CZY ŁASKA ZABIJA WOLNOŚĆ?
Czy Maryja była wolna w swoim życiu? Czy może poprzez Niepokalanie Poczęcie została „zaprogramowana” przez Boga? Czy jej decyzja w zwiastowaniu była wolna? Nie ułatwia pozytywnej odpowiedzi na to pytanie sama reakcja Maryi na słowa anioła: „oto ja służebnica Pańska”, a dokładnie tłumacząc: „oto ja niewolnica Pana”. Czyżby została skazana na niewolniczą służbę na Bożym dworze? Te ważne pytania, dotyczą nie tylko Maryi, ale ostatecznie każdego człowieka. Dziś pojawiają się głosy, że udzielanie chrztu małym dzieciom to przemoc wobec nich. Niektórzy podpowiadają nawet młodzieży, by wypisywała się z lekcji religii, dzięki czemu wyzwoli się spod wpływu Kościoła. Ukazywanie religii, a szczególnie Kościoła katolickiego, jako zagrożenia dla wolności natrafia na podatny grunt, szczególnie w sercach ludzi młodych: nastolatków oraz tych, którzy podejmują pierwsze kroki w dorosłości.
Zatrzymajmy się zatem nad doświadczeniem Maryi. Otóż spotykamy dziś w Ewangelii Maryję, dziewczynę izraelską, nastolatkę. W scenie zwiastowania mogła mieć kilkanaście lat. W takim bowiem wieku odbywały się zwykle w tradycji izraelskiej zaręczyny. To, że była zaręczona, wnioskujemy ze słów Ewangelii, która mówi o Maryi jako o „Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef”. Zawieranie małżeństwa w Izraelu dokonywane było w tamtych czasach dwuetapowo: najpierw następowały zaręczyny, związane z podpisaniem kontraktu małżeńskiego (kiduszin), a potem, gdzieś po upływie roku, miały miejsce uroczystości wesele (chuppa), związane z rozpoczęciem wspólnego zamieszkania małżonków. Maryja i Józef byli po pierwszym, a przed drugim etapem zawierania małżeństwa. Świadczą o tym słowa Maryi, która mówi Archaniołowi: „jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” „Nie znam męża” oznaczało „nie znam pożycia z mężem”. Zresztą Ewangelia wg św. Mateusza potwierdza taką właśnie sytuację: „po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem…” (Mt 1, 18).
Mamy zatem nastolatkę, która otrzymuje niezwykłą obietnicę: „oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego”. Jaka mogła być reakcja Maryi na słowa anioła? Mogła odmówić. Ale czy Bożemu posłańcowi można by było odmówić? Oczywiście, że tak. Ewangelia opisuje inną scenę, kiedy to pewien bogaty człowiek, też zresztą młody, na propozycję Jezusa: „chodź za mną”, odszedł zasmucony (por. Mt 10, 21n ). Zaproszenie Jezusa wiązało się bowiem z tym, że miał majątek rozdać ubogim. Odszedł, bo miał za dużo do stracenia. Odmówił samemu Jezusowi. Podobnie mogła uczynić Maryja wobec anioła. Inną reakcją Maryi mogło być próba „testowania” wiarygodności Boga. Tak zareagował na słowa anioła Zachariasz, gdy dowiedział, że w starości stanie się ojcem: „po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku” (Łk 1, 18). Zachariasz oczekiwał znaku. Maryja reaguje inaczej: „jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Analizuje bowiem obietnicę anioła. Nie podejmuje decyzji na ślepo. Pragnie zrozumieć jego słowa, które przecież wyraźnie pokazują, że poczęcie ma dokonać się w najbliższym czasie. Mówiąc o tym, że nie zna męża, po pierwsze opisuje swoją sytuację, w której nie ma jeszcze pożycia małżeńskiego, a po drugie – potwierdza, że nie zamierza łamać zasady czystości przedmałżeńskiej. Odpowiedź zatem przemyślana, wręcz – używając współczesnego języka – asertywna, będąca wyrazem wolności Maryi. Maryja ani nie testuje anioła, ani nie żąda znaku do Boga. Teraz słyszy słowa Gabriela: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym”. Jej myśli zaczynają biec szybciej. Słyszy, że poczęcie nie złamie zasady czystości. Równocześnie wierzy, że tak rzeczywiście może się stać, tym bardziej, że otrzymuje znak (o który wcześniej nie prosiła): „a oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Wierząc, że słowa anioła mogą się spełnić, zaczyna zdawać sobie sprawę z konsekwencji: oto znajdzie się w sytuacji kobiety, która zaszła w ciążę przed oficjalnym zamieszkaniem z mężem. Z jednej strony – obietnica, że stanie się matką Syna Bożego, z drugiej – perspektywa kamienowania, bo taką karę przewidywało Prawo Mojżeszowe za zdradę męża (por. Kpł 22, 22n), a o taki czyn mógł ją oskarżyć Józef. Czy mogła w tym momencie odmówić? Mogła. Jednak mówi: „oto ja służebnica Pańska”. Czy te słowa to wyraz zniewolenia czy wolności? W Izraelu słowo „sługa” miało podwójne znaczenie: z jednej strony wskazywało na osobę pozbawioną praw, ale z drugiej – było zaszczytnym tytułem wielkich postaci powołanych do spełnienia ważnych dzieł zbawczych. Tak nazywani byli sami wielcy: Abraham, Mojżesz, Jozue, Dawid. W ustach Maryi słowa te oznaczają pełną, całkowicie wolną zgodę na misję powierzoną od Boga. Równocześnie włączają ją do grona największych sług. Maryja dopowiada: „niech Mi się stanie według twego słowa”. Zdanie to nie oznacza biernego poddania się biegowi wydarzeń. Jest ono wyrazem akceptacji ze strony Maryi, zawiera jej wiarę, że słowa Boże spełniają się. Maryja potwierdza wolę współpracy z Bogiem.
Z rozważań tych wynika, że Maryja cały czas pozostawała wolna. Ujawnia się jej podmiotowość i autonomia, wyrażająca się w wolnej decyzji zbudowanej na analizie rozumu, oświeconego przez wiarę. Pozostaje jednak pytanie o wpływ łaski Bożej na wolność decyzji. Maryja była niepokalanie poczęta, czyli została zachowana od grzechu pierworodnego. Otrzymała wielką łaską, co wybrzmiewa w słowach anioła: „bądź pozdrowiona, pełna łaski”. „Pełna łaski” – greckie słowo kecharitomene można przetłumaczyć „przemieniona przez łaskę”. Czy była zatem wolna czy zaprogramowana? Wcześniejsze rozważania pokazały, że podjęła wolną decyzję. Łaska ani nie ogranicza ani też nie zabija wolności, lecz ją pomnaża. Postawmy następujące pytanie: kto z dwóch ludzi posiada większą swobodę gry na fortepianie: ten, kto trzaska po klawiaturze, wołając jestem wolny i mogę robić, na co mam ochotę, a tak naprawdę wydobywa fałszywe tony, bo inaczej nie potrafi, a przy okazji szkodzi uszom ludzi z otoczenia; czy też ten, kto, mając wrodzone zdolności muzyczne dobrze je rozwija przez trud ćwiczenia i potrafi zagrać pięknie bardzo skomplikowane utwory? Pierwszy myśli, że jest wolny i twierdzi, że robi, co chce, ale w rzeczywistości czyni tak dlatego, bo inaczej nie umie. Drugi – rozwija talent poprzez trud ćwiczenia i zdobywa coraz większą wolność. Czy potrafiłby trzaskać po klawiszach? Oczywiście, że potrafiłby, ale mówi sobie: „po co mam to czynić skoro potrafię o wiele więcej?” Bo wolność polega ostatecznie na wyborze dobra: im więcej człowiek wybierze dobra, tym bardziej jest wolny. Jeśli zaś wybierze zło, to tak naprawdę wybiera zniewolenie: im więcej zła, tym większe uzależnienie, prowadzące do coraz większych trudności w wyborze dobra. Kto wybiera Boga jako największe dobra, ten wybiera wolność maksymalną. Jest jakiś głęboki paradoks w sformułowaniu Maryi: „oto ja niewolnica Pana”. Wybór Boga i służby Bożej jest bowiem wejściem w bezkresne przestrzenie wolności i szerokich horyzontów życiowych. Ostatecznie niewolnica Pana stała się wniebowziętą Królową. A to, że otrzymała wcześniej ogrom łask: czy to ją zniewoliło? No to zapytajmy, jeszcze raz odwołując się do świata muzyki: czy niezwykłe wrodzone uzdolnienia zniewoliły muzycznie Mozarta czy też wprowadziły go na drogi wolności? Owszem, mógł ten talent zmarnować, ale on go pomnożył i dzięki temu wzniósł się na wyżyny wolności muzycznej. To, że Maryja była kecharitomene, nie ograniczyło jej wolności, lecz przeciwnie – umożliwiło rozwój wolności.
Jeśli z wiarą chrzcimy nasze dzieci, to znaczy, że pragniemy je wprowadzić na drogę wolności. Gdy dbamy o ich duchowy rozwój poprzez praktyki religijne, przez katechezę szkolną, to pragniemy, by podejmowały „trud ćwiczenia” wyboru dobra i by ostatecznie zdobywały coraz większe przestrzenie wolności. Gdy dzieci staną się nastolatkami, będą podejmować coraz więcej decyzji niezależnie od rodziców. Mogą wtedy odrzucić i łaskę i religię, mówiąc, że przecież są wolne, że wypisanie się z lekcji religii dzień po 18-tych urodzinach jest wyrazem ich samodzielności. Takie decyzje mogą być wyrazem przekonania, że trwając dalej w wierze, ma się za dużo do stracenia, jak było w przypadku wspomnianego wyżej bogatego młodzieńca. Jak przekonać młodego człowieka, że odrzucając Boga nie wybiera wolności, ale wchodzi na drogę ku niewoli? Jak pokazać, że Maryja jako nastolatka potwierdziła chęć wędrowania drogą wolności i dzięki temu, okazała się kimś o wiele większym w historii zbawienia niż Mozart w historii muzyki? Jak pokazać młodzieży, że Maryja w sposób wolny i asertywny opowiedziała się za zasadą czystości przedmałżeńskiej? To są pytania, które winny niepokoić rodziców, wychowawców, duszpasterzy.