętrzny - oto Polacy, w najbardziej „Wojtyłowym" z tysięcy papieskich miejsc w Polsce, powiedzieli Papieżowi i światu: „Kochaliśmy Jana Pawła II miłością synowską i braterską, ale jesteśmy dziećmi Kościoła powszechnego i kochamy też jego następcę na Tronie Piotrowym, Niemca Benedykta XVI". Był to komunikat ważny dla watykanistów i socjologów, a także dla polityków. Oto dowiedliśmy, że nie jesteśmy ciasnym nacjonalistycznym narodem wiernym Rzymowi póki nasz rodak dzierży klucze Piotra, ale że polski katolicyzm żarliwy i konserwatywny jest z ducha powszechnego Kościoła.
Drugie z drobnych wydarzeń wyznaczających kroki milowe papieskiej pielgrzymki to krótka chwila w oknie przy Franciszkańskiej w Krakowie. Chwila ściśle związana ze spotkaniem Benedykta XVI z młodzieżą. W sobotni wieczór Benedykt XVI wyszedłszy do zgromadzonego przed „papieskim oknem" tłumu, wygłosił parę zdań przygotowanych na kartce po polsku. I uśmiechnięty, tym wadowickim i krakowskim głębokim uśmiechem, wyraźnie nie miał ochoty wycofywać się w głąb swoich apartamentów. Jestem pewien, że gdyby nie językowa bariera, to, podobnie jak Jan Paweł II, wdałby się w dialog z tysiącami młodych ludzi stojących pod oknem Pałacu Arcybiskupów Krakowskich.
Widzę już irytację Redaktora czytającego te notatki. Przecież miałem pisać o międzynarodowym wymiarze pielgrzymki, a ja tu tymczasem o drobiazgach... Ależ nie, ja właśnie piszę o wymiarze międzynarodowym pielgrzymowania Benedykta XVI do Polski. Bo to, że Warszawa, Kraków, Oświęcim czy Częstochowa były wśród tak zwanych headlinów światowych telewizji i gazet - to oczywiste. W końcu była to w istocie pierwsza zagraniczna podróż nowego Papieża. Ale obraz Polski wyłaniający się z relacji dziennikarskich był inny niż założony sobie w tezach niejednej redakcji. Bo spodziewano się, że Polacy przyjmą Benedykta XVI chłodno, potwierdzając tym samym, że są zwykłym europejskim narodem, który swoją religijność w istocie wiązał tylko z faktem władania charyzmatycznego i wielkiego Rodaka na Wzgórzu Watykańskim. Stąd takie zaskoczenie, gdy Polacy zwrócili się do Papieża po niemiecku, stąd zaskoczenie niezwykle ciepłym przyjęciem Ojca Świętego.
Niemal równie ważne jest i to, że Benedykt XVI wyjeżdżał z Krakowa odmieniony. Intelektualista, wybitny teolog i czytelnik dzieł św. Augustyna przyjechał do Polski w podróż sentymentalną. Chciał przekroczyć smugę cienia swojego Wielkiego Poprzednika. Przecież pontyfikat Benedykta XVI miał być odmienny. Zamiast wielkiego showmana Kościoła, porywającego miliony, miała być chwila skupienia. Zamiast zbiorowego przeżywania wiary jednostkowe skupienie, spotkania w kaplicach, a nie na stadionach, wreszcie krucjata do Europy w miejsce porywania milionów Afrykańczyków czy Azjatów.
Bez wątpienia Papież wyjechał z Polski umocniony w przekonaniu, że Europa nie jest jeszcze stracona dla katolicyzmu. Setki tysięcy młodych ludzi rozmodlonych i rozśpiewanych to znak nadziei. Zarazem jednak spontanicznie rzucone słowa, że „jak Bóg pozwoli", to ponownie stanie niemiecki Papież w oknie na Franciszkańskiej, są czymś więcej niż zwykłą obietnicą. To deklaracja łagodnej, ale jednak rewizji tej koncepcji komunikowania się z wiernymi, którą miał Benedykt XVI. Mam wrażenie, że podczas tej pielgrzymki Papież się spolonizował w tym sensie, że zrozumiał wagę polskiego doświadczenia zbiorowego przeżywania i wyznawania wiary. Duch Jana Pawła II, tak wyraźnie obecny podczas pielgrzymki, zwyciężył nad ascetyzmem Benedykta. Zwyciężył również nad sceptycyzmem światowych mediów.
Być może dlatego poruszająca i moralnie niesłychanie ważna wypowiedź w Birkenau nie okazała się najważniejszym akcentem pielgrzymki. Najważniejsze okazało się to, co było spontaniczne. Przejęcie się przez Papieża dobrymi stronami polskiej religijności. Karol Wojtyła kolejny raz okazał się zwycięzcą, kolejny raz potężna osobowość największego z Polaków okazała się czynnikiem organizującym Kościół i życie narodów. Bo w ciągu czterech dni, podążający śladami Poprzednika, Benedykt XVI objawił się jako Papież pokolenia JPII. Oby na trwałe, oby jego krucjata do Europy zakończyła się powodzeniem.
A jeśli pytamy o implikacje międzynarodowe i poprawę wizerunku Polski, to wystarczy jeden przykład. Oto w niedzielę agencje podały, że brytyjski premier Tony Blair poinformował publicznie, że w przyszłym tygodniu będzie przekonywał Papieża do tego, by udał się z pielgrzymką do Wielkiej Brytanii. Bez obrazu przekazywanego z Polski przez wszystkie telewizje na pewno nie podkreślałby tego publicznie. A sam Benedykt XVI? Nie wykluczam, że siedząc w papieskim fotelu samolotu wiozącego go do Rzymu, Papież westchnął: „Wojtyło, zwyciężyłeś".
Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu. W latach 1997--2001 podsekretarz stanu i główny doradca premiera ds. zagranicznych, obecnie zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Wprost"
opr. mg/mg