Dziś w pierwszym czytaniu padają następujące słowa z Księgi Izajasza: „Jeśli powściągniesz nogi od przekraczania szabatu, żeby w dzień mój święty spraw swych nie załatwiać, jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, a święty dzień Pana – czcigodnym, jeśli go uszanujesz przez unikanie podróży, tak by nie przeprowadzać swej woli ani nie omawiać spraw swoich, wtedy znajdziesz rozkosz w Panu”. Słowa te odnoszą się w pierwszym znaczeniu do szabatu, czyli świętego dnia w tradycji żydowskiej. Szabat to siódmy dzień tygodnia, nawiązujący do opisu stworzenia świata. Przez sześć dni Pan Bóg stwarzał świat, w siódmym odpoczął. Prorok Izajasz przypominał Izraelitom, by świętowali szabat, by w ten dzień „spraw swych nie załatwiali” oraz by „szanowali go przez unikanie podróży”.
Jak my dziś na te słowa patrzymy? Być może trochę „z przymrużeniem oka”. Mówimy sobie, że to takie wspomnienie tradycji żydowskiej świętowania szabatu, tradycji przez niektórych Żydów zniekształconej i prowadzącej niekiedy do absurdów. Przykładem może być tzw. winda szabatowa, czyli taka, która w szabat zatrzymuje się na każdym piętrze, by pobożny Żyd nie musiał wykonywać pracy przez naciskanie guzików w windzie. Prawdą jest, że Jezus „wypunktował” pewne wykoślawienia żydowskiej tradycji, mówiąc, że „to szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu”.
Jednak nie możemy na słowa Izajasza patrzeć jedynie, jak na niewiele nas obchodzącą tradycję żydowską. Po pierwsze, te słowa padają w liturgii chrześcijańskiej, czyli stanowią przekaz dla nas. Po drugie, chrześcijanie mają swój dzień święty, czyli niedzielę i zawsze było dla nich oczywiste, że świętowanie niedzieli stanowi kontynuację świętowania przez Żydów szabatu. Trzecie przykazanie Dekalogu „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił” chrześcijanie odnosili i odnoszą do niedzieli. A zatem warto i należy upomnienie proroka Izajasza czytać w odniesieniu do dnia Pańskiego, jakim jest niedziela oraz wyciągać z tego jakieś wnioski dla nas.
Jak wygląda współczesna kultura odnośnie do przeżywania niedzieli? W kulturze masowej organizuje się dziś tzw. weekendy, rozumiane mniej więcej jako czas od popołudnia piątku do niedzieli wieczora. Jest to czas, kiedy niemała część społeczeństwa nie ma obowiązku zawodowych. Wielu, wychodząc w piątek z pracy, życzy współpracownikom „dobrego weekendu”. Różnie ten czas jest przeżywany. Bardzo często, szczególnie gdy pojawiają się optymistyczne prognozy pogody, weekend organizujemy wyjazdy. Niedziela jest wtedy ostatnim dniem, kiedy wraca się z weekendowego wyjazdu. W Polsce mamy też rozróżnienie na niedziele handlowe oraz niedziele z zamkniętymi sklepami. W niedziele handlowe bardzo wiele samochodów stoi przed sklepami, bo dla wielu niedziele to dobry dzień na wielkie zakupy.
Przypomnijmy w tym miejscu podstawową naukę chrześcijańską. Po pierwsze, sprawa nazewnictwa. Weekend rozumiany jako koniec tygodnia nie jest zgodny z tradycją chrześcijańską. Niedziela jest przecież pierwszym dniem tygodnia. Tydzień kończy się w sobotę. Niedziela jako pamiątka zmartwychwstania Jezusa jest przecież symbolem nowego stworzenia, przyniesionego przez zmartwychwstałego Jezusa. Po drugie, świętowanie niedzieli jako dnia Pana zawiera dwa elementy: udział we Mszy świętej oraz powstrzymywanie się od prac niekoniecznych. Są oczywiście prace konieczne, czyli te związane ze służbą społeczeństwu, na przykład w szpitalach czy w domach pomocy społecznej. Współcześni katolicy w różny sposób podchodzą do niedzieli. Jedni – niestety zaniedbują niedzielną Mszę, drudzy – uczestniczą we Mszy świętej, zostawiając często ten podstawowy chrześcijański obowiązek na sam koniec niedzieli, na przykład, gdy wrócą z wyjazdu lub też, gdy zrobią zakupy. Oczywiście udział w niedzielnej Mszy świętej wieczorem stanowi wypełnienie chrześcijańskiego obowiązku. Jednak wykonywanie wielkich zakupów w dzień Pański to już wykroczenie przeciw przykazaniu świętowania niedzieli.
A co z wyjazdami? Jeśli wyjazd jest tak ukształtowany, że w plan niedzieli jest wkomponowana Eucharystia, to jest oczywiste, że przykazanie o świętowaniu dnia świętego zostało zrealizowane. A jednak w przywołanych słowach z Księgi Izajasza jest zawarta wyraźna zachęta: „Jeśli powściągniesz nogi od przekraczania szabatu, żeby w dzień mój święty spraw swych nie załatwiać, jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, a święty dzień Pana – czcigodnym, jeśli go uszanujesz przez unikanie podróży, tak by nie przeprowadzać swej woli ani nie omawiać spraw swoich, wtedy znajdziesz rozkosz w Panu”. Jest tu coś więcej niż minimalne wypełnienie obowiązków religijnych. Jest tu wezwanie to zachowania sakralności dnia świętego. Niedziela ma być dniem świętym. Więc może jednak warto ograniczyć wyjazdy w niedzielę, szczególnie takie które absorbują całą niedzielę? Co robić zatem w niedzielę? Można wyspać się, by dobrze wypocząć, można pójść na Mszę świętą do południa, pokazując, że w dzień Pański Panu dajemy pierwszeństwo. Można zjeść rodzinny obiad; tak mało w tygodniu spędzamy czasu wspólnie. Można poczytać książkę; tak mało czytamy dziś książek. A może warto w niedzielę poczytać Pismo święte lub jakąś książkę religijną. Po południu można odwiedzić kogoś z rodziny, albo kogoś chorego, albo kogoś samotnego, albo też kogoś potrzebującego. Jasne, to czasem będzie wymagało jakiegoś wyjazdu, jednak wówczas zrealizujemy inne słowa Izajasza: „jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem”. W całym tym Izajaszowym przesłaniu zawarte jest wezwanie do jakiegoś wyhamowania w dzień święty, do oddania czasu Panu. Czy nie chodzi o to, by sprawić, aby nasze życie nie było jedynie chwytaniem nowych doznań, jakichś przyjemnych albo ekstremalnych przeżyć? Gdybyśmy mniej podróżowali albo ograniczyli wyjazdy jedynie do sobót, to być może przyroda też by bardziej odpoczęła, a nasze zachowanie, polegające na ograniczeniu niedzielnego działania byłoby po prostu ekologiczne. Izajaszowy tekst zachęca nas do wypracowania pogłębionej kultury świętowania dnia Pańskiego, w którym Bóg jest na pierwszym miejscu, a bliźni (ten z rodziny i ten potrzebujący) na drugim miejscu.