Nie bądźcie gadatliwi, przynajmniej w czasie modlitwy. Co jednak, jeśli ktoś jest z natury gadułą czy, mówiąc ładniej, ma łatwość w komunikacji werbalnej? Czy modląc się mamy naginać swój temperament do jednego określonego wzorca?
Modlitwa jest osobistym spotkaniem z Bogiem, więc temperament każdego z nas nie powinien być przeszkodą. W końcu każdego z nas sam Bóg obdarował inaczej, ktoś jest bardziej wymowny, ktoś mniej. Nie zależy ode mnie czy jestem introwertykiem czy ekstrawertykiem, mój charakter kształtuję (obym kształtował świadomie) w ramach temperamentu, który mam. Wydaje się więc, że Pan Jezus mówiąc o gadulstwie wskazuje nie tyle na ilość słów, które wypowiadamy bądź myślimy w trakcie modlitwy, ile na postawę wobec naszego rozmówcy, Boga.
Rozmowa tworzy i umacnia relację między osobami, modlitwa jest rozmową. Słowa lub gesty są potrzebne, nawet jeśli w modlitwie kontemplacyjnej więź z Bogiem jest tak bliska, że już nie potrzeba wielu słów, wystarcza obecność. Jest jeden warunek: to ma być rozmowa, a nie monolog. Jeśli nie, to łatwo wpadniemy w szkodliwe, pogańskie gadulstwo, które psuje modlitwę. Nie rozmawiam z Bogiem, lecz sam ze sobą, a mój rozmówca potrzebny jest, aby słuchać i potakiwać. Ja Go słuchać nie muszę i niezbyt interesuje mnie, co On chce mi powiedzieć. Może mamy doświadczenie rozmów z takimi osobami. Czasami mogą być nawet zabawne, miło posłuchać, ale w końcu stają się męczące. Szczególnie jeśli w centrum monologu jest własne „ja”. Bóg chce, żebym do Niego mówił o sobie i swoich sprawach, choć zna mnie lepiej niż ja sam. Jest kulturalnym rozmówcą, traktuje mnie poważnie. Ale ma mi do powiedzenia sprawy ważne – dla mnie. Dlatego w modlitwie na pierwszym miejscu jest słuchanie. Kiedy mówię „bądź wola Twoja” to oznacza, że chcę tę wolę poznać. Chcę słuchać.
Gadulstwo na modlitwie może oznaczać też próbę zmanipulowania Boga. To już nie rozmowa posłusznego dziecka z kochającym ojcem, ale negocjacje. Proszę Boga o jakieś dobro, z założeniem, że musi się stać jak ja chcę. Skuteczność zależałaby przede wszystkim od mojej determinacji, a ona wyraża się w ilości odmówionych różańców, nowenn, przyjętych Komunii. Jeśli zapomnimy o tym, co nam Pan Jezus mówi w dzisiejszej Ewangelii, nasza modlitwa zacznie przypominać tzw. manifestacje, pojęcie z psychologii, które podchwycili i zmodyfikowali różni szarlatani i promują jako skuteczną metodę osiągania celów (często osiągając swoje cele finansowe). Owszem, są takie dobra, co do których mogę być pewien, że są zgodne z wolą Bożą jeśli chodzi o cel. Na przykład czyjeś nawrócenie. Bóg chce, aby wszyscy byli zbawieni, choć w tym względzie człowiek może Jego wolę odrzucić. Nie mogę być jednak pewien drogi, którą Pan wybrał dla każdego. Moja determinacja jest dobra, jeśli wynika z miłości. I dobrze jeśli wyraża się w modlitwie prośby. Zawsze jednak w tej modlitwie, prosząc z całego serca, muszę przyjąć postawę samego Chrystusa, którą wyraził w modlitwie w Ogrójcu: Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie.