Dla kogo Synod był ostatnią szansą?

O co właściwie chodziło podczas ostatniego Synodu Biskupów? Co jest stawką w dyskusji?

Kościołem zarządzają biskupi na mocy mandatu samego Pana Jezusa. Wsłuchujemy się w ich głos i modlimy się, aby mieli odwagę nie tracić z oczu Tego, który ich wybrał, i który ich zapewnił: „To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale odwagi! Ja zwyciężyłem świat”

W poprzednim tygodniu napisałem w edytorialu kilka słów na temat niedawno zakończonego Synodu Biskupów dla Amazonii wskazując na główne tematy, które pojawią się w dokumencie końcowym. Opierałem się oczywiście o doniesienia prasowe dotyczące tematu. Nadmieniłem też, że wielkie jest zamieszanie w mediach odnośnie tematów, jakie były dyskutowane podczas Synodu i, jak na pewno zdążyli się zorientować zwłaszcza ci, którzy czytają prawicowe tygodniki i zaglądają na konserwatywne portale, jaka ostra krytyka popłynęła pod adresem papieża Franciszka. To ostatnie bynajmniej nie powinno nas dziwić, bo od dawna można mieć przekonanie, że jednym z istotnych motywów, dla których biały dym na Watykanie obwieścił akurat tego papieża było najwyraźniej to, aby niektórzy publicyści mogli wreszcie okazać się bardziej papiescy i ortodoksyjni niż sam papież (co przy Janie Pawle II czy Benedykcie XVI było bardzo trudne). No i mają używanie. Rzadko sięgam do ich publikacji, a mimo to już mam przesyt tej ich troski o „zmierzający ku przepaści Kościół” i nawoływania do „powstrzymania papieża Franciszka od rozwalenia Kościoła”.

Co jest stawką obecnych dyskusji w Kościele?

Dlatego postanowiłem dzisiaj zatrzymać się na dłużej nad tematami, które — jak się wydaje — rzeczywiście pojawiły się w obradach ojców synodalnych, ale chciałbym to zrobić w szerszym kontekście i możliwie bez tej nieznośnej maniery pouczania papieża, co ma zrobić, a czego nie, tak bardzo obecnej w dyskursie polskich komentatorów ze strony konserwatywnej, która z racji na moje własne postrzeganie Kościoła, powinna mi być znacznie bliższa niż ta liberalno - modernistyczna, a jednak potrafi mnie zirytować nie mniej niż ta ideowo ode mnie odległa.

Chcę w tym miejscu podziękować Krzysztofowi Osiejukowi, który naprowadził mnie na pewien ważny tekst, mało tego, przetłumaczył go z angielskiego na polski, znacznie ułatwiając mi zadanie. Chodzi o wypowiedź amerykańskiego teologa z Katolickiego Uniwersytetu Ameryki w Waszyngtonie Chada C. Pecknolda. Zanim jednak zajmiemy się tą wypowiedzią, najpierw warto może wskazać jakie tematy pojawiły się w obradach i wzbudziły kontrowersje. I tutaj chciałbym się oprzeć o relację Georgea Weigla, doskonale znanego amerykańskiego pisarza katolickiego, teologa, działacza społecznego, autora m.in. jednej z najlepszych biografii Jana Pawła II. Weigel podkreśla w swojej relacji, że podczas Synodu wszystkie karty zostały odkryte, czyli że wiemy już dokładnie jakie pastoralne i doktrynalne kierunki są proponowane przez różne strony wewnątrzkościelnego dyskursu. Weigel ocenia, że została osiągnięta bottom line, czyli doszliśmy do sedna sporu o przyszłość Kościoła i wylicza, co — jego zdaniem, ale też zdaniem wielu biskupów i kardynałów — jest  stawką tego sporu. Pozwolę sobie zacytować:

„Stawką jest realność i wiążący autorytet Boskiego Objawienia przekazany nam przez Pismo i Tradycję. Czy Objawienie ocenia historię - w tym obecny moment historyczny i jego uzasadnione obawy dotyczące środowiska - czy też historia osądza Objawienie (a zatem domaga się na przykład, aby katolicyzm XXI wieku porzucił biblijny pogląd na wyjątkowość człowieka i jego wyjątkową odpowiedzialność w naturalnym świecie)?

Stawką jest nauczanie papieży Świętego Jana Pawła II i Benedykta XVI rozumiane jako autentyczna interpretacja Soboru Watykańskiego II - interpretacja, która gwarantuje żywotność Nowej Ewangelizacji w różnych częściach Kościoła na świecie.

Stawką jest nauczanie zawarte w Encyklice Veritatis Splendor z 1993 roku, na temat rzeczywistości czynów wewnętrznie złych, działań, które nigdy nie mogą być usprawiedliwione za pomocą intencji czy konsekwencji.

Stawką jest nauczanie Listu apostolskiego Ordinatio Sacerdotalis z 1994 roku, w którym Kościół jest upoważniony do dopuszczania do święceń kapłańskich.

