Po czym poznać misjonarza? To ktoś, kto potrafi przejechać nawet 800 km, aby spotkać drugą osobę

Misjonarz wychodzi do człowieka, szuka go, a nawet jedzie 800 km, aby spotkać jedna osobę – mówi Radiu Watykańskiemu ks. Jarosław Mitrzak, który od 28 lat pracuje w Rosji.

Obecnie jest proboszczem parafii Stawropol, której terytorium jest zbliżone do połowy terytorium Polski. Dziś obchodzimy Światowy Dzień Misyjny, który jest przeżywany pod hasłem: „Pałające serca, stopy w drodze (por. Łk 24, 13-35)”

„Być misjonarzem, to jest rozumieć Chrystusa i chcieć tego samego. Co miał na myśli, kiedy mówił o tym, że pasterz idzie w poszukiwaniu jednej owcy, żeby ją znaleźć, cieszyć się, przynosić na ramionach. To jest takie poszukiwanie drugiego człowieka i radość z tego, że jeden, drugi, potem rodzina się przyłączy i można ich przyprowadzić do Chrystusa” – mówi ks. Mitrzak.

Dodaje, że czasem trzeba pokonać setki kilometrów, aby dotrzeć do jednej osoby lub rodziny. Jeździłem 700 czy 800 km w najodleglejsze miejsca, gdzie było kilka osób, potem kilkanaście, potem kilkadziesiąt” – wyznaje.

Dzieląc się swoim doświadczeniem mówi, że często misjonarz na Syberii bierze ze sobą do bagażnika siekierę jako swoisty niezbędnik. Chodzi o to, że gdy samochód zepsuje się w tajdze to trzeba ściąć drzewo, aby mieć źródło ciepła, bo jak zgaśnie silnik, to człowiek z zimna nie będzie mógł do naprawić.

Ks. Jarosław Mitrzak jest kapłanem diecezji siedleckiej. Po trzech latach pracy w Polsce wyjechał do pracy na Syberii. Pracował w Jekaterynburgu i Niżnym Tagile na Uralu, w Tobolsku i Surgucie, gdzie zainicjował parafię. Stamtąd kontynuował prace misyjną pokonując setki kilometrów przez tajgę i tundrę, aby dotrzeć do miejscowych katolików. Był Wikariuszem Generalnym diecezji w Saratowie, a od 2016 r. jest proboszczem w Stawropolu na Kaukazie.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama