Podobno mafia włoska, jeśli nie dosięgnie upatrzonej ofiary za życia, zostawia na jej ciele swój ślad po śmierci. Ponurym znakiem mafijnej zemsty zza światów będzie na przykład łamanie kości nieboszczyka. Po korytarzach watykańskich niesie się pogłoska, że kiedy ciało zmarłego nagle, zbyt wcześnie i nie w porę kardynała George’a Pella ubierano przed pogrzebem do trumny, zauważono dziwną zmianę na martwej twarzy purpurata. To szok lecz ktoś w szpitalu, w ukryciu, miał złamać kość przegrody nosowej heroicznego biskupa z Australii. Czy to prawda? Czy to możliwe? Czy w ten sposób mafia dała znać o zajadłej nienawiści gangsterów wobec uczciwego kardynała?
W każdym razie tej pogłoski władze Kościoła, a tym bardziej nowy papież, nie powinny zignorować. Trzeba to wyjaśnić, poddać weryfikacji. I tak mnożą się dziś cienie między księżmi, co prowadzi do aktów skrajnej nieufności. Czasy dla kleru są brzemienne i przełomowe, za dużo jednak jest bezsensownych strat. Być może warto w każdej diecezji powołać prawego, bystrego i solidnego adwokata, który w momencie oskarżeń wysuniętych wobec kolejnego księdza, byłby gotów rzetelnie pilotować sprawę. Wnioskodawca powinien być szczerze, dobrze przyjęty, dalej wysłuchany ale zarazem poinformowany, że w przypadku składania fałszywych zeznań, diecezja z automatu złoży sądowy wniosek o zniesławienie duchownego. Uzyskana zaś rekompensata finansowa przejdzie na dzieła miłosierdzia dla ubogich, które wzdłuż i wszerz świata, również rękami księży oraz misjonarzy, prowadzi Kościół katolicki. Mentalność kleru uległa całkowitej zmianie i z jednej strony nikt nie zamierza chronić drapieżników w sutannach. Z drugiej jednak strony w ostatnich latach duchownych traktowano tak, jakby wobec nich nie działała zasada domniemanej niewinności przed sądem. Ksiądz oskarżony to ksiądz winny – kości zostały złamane.
Opinia o tym, że kler prowadzi łatwe, wygodne i dostatnie życie to plotka. Gdyby tak było, kolejki współczesnych narcyzów ustawiałyby się przed drzwiami pustych seminariów. Tymczasem wielu chętnych do luksusowego podobno życia nie widać. Bo wybór stanu duchownego dziś oznacza zgodę na heroizm cierpienia. Czy księża się sypią? Bez obaw. Sypią się na potęgę gwiazdorzy pod koloratką, idole w komżach albo ci, którzy duchowe ojcostwo pomylili z kultem szamana. Dlatego za niewielką chwilę zawodowych księży w Polsce będzie mniej, większością za to staną się duchowni z wiary. Księża odnowią się w taki sam sposób, jak inne stany Kościoła. Bo kler to także dzieci Boże od chrztu, ni lepsi, ni gorsi od świeckich. Nie ma co liczyć na zewnętrzne oznaki przychylności, zmianę systemu, nagłe ojcostwo hierarchów czy duszpasterskie nawrócenie kurialnych instytucji. Konieczną pomocą dla duchownych będzie zdolność do ratowania samych siebie od środka. Księża podniosą się, gdy przestaną grać dziwnych samotników, prowadząc życie wspólne. Skończą ze skrajną psychologią lub polityką, wracając do praktyki życia duchowego. Bardziej od chwytania się płaszcza dostojników, przebrzmiałych tytułów i kościelnej kariery, będą uprawiać cnotę miłości pasterskiej. Wszyscy znają w końcu takich księży. Stan kapłaństwa służebnego tym samym – w dramatycznym bólu, to fakt – już przechodzi radykalne odrodzenie.
Księga Dziejów Apostolskich zaświadcza, że w historii Kościoła nigdy nie brakowało fałszywych oskarżycieli. To na skutek ich knowań zginął diakon Szczepan (por. Dz 6, 9-12). W jakim stanie są potem sumienia tych kłamców – jeden Bóg raczy wiedzieć. Jezusa również otacza wścibski tłum. Ludzie pozbawieni dyskrecji tropią Pana krok za krokiem, o coś ciągle dopytują, śledzą Go skrytym wzrokiem zza firanki (por. J 6, 24-25). Zaczęło się od plotek i podejrzeń, a skończyło na sfingowanych dowodach przed Sanhedrynem.
Nie ulegaj obiegowej opinii. Mimo kilku haniebnych przypadków, wielu księży służy solidnie. A złamany nos to jeszcze nie pęknięty kręgosłup.