Stawką jest nauczanie Kongregacji Nauki Wiary w Deklaracji Dominus Iesus, na temat wyjątkowej roli Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela, deklaracji, którą osobiście potwierdził papież Święty Jan Paweł II podczas Wielkiego Jubileuszu w 2000 roku.

Stawką jest relacja Kościoła powszechnego do Kościołów lokalnych: czy katolicyzm jest federacją Kościołów narodowych lub regionalnych, czy też katolicyzm jest Kościołem powszechnym z wyraźnymi lokalnymi wyrazami?

Stawką jest sama prawdziwa natura Kościoła: czy Kościół katolicki jest wspólnotą uczniów w misji, ustanowionych sakramentalnie i uporządkowanych hierarchicznie, czy też Kościół ma sam siebie pojmować przede wszystkim przez analogię do świata, jako organizację pozarządową (NGO) poświęconą dobrym dziełom na rzecz biednych, środowiska, migrantów, itp.?

Stawką jest realizacja mandatu Pana Jezusa z Ewangelii wg św Mateusza 28,19—20: „Idźcie więc i czyńcie uczniów ze wszystkich narodów”.

Odpowiedź na te kwestie wpłynie później na ewentualne zmiany w dyscyplinie i doktrynie Kościoła. Pozostając jeszcze przy relacji Georgea Weigla chciałbym wskazać na pewien fragment, w którym przywołuje on deklarację jednego z brazylijskich biskupów, architektów Synodu dla Amazonii. Wychodząc z auli Pawła VI miał ów purpurat wykrzyknąć z pasją i nie dbając o dyskrecję: „To jest nasza ostatnia szansa”. I pyta w tym kontekście Weigel, o jakiej szansie mówił brazylijski biskup? Jego zdaniem nie chodziło tylko o najbardziej znane postulaty wyświęcania żonatych mężczyzn, czy też jakiejś formy „święceń” dla kobiet, o czym mówiło się podczas Synodu, ale raczej o szerzej rozumiany projekt ideologiczny, który uważa się za typowy i rdzenny dla Ameryki Łacińskiej, podczas gdy w rzeczywistości został on tam zaszczepiony przez fakultety teologiczne umierającego katolicyzmu Zachodniej Europy. Czy zatem należy bić w dzwony na trwogę w obliczu „tej ostatniej szansy”?

Nihil novi sub sole

I tutaj chciałbym przejść do zapowiadanego tekstu Chada C. Pecknolda, który pozwala nam spojrzeć na kwestię bez paniki. Zauważa, że choć wszyscy pamiętamy jak podczas Soboru Watykańskiego II, wielu spodziewało się zmian w nauczaniu Kościoła odnośnie antykoncepcji i jak było rozczarowanych Encykliką Humane vitae Pawła VI, który potwierdził nauczanie Kościoła w tym zakresie, to jednak wielu zapomina, że inne wielkie rozczarowanie liberalnego Kościoła lat 70. dotyczyło celibatu kapłańskiego. „Krótko po zakończeniu Soboru tysiące kapłanów odeszło od Kościoła, seminaria i klasztory zaczęły pustoszeć, zarówno pod względem liczebności, jak i świętości. Spadek liczby księży był częściowo wynikiem upadku wiary w kapłaństwo, sakramenty, ofiarę samej Mszy. Kiedy tylu kapłanów przeszło w stan świecki, udział osób świeckich zaczął być traktowany jako swego rodzaju klucz do przezwyciężenia owego kryzysu. (...) Jednak wielu wytrwało. Wielu pozostało wiernymi kapłanami i ci nadal wierzyli, że ich doświadczenie soboru - jako „wydarzenie” bardziej duchowe, niż rozumowe - wzywa ich do pracy nad głębszą, epokową zmianą, nawet gdyby do jej urzeczywistnienia miało dochodzić przez całe ich życie”. Dalej przypomina nasz autor, że w 1970 roku grupa najwybitniejszych niemieckich teologów obecnych na krajowej konferencji biskupów, wydała komunikat, w którym podkreślili, że „potwierdzenie w roku 1967 przez papieża Pawła VI celibatu kapłańskiego, i to mimo tak wielkiego i powszechnego sprzeciwu, wymaga dyskusji. Stwierdzili wówczas autorzy owego pisma, że jakiekolwiek zastrzeżenia Pawła VI co do święceń małżeńskich (viri probati) nie mogą stanowić końca dyskusji”. Na potwierdzenie swoich słów Pecknold cytuje ów dokument: „(...) Kościół musi zachować swoją misyjną siłę wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. W każdym wypadku, obowiązujący dziś nakaz celibatu nie może stanowić absolutnego punktu odniesienia w ewentualnych dyskusjach, z takim wymaganiem, że wszelkie inne kwestie kościelne i duszpasterskie muszą być z nimi zgodne. Jeśli wobec „szczególnych wyjątków” nawet sam papież nie odrzuca w sposób bezwzględny możliwości wyświęcania starszych żonatych mężczyzn (viri probati), co przecież i tak już jest w niektórych sytuacjach praktykowane, tym samym więc potwierdza, że przy zaistnieniu nowych okoliczności, można by ponownie ocenić prawo i praktykę celibatu. W swojej analizie, nie zasugerowaliśmy niemieckim biskupom żadnych rozwiązań, jednak mamy prawo i obowiązek w tej trudnej chwili, na podstawie naszego teologicznego doświadczenia, oraz w poczuciu nadanego nam obowiązku, przekazać członkom niemieckiej konferencji biskupiej, z całym szacunkiem dla ich wysokiego urzędu i stanowiska, że gdy chodzi o temat celibatu, powinni oni mieć prawo do wystąpienia z nową inicjatywą nawet wobec dotychczasowej praktyki Kościoła, czy deklaracji samego papieża”.

Proszę sobie wyobrazić, że list ten został podpisany przez Josepha Ratzingera, Karla Rahnera, Waltera Kaspera, Karla Lehmana i kilku innych teologów niemieckich. Trzej z nich zostali kardynałami, a jeden nawet papieżem. „Chociaż później napisał niektóre z najpiękniejszych rzeczy o celibacie kapłańskim, w rzeczywistości to właśnie Benedykt XVI uczynił najwięcej na rzecz zwiększenia liczby żonatych kapłanów. Mylą się więc ci, którzy sądzą, że kwestia viri probati — o której tyle dyskutowano podczas ostatniego synodu amazońskiego - jest w jakikolwiek sposób wyjątkowym owocem pontyfikatu papieża Franciszka”.

I dalej Pecknold przywołuje wspomniane przeze mnie wyżej i cytowane przez Weigla słowa brazylijskiego purpurata: „To nasza ostatnia szansa”. I tak je komentuje: „Musimy jednak zrozumieć, że to właśnie tacy jak on kapłani, wielu z nich pod sam koniec swojego życia wyprowadzonych na tę jedną chwilę ze swoich emerytur, przeżyli całe swoje życie w nadziei na tę właśnie ostatnią szansę. Dla tego właśnie pokolenia wciąż przeżywającego tamto „epokowe wydarzenie”, to właśnie musi być ten moment, kiedy oni wreszcie poczuli, że są już bardzo bliscy doprowadzenia kapłaństwa do miejsca, na które tak bardzo liczyli w latach 70. Ale cóż to jest za miejsce? Czy owa „ostatnia szansa” nie jest przypadkiem „ostatnim westchnieniem” tamtego pokolenia, które przez chwilę żyło w nadziei ostatecznych zmian? Czy to nie jest ostatnie westchnienie tych, którzy stawiają proces nad treścią? Czy to nie jest koniec owego pokolenia teologów, którzy traktują ludzkie doświadczenie jako standard wobec Pisma i Tradycji? Czy to nie jest koniec pokolenia, które uważa, że tymczasowe potrzeby stoją wyżej od kontemplacji wiecznych prawd, zwracając większą uwagę na lokalne posągi niż na Najświętszą Maryję Pannę?

Jest też jednak i inne pokolenie, być może nie tak jeszcze liczne, które chce na nowo postawić tamte granice. Istnieje pokolenie, które kontempluje święte dziewictwo Chrystusa, które widzi nie tylko ludzkie prawo, ale wyższość świętego celibatu jako ofiary słusznie nakazanej dla głoszenia doskonałej ofiary Chrystusa. Jest takie pokolenie, które wierzy, że głoszenie Chrystusa ukrzyżowanego przyniesie większe żniwo. Jest takie pokolenie. Nawet jeśli jeszcze głównie nie w Rzymie, to istnieje. I oddycha pełną piersią”.

Pan jest w łodzi

Prawda, że od razu inaczej możemy spojrzeć na omawiane kwestie? Czasami brakuje nam odpowiedniego dystansu i zbyt łatwo dajemy się ponieść alarmistycznym krzykom, zapominając, że Kościół istnieje 2000 lat i nie ludzie są gwarancją jego istnienia. Zacytuję znowu Pecknolda, ale skoro już go odkryliśmy, to czemu się krygować. W innym tekście, ale zawsze na kanwie rzekomego kryzysu Kościoła naszych czasów, napisał on takie słowa, z którymi Was zostawię: „Żadne papiestwo nie było pozbawione opatrznościowego celu. Żaden papież nie był tak zły, aby święci nie zostali posłani przez Boga za jego panowania. I zaryzykuję przypuszczenie, że Kościół katolicki nie jest teraz słabszy niż wtedy, gdy Pan spał w targanej burzą łodzi, a jego uczniowie umierali ze strachu. Falochron zawsze trwa, ale nigdy nie była nim hierarchia ani ziemskie części Kościoła. Falochronem, obroną jest Pan, który jest w łodzi”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama