Przystanek Jezus 2002

Opis "Przystanku Jezus", który odbył sie w roku 2002.


Przystanek Jezus 2002

Marcin Perfuński

Bp Edward Dajczak, organizator "Przystanku Jezus": - My nie chcemy nagabywać ludzi, aby przyszli do Kościoła. Młodzi z "Przystanku Jezus" idą do innych młodych i mówią im, dlaczego chcą żyć tak, a nie inaczej. I nie chodzi o to, że my, lepsi, idziemy do tych gorszych. W oczach Boga każdy jest tak wiele wart, że tego typu wartościowanie w ogóle nie wchodzi w grę.

Te słowa biskupa Dajczaka to dla mnie najlepsze podsumowanie "Przystanku Jezus" - spotkania, które od paru lat towarzyszy największej imprezie muzycznej w Polsce - "Przystankowi Woodstock". Już wiele przykrych słów padło pod adresem organizatorów obu imprez. "Przystankowi Jezus" zarzucano, że podczepia się pod "Przystanek Woodstock" i żeruje na frekwencyjnym sukcesie tej imprezy. "Przystankowi Woodstock" nie szczędzono słów krytyki, nazywając go wylęgarnią narkomanów, alkoholików, dealerów itp. Czas zakopać topór wojenny, bo takie opinie nie służą ani jednym, ani drugim. Poza tym są one niepełne i nieuczciwe. I po prostu nieprawdziwe.

Miasteczko i mieszkańcy

Zacznijmy od korzeni. Organizowany od ośmiu lat "Przystanek Woodstock" to podziękowanie wszystkim, biorącym udział w kolejnych finałach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Organizator imprezy, Fundacja WOŚP, zgodnie ze swoim statutem ma prawo wydać 10% na "realizację swych celów strategicznych". Robi to, organizując "Przystanek Woodstock".

 

Centrum każdej edycji imprezy stanowi gigantyczna (największa w Polsce!) scena muzyczna. Wokół niej na kilka dni powstaje niewyobrażalnych rozmiarów kilkusettysięczne namiotowe miasteczko. Ma ono własne uliczki, knajpki, małe sceny, punkty żywieniowe i sanitarne, bazarek oraz różne rozrywki, np. kino i bungee. Tak było w Czymanowie, Szczecinie-Dąbiu, a przez ostatnie lata w Żarach.

Na "Przystanek Woodstock" ściągają ludzie z całej Polski. Często są to młodzi - niepokorni związani z subkulturami punków, metalowców, anarchistów czy rastafarian. A czasami po prostu samotni. Przyjeżdżają, żeby posłuchać swojej muzyki i spotkać podobnych im ludzi. Chcą razem spędzić ze sobą kilka dni, z dala od problemów domu, rodziny, szkoły czy uczelni. Przyjeżdżają, bo na "Przystanku Woodstock" panuje niezoobowiązujący, beztroski klimat. Byle dobrej muzyki, jedzenia i piwa nie brakowało.

Oprócz zwykłych bagaży, często mieszczących się w jednej torbie, przywożą ze sobą swoje charaktery, sposób bycia, przyzwyczajenia i nawyki, a także - niestety - uzależnienia, słabości i to, co złe. Każdy z nich ma za sobą jakąś mniej lub bardziej poplątaną przeszłość. Na "Przystanku Woodstock", gdzie nie stoi nad głową czuwający rodzic czy wychowawczyni z bacikiem, to wszystko wychodzi na wierzch. Niestety, czasami za bardzo.

Dostrzec człowieka

Bp Dajczak: - Podchodzi do mnie chłopak z kolorowymi włosami i mówi: "niech ksiądz nie patrzy na mój wygląd, tylko zobaczy we mnie człowieka". To chyba najlepsze podsumowanie tego, co tu robimy: dostrzegamy człowieka.

Te słowa biskupa Dajczaka przypominają mi się zawsze, gdy czytam niektóre relacje z "Przystanku Woodstock". Często wynika z nich, że impreza ta gromadzi sam margines społeczny, któremu w głowie tylko chlanie, ćpanie, seks i wszystko, co najgorsze. Ludzie śpią w brudzie oraz syfie i nikogo nie interesuje, co się z nimi dzieje. A nad tym wszystkim stoi pyszny Jurek Owsiak z rogami i śmieje się do rozpuku. Po prostu Sodoma i Gomora. Nic, tylko zniszczyć, zlikwidować i zapomnieć.

Najwyraźniej ja byłem na jakimś innym "Przystanku Woodstock". Owszem, byli tam ludzie pijani, czasami mijało się zamroczonych narkotykami, ale mi nikt prochów nie proponował (jestem wyjątkiem?). Co do seksu, to nie wiem, bo nikomu do namiotu nie zaglądałem. Faktycznie, śmieci było od groma, a okolice każdego kubła były dla wielu najlepszym miejscem na opróżnienie pęcherza. Ale czy to jest jedyny, pełny i do końca prawdziwy obraz "Przystanku Woodstock"? Ja widziałem także tłumy trzeźwych, którzy po prostu bawili się przy scenie. Ciekawe, dlaczego akurat tych ludzi niektórzy dziennikarze nie zauważali...

