„Przyszedłem na świat jako światło". Z powodu grzechu Adama wszyscy przychodzimy na ten świat „ślepi” i ślepi pozostalibyśmy na nim do śmierci, bo grzech pierworodny skazuje nas, niestety, na mroki: czasowe i wieczne. Ale w chrzcie świętym ujrzeliśmy światło – Jezusa Chrystusa, dzięki któremu odnajdujemy Drogę do Boga. To o tym właśnie mówi ten prosty gest podczas udzielania sakramentu chrztu świętego, tzn. przekazanie dziecku (poprzez przedstawiciela rodziny) świecy zapalonej od paschału, „aby oświecone przez Chrystusa, postępowało zawsze jak dziecko światłości, a trwając w wierze, mogło wyjść na spotkanie przychodzącego Pana”.
"Aby, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności". Niestety, mimo chrztu świętego zdarza nam się niekiedy powracać w ciemności. Mniej lub bardziej wszyscy jesteśmy Nikodemami, szukającymi podczas swych ciemnych nocy światła. Gdzie go szukać? „Gdy nie przyjmuję Komunii świętej, nie mam siły: fizycznej, psychicznej, duchowej. Gdy przychodzę do kościoła często pojawia się we mnie odruch, który na własnej skórze przerobiła biblijna Elżbieta: tańczę! Nie, nie dosłownie, by nie wywołać wśród wiernych popłochu, ale, nie ukrywam, mam ochotę podskoczyć. Czuję ogromną radość. Eucharystia jest wielkim uderzeniem życia. Ona niesie światło! Nie potrafię o tym mówić bez wzruszenia, bo przeżyłam ciemność” (Debora Sianożęcka).
"Nie przyszedłem, aby świat sądzić, ale aby go zbawić". Czytając dzisiejszą Ewangelię wydaje się, że Jezus nie tylko nie jest „zainteresowany” potępianiem kogokolwiek, ale nawet ustalaniem reguł w tym zakresie! Jedyną Jego misją jest bowiem ocalenie ludzkości. Do nas zaś należy przyjęcie lub odrzucenie Jego wyciągniętej w naszym kierunku ręki. Kiedy więc czujemy się niekochani, a może nawet i potępieni przez Boga, musimy sobie zadać pytanie o miłość własną, o to czy to nie my sami odwracamy się do Boga plecami.