Pan Jezus zabiera uczniów na zasłużony odpoczynek. Sam też go potrzebuje, jak każdy człowiek, choćby najzdrowszy i najsilniejszy. Ludzie jednak nie biorą tego pod uwagę. Chcą wycisnąć z Nauczyciela jak najwięcej. W dzisiejszych warunkach moglibyśmy powiedzieć, że nie uszanowano zasad kodeksu pracy, a w tym przypadku Karty nauczyciela. Z drugiej strony, Pan Jezus o swoich uczniów dba, organizuje dla nich ferie. Gdy przychodzą natrętni „petenci”, osobiście rezygnuje ze swojego odpoczynku, ale nie każe uczniom podejmować dodatkowego wysiłku.
Lud o tym nie myślał. Pan Jezus nie ma o to żalu. Pozwala im wykorzystywać Jego nieskończoną dobroć i cierpliwość. W Jego ludzkiej naturze istnieją oczywiście granice, wynikające z biologii. Ale serce Jezusa ma możliwości nieograniczone. Dlatego jest w stanie wykrzesać jeszcze trochę sił, aby nauczać spragnionych Jego słów ludzi.
Czasami mogę mieć obawę, że nadużywam cierpliwości Boga. W szczególności, kiedy po raz kolejny proszę Go o wybaczenie powtarzających się grzechów. Czy wolno mi tak „nadużywać” Bożej miłości? Tak, ponieważ nie jest to nadużycie. Jak długo rzeczywiście pragnę Jego miłosierdzia, On jest cierpliwy i mi je daje, co więcej, uprzedza moją prośbę.
Tym niemniej, istnieje niebezpieczeństwo nadużycia Bożego miłosierdzia. Stanie się to wówczas, gdy zacznę traktować Jego dary jako coś, co mi się należy. Należy mi się życie, wolność szczęście wieczne, należy mi się wybaczenie grzechów... Boga możemy zacząć traktować jak państwo. (Niestety, często państwo zaczyna siebie uważać za Boga…) Płacę podatki, to mi się należy to czy tamto. O ile rzeczywiście dbam o dobro wspólne, to faktycznie mam prawo żądać od państwa, czyli wspólnoty, którą buduję, określonej pomocy. Ale Boga nie stworzyłem, to On mnie stworzył. I wszystko, co mi daje, daje bo chce. Mogę od Niego oczekiwać wiele, bo On mi to obiecał, a swoich obietnic nie łamie. Mogę mieć pewność, że wybaczy mi każdy grzech, o ile żałuję, bo tak mi obiecał. Ale to jest dar, a nie coś, co mi się należy.
Ci, co zawracali głowę Panu Jezusowi nad jeziorem Galilejskim mieli właściwą postawę. „Zbiegli się”, a to znaczy, że podjęli wysiłek. Nieproporcjonalnie mały do tego, co otrzymają, ale jest wyrazem ich dobrej woli. Owce nie mają „prawa” do opieki pasterza. Ale dobry pasterz ich nie porzuca, więc garną się do niego. Wiemy, że nauczanie Jezusa było wymagające. Objawia nieskończoną miłość Ojca, a równocześnie stawia wymagania. Na miłość odpowiadać trzeba miłością. Ludzie chcieli słuchać wymagającej nauki. Owszem, niektórzy się zniechęcą, odejdą. Ale tamtego dnia chcieli przyjąć, co mówi im Jezus, bez warunków wstępnych.