Rocznica cudu

W kolejne rocznice papieskiego umierania nie można się zatrzymać na samych tylko wspomnieniach i czekaniu na 21.37, jak na północ w Sylwestra...

"Idziemy" nr 13/2009

Ks. Henryk Zieliński

Rocznica cudu

Przed nami czwarta już rocznica śmierci Jana Pawła II. Program jej obchodów zapowiada się bogato. Będą uroczyste celebry, koncerty, sympozja i publikacje. Media publiczne – jeszcze na razie z ustawowym obowiązkiem respektowania wartości chrześcijańskich – szykują cały blok tematyczny. A nadawcy komercyjni też chyba nie pozostaną w tyle, bo Papież ciągle się jeszcze nieźle sprzedaje.

I w tym chyba jest jednak problem – że Papież nam się za dobrze sprzedaje. Dlatego grozi nam zrobienie z niego czegoś w rodzaju logo: kubki z Papieżem, talerze z Papieżem, koszmarne figurki i tandetne kalendarze powielające od dziesięcioleci te same ujęcia Papieża. Ale nie tylko. Bo również przy wielu inicjatywach kulturalnych Papież jest potrzebny, aby one mogły zaistnieć. Na cześć Papieża wysłuchamy więc koncertu, spotkamy się w nobliwym gronie, zaśpiewamy „Barkę”. Hasło „Jan Paweł II” ciągle jeszcze ułatwia zdobywanie sponsorów dla rozmaitych pomysłów. Otwiera także serca i kieszenie na bardzo szlachetne sprawy, jak choćby na pomoc dla zdolnej ubogiej młodzieży za pośrednictwem fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Dlatego wrażliwości na Jana Pawła II nie należy lekceważyć. Trzeba tylko uważać, aby Papieża nie skomercjalizować w sposób, jakiego On by sobie nie życzył.

Jan Paweł II nie jest przecież zwykłym idolem ani ikoną popkultury. Jest – jak powszechnie wierzymy – świętym, choć na urzędowe potwierdzenie tej prawdy przez Kościół jeszcze czekamy. A święci nie mają nas bawić ani dostarczać okazji do nostalgicznych wspomnień. Dzięki tajemnicy świętych obcowania, przykładowi życia i pozostawionym naukom mają nas prowadzić do Chrystusa. Przyznaję, że jeśli miałbym jakikolwiek wpływ na sposób przedstawienia Jana Pawła II na obrazie kanonizacyjnym, to postulowałbym portret Papieża charakterystycznie uwieszonego oburącz na pastorale w kształcie krzyża. Ukrytego za krzyżem. Albo wtulonego w krzyż, jak w jego ostatni Wielki Piątek. To ilustracja pasterskiego zawołania: „Totus Tuus – Cały Twój”. Na Papieża trzeba patrzeć przez pryzmat krzyża, jako na sługę naszego zbawienia w Chrystusie.

W kolejne rocznice papieskiego umierania nie można się zatrzymać na samych tylko wspomnieniach i czekaniu na 21.37, jak na północ w Sylwestra. Jakimś spłaszczeniem i duchowym skomercjalizowaniem byłoby chyba także celebrowanie „przy okazji Papieża” nas samych, naszych lokalnych społeczności, ich notabli, czy rozmaitych artystów. Papieskie umieranie nie było przecież jedynie wydarzeniem historycznym. Było z jego woli ostatnią katechezą dla świata, albo nawet ostatnią encykliką. Wtedy rozumieliśmy ją bez słów. Kościoły zapełniły się wiernymi bez zaproszenia ze strony duszpasterzy. Ba, czasem nawet mimo braku entuzjazmu duszpasterzy – tak też bywało! Przed konfesjonałami stawały kolejki tak długie, jak do Grobów Pańskich na Trakcie Królewskim w Wielką Sobotę. Papież bez słów prowadził do Chrystusa.

I to właśnie trzeba w tajemnicy świętych obcowania z Janem Pawłem II co roku powtarzać. Trzeba się nad tą „ostatnią encykliką” znowu pochylić, aby jak przed czterema laty przeszedł przez nasze serca cud nawrócenia. Głównym miejscem celebrowania rocznicy papieskiego umierania mają być świątynie i konfesjonały. A wszystko inne może być tylko sposobem wyrażania swojej radości z pojednania z Bogiem za sprawą naszego Papieża.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama