Swego czasu pewna osoba w Kościele powiedziała, że w czasach Jezusa nie było dyktafonów, nikt nie rejestrował elektronicznie słów, więc trudno orzec – przekonywał ten ktoś – co tak naprawdę Jezus powiedział. W naszych wspólnotach od czasu do czasu (na szczęście nieczęsto) można usłyszeć w kazaniach podobne wątpliwości. Niektórzy kaznodzieje sugerują, że nie ma dziś pewności, jak wyglądało jakieś wydarzenie opisane w Ewangelii i czy nawet w ogóle miało miejsce. Niejednokrotnie tego typu wypowiedzi rodzą niepokój u słuchaczy. Z drugiej jednak strony mogą prowadzić do zmierzenia się z pytaniem: jak powstały Ewangelie i czy ich tekst nie zafałszował osoby Jezusa Chrystusa. Dzisiejsza liturgia słowa stanowi świetną okazję do poszukiwania odpowiedzi na tego typu wątpliwości.
Zanim przejdziemy do samej Ewangelii warto chwilę zatrzymać się nad współczesnymi nośnikami, bo spośród nich dyktafon został tu przywołany. Może zrodziła się w nas myśl, że gdyby faktycznie za czasów Pana Jezusa były dostępne takie narzędzia komunikacji jak smartfony, aparaty fotograficzne, portale społecznościowe, strony internetowe, to być może lepiej znalibyśmy osobę Jezusa: byłby nagrany Jego głos, a zdjęcia i filmiki z Jego działalności byłyby ogólnie dostępne w sieci. Wszystko byłoby jaśniejsze i klarowniejsze i na pewno łatwiej byłoby wierzyć. Jednak w tym miejscu należy zgłosić dwa poważne zastrzeżenia: czy przez dwa tysiące lat elektroniczne nośniki zachowałyby się? Czy nie uległyby zniszczeniu, zniekształceniu? To oczywiście pytanie o to, na jak długo zachowa się nasza współczesna wiedza umieszczana na komputerach, serwerach, w elektronicznych chmurach? Czy przetrwa dwa tysiące lat? Trudno dziś wyrokować. Drugie zastrzeżenie jest bardziej podstawowe: skąd byśmy wiedzieli, że dane zdjęcie Jezusa, że dany filmik jest autentyczny, że nie został zmanipulowany, sztucznie stworzony dla jakichś potrzeb autora tego filmiku? Na podstawie czego rozróżniałoby się filmiki prawdziwe i fałszywe? Wystarczy obejrzeć wiadomości dnia z dwóch różnych stacji telewizyjnych w Polsce, a rodzi się przekonanie, że to informacje w dwóch różnych krajów. Mamy wątpliwości co do spraw, które dzieją się dziś i teraz, a co dopiero, gdyby trzeba było analizować materiały sprzed dwóch tysięcy lat. Nie, ani dyktafon, ani smartfon nie rozwiązałby problemu w żaden sposób.
Zatrzymajmy się zatem nad samą Ewangelią i zastanówmy się, jak ona powstała i czy zawiera ona treści pewne? W centrum Ewangelii stoi osoba naszego Pana. Jezus przez trzy lata publicznie działał, nauczał i dokonywał wiele cudów i znaków. Słowa swoje kierował zarówno do tłumów, jak i do mniejszych grup, z których najważniejsza była wspólnota dwunastu apostołów. Z nimi spędzał wiele czasu, najdłużej z nimi rozmawiał i cierpliwie im wyjaśniał. Oni jako Jego stali towarzysze najwięcej słyszeli i najwięcej widzieli. To w ich sercach, umysłach i pamięci zachowywały się treści ewangeliczne. Nie każdy zapamiętał to samo, nie każdy zwrócił uwagę na ten sam szczegół, ale wspólnotowo ich pamięć była bardzo rzetelna, dopełniająca się, uzupełniająca. To oni po wniebowstąpieniu Jezusa zaczęli przekazywać Ewangelię tym, którzy wcześniej Jezusa nie znali. Wokół apostołów powstały nowe wspólnoty uczniów, które z biegiem czasu przekształcały się w pierwsze gminy chrześcijańskie. To w tych gminach powstało pragnienie i potrzeba, by prawda do tej pory przekazywana ustnie została spisana. I tego zadania podjął się między innymi Ewangelista Łukasz. W prologu do swojej Ewangelii pisze tak (dziś słyszeliśmy te słowa): „wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono”. Sam Łukasz nie należał do grona apostołów, był uczniem św. Pawła, który także nie należał do dwunastu, nie znał Jezusa działającego w Palestynie, spotkał Go jako Zmartwychwstałego Pana w drodze do Damaszku. Łukasz do sprawy podszedł rzetelnie: wiedział, że podstawowym źródłem są ci, którzy byli „naocznymi świadkami i sługami słowa”, wie, że należało „zbadać dokładnie wszystko” po to, by przekazać prawdę rzetelnie, uczciwie i w sposób pewny; taki cel sobie właśnie postawił, przygotowując swój tekst, kierowany do bliżej nieznanego z historii „dostojnego Teofila”: „abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono”.
Podobnie do zadania podeszli pozostali Ewangeliści. Ich teksty są i podobne i różne. I to właśnie jest bardzo wartościowe. Są podobne, bo wszystkie opowiadają o tej samej sprawie: o osobie Jezusa Chrystusa. To, że się różnią między sobą w niektórych szczegółach, daje nam potwierdzenie, że nie są to zwykłe kopie (na zasadzie „kopiuj-wklej”) czy plagiaty. Teksty te powstały w oparciu o zróżnicowaną pamięć zbiorową poszczególnych gmin, wynikającą zarówno z faktu, że gminy te przez różnych apostołów zostały założone oraz że w różnych warunkach funkcjonowały, co sprawiało, że były zainteresowane innymi fragmentami przesłania Jezusa i pod innym kątem.
Nie da się zatem zrozumieć tekstu Ewangelii, ale i całego Nowego Testamentu bez zrozumienia Kościoła. Pierwsza wspólnota Kościoła była ustną przekazicielką słów Jezusa, następne wspólnoty stworzyły teksty Ewangelii, które to z kolei teksty zaczęły przyczyniać się do powstawania kolejnych wspólnot wierzących. U podstaw Ewangelii leżą autentyczne słowa i czyny Jezusa, autorami tekstów są Ewangeliści jako reprezentanci gmin chrześcijańskich. Kościoła i Ewangelii nie da się rozdzielić. To wspólnota Kościoła przechowała słowa Jezusa i strzeże ich autentyczności. To wspólnota Kościoła odrzuciła wersje Ewangelii, nie przekazujące autentycznej nauki, tzw. ewangelie apokryficzne. A trzeba pamiętać, że we wspólnocie Kościoła od początku rodziło się przekonanie, że przedłuża ona swoją obecnością i działalnością misję Jezusa. Pisze o tym św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian, we fragmencie dziś czytanym: „wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami”. Wspólnota Kościoła jest jednością, choć zróżnicowaną, a fundamentem jedności jest Duch Święty: „wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem. Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne [członki]”. Najważniejszym weryfikatorem autentyczności Ewangelii jest Duch Święty, pod natchnieniem którego pisali Ewangeliści oraz wspólnota Kościoła, w której Duch Święty od początku był obecny.
Jest jeszcze jeden weryfikator prawdziwości Ewangelii, a mianowicie księgi Starego Testamentu. One bowiem przygotowały i zapowiedziały przyjście Jezusa. Niektóry z nich, szczególnie Księga Proroka Izajasza, uczyniły to bardzo szczegółowo. Pierwsza wspólnota Kościoła, czyli grono dwunastu apostołów z woli Jezusa wyrosła z doświadczenia starotestamentalnego Izraela, stając się zaczątkiem nowego ludu Bożego. Słowa i czyny Jezusa wpisały się w niezwykle długą historię zbawienia. Działalność Jezusa jest realizacją proroctw Starego Testamentu. Pięknie mówi o tym dzisiejsza Ewangelia: „w dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana. Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. Jeśli Ewangelia przedstawia słowa i czyny Jezusa jako realizację proroctwa Izajasza, to tym samym nabierają one jeszcze mocniejszej wiarygodności.
Na koniec życzenia: życzę Ci Drogi Czytelniku tego rozważania, byś poczuł się „dostojnym Teofilem”. I „abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono”, przeczytaj najpierw całą Ewangelię Łukasza, potem Dzieje Apostolskie (bo też skierowane są przez Łukasza do Ciebie „Teofilu”), a wreszcie cały Nowy Testament, od początku do końca. Podkreślaj wersety, rób notatki, stawiaj pytania, szukaj odpowiedzi. Po trzydziestu latach bycia księdzem przeczytałem w epidemii po raz kolejny cały Nowy Testament. Nic mi się nie znudziły te teksty, wiele z nich pochłaniałem z wypiekami na twarzy. Zrobiłem wiele notatek, postawiłem sobie nowe pytania, dzieliłem się z bliskimi nowymi odkryciami. Spróbuj i Ty, „dostojny Teofilu”. To dobre lekarstwo na niepewny czas epidemii. Wiedza potrzebna nam do zbawienia przekazana w Ewangelii ma pewność stuprocentową.