„Przeprawmy się na drugą stronę” (Mk 4,35)
Ewangelista Marek, po tym jak przytoczył kilka Jezusowych porównań, dodaje: „W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli [ją] zrozumieć” (Mk 4,33). Można domyślać się, że uczniom nie tyle słuchanie, ile pojmowanie słów Chrystusowych nie przychodziło łatwo. Dlatego pewne rzeczy Pan wyjaśniał im osobno (por. Mk 4,34).
Pewnego dnia pod wieczór Jezus zaproponował uczniom, może trochę niespodziewanie: „Przeprawmy się na drugą stronę” (Mk 4,35), mając na uwadze jezioro Genezaret. Zmęczony trudami nauczania szybko zasnął w łodzi, gdy tymczasem „zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniła [wodą]” (Mk 4,37). Wszystko to działo się w nocy i sytuacja stawała się groźna. Nic więc dziwnego, że uczniowie zbudzili Jezusa i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” (Mk 4,38). Jezus, zbudziwszy się, zgromił wicher, uciszył jezioro, a do uczniów powiedział: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!” (Mk 4,40).
W opisie Marka chodzi nie tylko o zwykłe przepłynięcie na drugą stronę jeziora. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co się wydarzyło w nocy podczas przeprawy, można widzieć w tej łodzi obraz Kościoła narażonego na różne niebezpieczeństwa, nad którym jednak czuwa Chrystus. Tak wyjaśniało i wyjaśnia ten tekst wielu egzegetów. Ale można też odczytać ten opis w sposób bardziej indywidualny, osobisty, w odniesieniu do każdego z uczniów Chrystusa, i także każdego z nas.
Nie bez powodu ewangelista Marek zaznaczył, że uczniowie nie wszystko rozumieli z Jezusowych przypowieści i że – jak możemy przypuszczać - potrzebne było jakieś wydarzenie, które dałoby im okazję do pewnego myślowego przewartościowania i „przeprawienia się na drugą stronę”, a przede wszystkim innego spojrzenia na Niego samego, którego do tej pory postrzegali jedynie jako szczególnego nauczyciela. Nic dziwnego, że Jezus zarzucił im przede wszystkim brak wiary…
Warto w tym dniu pomyśleć o tym, jak każdy z nas zachowuje się w czasie, w którym różne burze i wichury, zewnętrzne i wewnętrzne, uderzają w Kościół. O wiele prościej i łatwiej jest powiedzieć, że winni są inni, zwłaszcza duchowni, rzekomo głoszący zbyt tradycyjną naukę, katecheci wymagający znajomości prawd wiary i przykazań, przestarzałe struktury… Niektórych ogarniają głębokie lęki o przyszłość Kościoła i świata, bo brakuje powołań, bo przegrywamy kolejne walki o podstawowe dla nas wartości... Oby i w naszych sercach dzisiaj nastała głęboka cisza i pokój, aby móc zapytać z głęboką wiarą: „Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” (Mk 4,41). To może być dla nas początkiem przeprawy na drugą stronę…