„Oto pan młody idzie” (Mt 25, 6).

„Oto pan młody idzie” (Mt 25, 6).
Po przeczytaniu dzisiejszej Ewangelii niemal spontanicznie powstają liczne pytania, wśród których to, które jest – wydawałoby się – trochę banalne: dlaczego pięć panien nie wzięło z sobą oliwy? Można szukać różnych odpowiedzi. Może były zmęczone? Może nie miały możliwości zakupienia oliwy? Może za bardzo skupiły się na panu młodym? Doprawdy, trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne: pięć panien nierozsądnych z jakiegoś powodu nie wzięło ze sobą czegoś bardzo ważnego, co w praktyce uniemożliwiło im udział w uczcie weselnej. Straciły okazję do radości, do przeżycia czegoś pięknego, wyjątkowego. Co więcej, pan młody powiedział im bardzo przykre słowa: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was” (Mt 25, 12).
Na kanwie dzisiejszej Ewangelii można powiedzieć, że nasze życie jest oczekiwaniem na spotkanie z panem młodym i na udział w jego weselnej radości. Żeby to nastąpiło, potrzebujemy lampy i światła, które oświeci naszą drogę i nasze życie. Ale lampa, żeby dawała światło, potrzebuje oliwy. Dobre uczynki, które spełniamy każdego dnia, są tą oliwą, która podtrzymuje światło lampy. A tu „pole do popisu” jest wielkie dla każdego z nas. Wystarczy rozejrzeć się po naszym najbliższym otoczeniu i od razu dostrzeżemy różnych potrzebujących, niekoniecznie tych, którzy sami proszą o pomoc. To są te „zwykłe” okazje do czynienia dobra i one stanowią codzienny „chleb duchowy”; nawet jeśli zdarzy się, że jedna czy druga nie będzie przez nas dostrzeżona, nadejdą inne.
Ale są też okazje szczególne, których nie wolno nam stracić; są okoliczności, które się już nie powtarzają. Jeśli ich nie wykorzystamy, płacimy za to bardzo wysoką cenę. Prawdopodobnie przeżyliśmy już w naszym życiu coś podobnego, co stało się udziałem panien nieroztropnych. Warto sobie przypomnieć te chwile i te sytuacje, także dlatego, by uniknąć podobnych błędów.
Dzisiejsza patronka, św. Monika, należała z pewnością do osób roztropnych i musiała ciągle zabiegać o oliwę, nie tylko dla siebie, ale także dla swojego męża i syna, później wielkiego świętego, Augustyna. Ileż łez wylała, żeby jeden i drugi nawrócili się na wiarę katolicką. Bo ciągłe podtrzymywanie światła nie jest rzeczą prostą i wymaga wielu wysiłków i wyrzeczeń, dzięki którym w pewnej chwili będziemy mogli zobaczyć pana młodego zapraszającego nas na ucztę. Nie możemy sobie pozwolić na bezczynność, na beztroskę, bo każda chwila ma swoje znaczenie. Nic więc dziwnego, że Jezus dodaje na zakończenie dzisiejszej Ewangelii: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25, 13). To nie tylko zachęta adwentowa, ale to słowa, które wzywają nas do życia w gotowości i czujnym oczekiwaniu na chwilę, w której rozlegnie się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” (Mt 25, 6).

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama