Jednym z najmniej przyjemnych zajęć na obozach harcerskich w czasie mojej harcerskiej przygody było „garowanie”, czyli mycie kotłów albo co gorsza patelni po posiłku dla 30 chłopaków. Na ogół brakowało detergentu i mycie odbywało się piaskiem. O dziwo, sanepid nie czepiał się, że stosujemy metody sprawdzone od tysiącleci, ale nie odpowiadające w pełni różnym normom sanitarnym. Gary musiał umyć zastęp służbowy, a jeśli miał szczęście, to do garowania oboźny przysyłał harcerza, który coś przeskrobał i dostał tzw. karniaka. Dziś taka forma pracy z młodzieżą prawdopodobnie wywołałby skandal z udziałem mediów, urzędów i polityków… Ja niejednego gara wyczyściłem czy to w ramach służby czy karniaka, i jakoś wielkiej traumy nie mam. Rozumieliśmy sens tej roboty, a ktoś ją musiał wykonać. Jedno tylko nas irytowało, mianowicie gdy oboźny wymagał, aby kocioł był dokładnie wyczyszczony również z zewnątrz, szczególnie gdy kuchnia miała fajerki i gar był okopcony. Na szczęście były to wyjątki, na ogół mieliśmy zdroworozsądkową zasadę, że wystarczy aby kocioł nie brudził przy dotknięciu, a na koniec obozu jakiś pechowiec wyszoruje go na srebro. Co innego wnętrze. Tu nie trzeba było kursu higieny żywienia, aby zdawać sobie sprawę z konsekwencji niedomytego garnka dla smaku posiłków, a przede wszystkim zdrowia.
Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem. Zdziwienie faryzeusza nie wynikało z troski o higienę. Obmycia, oprócz celu higienicznego i estetycznego, miały przede wszystkim znaczenie religijne. Symbolizowały czystość moralną, a szczególnie czystość wiary. Dlatego taką wagę przywiązywano do obmycia rąk po powrocie z rynku, na którym miało się kontakt z poganami lub żydami nie przestrzegającymi prawa mojżeszowego. Niestety, dla faryzeuszy gesty często były ważniejsze niż to, co miały wyrażać. Pan Jezus chce przekierować myślenie gospodarza na właściwe tory, sięgając po przykład naczyń, które symbolizują człowieka. Brud pokrywający z zewnątrz naczynie jest nieestetyczny i należy go usunąć, ale o wiele ważniejsze, aby nie dostał się do wnętrza. Jeśli zaś wnętrze jest brudne, to od niego zaczynamy mycie.
Do tego momentu słowa Pana Jezusa, choć surowe, nie były dla faryzeusza zaskakujące. Zdumiewający jest sposób w jaki należy dokonać oczyszczenia. Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste. Faryzeusze byli skupieni na skrupulatnym wypełnienia prawa, aby osiągnąć doskonałość. Dla siebie. Choć marzyli o Nowym Izraelu, a więc odnowieniu całego narodu, to w praktyce niewiele ich obchodził los swoich „mniej doskonałych” ziomków. A Pan Jezus mówi, że każdy z nas jest naczyniem. Naczynie służy do tego, aby znajdował się w nim pokarm lub napój, coś co daje życie. Sam Bóg jest dla nas pokarmem, to znaczy, że wypełnia nas Jego życie czyli łaska. Najmocniej widać to w Eucharystii. Aby On w nas żył, trzeba zrobić mu miejsce, ciągle się oczyszczać, czego zresztą bez jego pomocy nie możemy zrobić. Ale łaska nie jest tylko dla nas. Jeśli chcemy być czyści, jeśli chcemy otwierać się wciąż bardziej na Boże życie, musimy dzielić się tym co mamy w sobie najcenniejszego. Dawać siebie w jałmużnie. I to nas dopinguje do starania o świętość osobistą, na ile od nas to zależy. Wtedy praca nad sobą, kształtowanie cnót, nie jest egoistyczną „samorealizacją”, ale życiem dla bliźnich, życiem miłości, naśladowaniem Chrystusa. A wówczas, Jego mocą, świat wokół nas przemienia się i staje się czysty.