Oczywiście, nikt z organizatorów nie udaje, że problemu nie ma. Trudno zresztą go nie dostrzec. Zamiast jednak biadolić "jaka to wstrętna jest ta dzisiejsza młodzież" trzeba dać im szansę wyjścia na prostą. Dlatego na terenie "Przystanku Woodstock" swoje stoiska rozstawiły organizacje antyalkoholowe i antynarkotykowe. Ich przedstawiciele chodzili po całym polu namiotowym, rozdawali ulotki, nalepki i koszulki, a także specjalne ankiety. Dzięki nim każdy mógł sprawdzić, czy jest uzależniony od środków odurzających.

Przynosiło to jakieś efekty? Mój znajomy, pracujący w Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, był zaskoczony. Ludzie ustawiali się po ankiety w kolejce, umawiali się na poważne rozmowy, pytali co robić dalej. Dla wielu z nich były to pierwsze takie rozmowy w życiu! W swoim mieście nie spotkali nikogo, kto mógłby z nimi o tym porozmawiać. Dopiero na "Przystanku Woodstock"...

Pomóc poplątanym

 

Bp Dajczak: - Tu przyjeżdżają ludzie, którzy czegoś szukają, albo jeszcze nie wiedzą, o co im chodzi, lub są po prostu poplątani. Szukają różnych dróg. Na "Przystanku Woodstock" pojawiają się różne propozycje. Gdyby wśród nich nie było propozycji Ewangelii, byłoby bardzo niedobrze. Uznałbym to za niewierność nakazowi Chrystusa.

Trzeba dobrego, wręcz Bożego serca, żeby przebić się przez pierwsze nienajlepsze wrażenie, jakie wywołuje widok zaniedbanego człowieka, z kolorowymi włosami czy kolczykami w różnych dziwnych miejscach. Taką wrażliwością cechują się twórcy "Przystanku Jezus". Od początku widzieli w uczestnikach "Przystanku Woodstock" ludzi, którzy - choć niepokorni, niezadowoleni z otaczającej ich rzeczywistości czy zbuntowani - są nadal ludźmi. Bóg ich mocno kocha. I czeka na każdego z nich.

"Przystanek Jezus" powstał po to, być dać każdemu z nich szansę na poznanie Pana Boga. Pomimo początkowych perturbacji udało im się porozumieć z Jurkiem Owsiakiem i zupełnie legalnie rozbili swój namiot na terenie "Przystanku Woodstock". Porozumienie poszło tak daleko, że sam Owsiak zachęcał: - Każdy kto przyjdzie na "Przystanek Jezus" spędzi czas dobrze.

Ewangelizatorzy, których było około tysiąca, mieli na sobie koszulki z napisem "Jezus OK". To miało prowokować do rozmowy. W tych koszulkach chodzili po terenie "Przystanku Woodstock" i rzeczywiście - co chwilę byli zaczepiani, zagadywani, albo po prostu przybijali "piątki". Towarzyszyła im grupa kleryków i księży. Dla wielu z nich było to pierwsze tak mocne doświadczenie ewangelizacyjne. Wychuchani w ciepłych seminariach po raz pierwszy mieli styczność z zagubionym człowiekiem "z tego świata", którego trzeba przede wszystkim nakarmić, dać mu pić, chwilę pogadać, dopiero potem za niego czy z nim się pomodlić, a już na samym końcu prawić kazania.

Na brak modlitwy nikt zresztą nie mógł narzekać. Cały czas, 24 godziny na dobę, w kąciku namiotu "Przystanku Jezus" trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Każdego dnia odprawiana była Msza św., po południu dwugodzinna modlitwa. Na dodatek modlono się nad tymi, którzy zechcieli. Nie brakło również dobrej muzyki z przesłaniem. Zagrali m.in. Leaf, Chili My, Pneuma, 3Miel, Etna i Qltura.

Bp Dajczak: - Kultura to jest dotknięcie człowieka jakimś pięknem. Ono sprawia, że zaczyna on reagować na zupełnie innym poziomie. O to nam chodzi.

Czy warto?

Czy warto organizować tak gigantyczne imprezy jak "Przystanek Woodstock" i "Przystanek Jezus"? Warto z kilku powodów.

Sam "Przystanek Woodstock" to przede wszystkim świetny koncert, na którym można usłyszeć muzykę nielubianą w mediach, a naprawdę kapitalną. Ma ona ogromną ilość swoich odbiorców, o czym można się przekonać stojąc pod sceną. Poza tym Owsiak wyciąga z domów ludzi, którzy pewnie na żadną inną imprezę by się nie wybrali. Na "Przystanku Woodstock" mają okazję nie tylko dobrze się pobawić, ale i poważniej na siebie popatrzeć (wspomniane już organizacje antyalkoholowe i antynarkotykowe).

I wreszcie mają szansę spotkać Chrystusa. Gdyby nie "Przystanek Woodstock", to nie byłoby "Przystanku Jezus", a gdyby nie było tego ostatniego, to nie byłoby tylu "odmienionych historii". Wystarczyło posłuchać niektórych świadectw z "Jezusowej" sceny. Sam bp Dajczak mówi: - Nawet do mnie podchodzili młodzi ludzie, którzy mówili, że poznali Jezusa właśnie tu, na "Przystanku...".

Duch wieje, kędy chce...

wypowiedzi biskupa Dajczaka za e.kai.p

Więcej informacji znajdą Państwo w internetowym wydaniu Magazynu Muzycznego RUAH”


opr. MK/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama