Symeon … człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela… [i] za natchnieniem Ducha przyszedł do świątyni. Symeon nie szukał Boga w przyrodzie, gwiazdach, pięknie natury (choć niewątpliwie wszędzie tam Bóg jest), ale wyczekiwał Go w świątyni i tam Go znalazł. Jeszcze jeden dowód, że świątynia jest ważna, że umożliwia spotkanie z Bogiem i spotkanie Boga. Iluż ludziom wstąpienie do świątyni otwarło drogę do zabawienia, by wymienić tylko niektórych w ostatnich czasach, jak na przykład: Alexisa Carrela (zm. 1944) – laureata nagrody Nobla, gorącego zwolennika (przed nawróceniem) eugeniki i eutanazji; Jana Jorgensena (zm. 1956) – duńskiego pisarza, przyrównywanego do Andersena; André Frossarda (zm. 1995) – francuskiego filozofa i dziennikarza, syna założyciela Francuskiej Partii Komunistycznej. Wszyscy wymienieni „wzięli w objęcia Boga” wstępując, czasem zupełnie przypadkowo, do katolickiej świątyni.
Świątynia, kościół jest bowiem zawsze domem Boga, jest namiotem, który On rozbił pośród swego ludu. „Wiedzieli” o tym doskonale komuniści, gdy wysadzali świątynie w powietrze, wiedzą i dzisiaj lewacy i liberałowie, gdy zamieniają świątynie na puby i kawiarnie, wiedzą i nasze wojujące feministki, gdy wulgarnymi hasłami na murach świątyń, starają się je zohydzić wierzącym. Paradoksalnie jednak świątynie potrzebne są wszystkim, wierzącym i niewierzącym, by przytoczyć tylko słowa włoskiego pisarza i dziennikarza, agnostyka Maso Biggero: – „kościół to jedyne miejsce, gdzie mogę odnaleźć samego siebie”.
Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju … bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie. W ostatniej części Liturgii Godzin, tzw. Komplecie, słowa starca Symeona stają się modlitwą tych wszystkich, którzy tuż przed zaśnięciem powierzają z ufnością swoje życie Bogu. Kościół, raz jeszcze, okazuje się być najlepszą szkołą, a liturgia najlepszym nauczycielem w tej najtrudniejszej ze sztuk, sztuce umierania: umierania bez żalu, paniki, rozpaczy. Sztuce odchodzenia z tego świata bez „trzaskania drzwiami”.
«
‹
1
›
»