Pomnik Małego Powstańca może budzić moralny niepokój. Bo przecież w sytuacjach śmiertelnego zagrożenia instynktownie chronimy przed niebezpieczeństwem przede wszystkim dzieci. Zatem czy godzi się wysyłać dzieci do walki z wrogiem? – pyta w swoim felietonie o. Jacek Salij OP.
Trzeba dopiero wczuć się w sytuację powstańczej Warszawy, żeby sobie uświadomić, że praktycznie nie dało się wtedy stworzyć dla wyrostków głębokiej strefy ochronnej, a nie można było przecież ich niedającej się uniknąć obecności wśród powstańców puścić na żywioł.
Pomnik został zaprojektowany, kiedy Warszawa cała była jeszcze w gruzach i zanim jeszcze został wzniesiony, liczne jego miniaturowe kopie znalazły się w warszawskich rodzinach. Słowem, szerokie i jednoznacznie pozytywne przyjęcie tego pomysłu, to najlepszy dowód, że to nie warszawiakom wysiadł instynkt troski o następne pokolenie. Ale to niemieccy zbrodniarze byli sprawcami całej tej nieludzkiej sytuacji. Toteż naprawdę Bogu trzeba dziękować za to, że nie zabrakło wtedy w Warszawie odpowiedzialnych młodzieżowych przywódców, którzy starali się zapewniać małolatom w miarę bezpieczną patriotyczną aktywność.
Św. Agnieszka i moc jej wiary
Dzisiaj, kiedy dzieciom tak często odmawia się prawa do Boga, warto i trzeba przypominać dziecięcych bohaterów wiary. Tutaj przypomnijmy samą tylko świętą Agnieszkę (tę z 21 stycznia), bo chociaż jest ona patronką wielu naszych dziewcząt i kobiet, to przeważnie nie jesteśmy świadomi tego, że miała zaledwie dwanaście lat, kiedy – podczas prześladowań cesarza Dioklecjana w roku ok. 305 – wydano na nią wyrok śmierci. Zamordowanie w pełnym majestacie prawa tak małego dziecka poruszyło głęboko cały ówczesny Kościół. Toteż Agnieszka czczona jest nie tylko w Rzymie, ale w całym zachodnim Kościele, a nawet w Kościele wschodnim. Nad jej grobem rychło została wybudowana bazylika, a jej śmierć męczeńską wysławiali (już w tym samym IV stuleciu) papież Damazy, poeta Prudencjusz czy sławny biskup Mediolanu, Ambroży.
„Jakże haniebne to okrucieństwo – wychwalał Agnieszkę biskup Ambroży – które nie oszczędza tak młodego wieku. Ale też jakże wielka moc jej wiary. Dziewczęta w jej wieku lękają się nawet surowej twarzy rodziców, a ukłute igłą płaczą jakby z powodu dotkliwej rany. Ona stoi bez lęku pośród krwawych katów. Całe swe ciało wystawia na cios srogiego oprawcy. Zawleczona przemocą do pogańskiego ołtarza, wyciąga ręce ku Chrystusowi i wbrew świętokradczym płomieniom kreśli znak Chrystusa Zwycięzcy. Wkłada swą szyję i ręce w żelazne kajdany, ale żadne z nich nie mogą zacisnąć tak drobnych członków. Pomimo tak młodego wieku stała się mistrzynią męstwa”.
Gavroche, dziecko ulicy, fikcyjny bohater
Swoje bohaterskie dziecko ma również laicka Francja. Jest nim mały Gavroche, dziecko ulicy, fikcyjny bohater „Nędzników” Wiktora Hugo. Pisarz uczynił go niejako symbolem paryskiego ludu. Gavroche promieniował swoim optymizmem i zaradnością. Jest to chłopak uczynny, radosny, wrażliwy na krzywdę biedaków, gotowy do poświęceń. Kiedyś zdarzyło się, że na podobieństwo naszego Janosika ściągnął sakiewkę jakiemuś bandziorowi i podarował ją biedakowi. Literacki bohater tej powieści zginął na barykadzie jako uczestnik nieudanego zrywu biedaków w roku 1832.
Siedemdziesiąt lat temu, kiedy chodziłem do szkoły, często kazano nam śpiewać skoczną piosenkę o tym sympatycznym chłopaku: „Paryski Gavroche to cały poemat / tak miły, że wprost milszego już nie ma. / Niewielki ma wzrost i trudno nie lubić tego zucha”. Nasi nauczyciele z pewnością nie byli świadomi tego, że Wiktor Hugo stworzył tę postać, zainspirowany historią dwóch młodych rewolucjonistów (J. Viala i J. Bara), którzy zginęli w trakcie ludobójczej wyprawy na Wandeę. Przed upadkiem Rebespierre’a ciało tego pierwszego miało już nawet znaleźć się w Panteonie. Zatem trudno przeczyć, że francuska rewolucja próbowała narzucić tego młodego terrorystę na patrona „postępowej” młodzieży.
W miejsce św. Stanisława Kostki?
Dlaczego jednak do polskiej szkoły przywleczono – po obcięciu mu przez wybitnego pisarza pazurów terrorysty – pamięć o tym chłopcu? Być może proponowano nam go w miejsce św. Stanisława Kostki? A może krył się za tym podświadomy lęk ówczesnych zarządców naszego szkolnictwa przed próbami narzucania polskim dzieciom i młodzieży kultu Pawki Morozowa?
Czternastolatek Pawlik Morozow wsławił się donosem złożonym na rodzonego ojca, że jest wrogiem kołchozów i władzy sowieckiej. Było to w roku 1932. Ojciec został aresztowany i do rodziny, rzecz jasna, już nigdy nie wrócił. Pawkę za jego odrażający postępek rodzony dziadek sprał na śmierć. W ten sposób Pawka Morozow stał się wzorem sowieckich pionierów. Na cześć tego młodocianego zbrodniarza pisano książki i wiersze, kręcono filmy, jego popiersia zdobiły szkolne sale, uczczono go nawet znaczkiem pocztowym.
Warto nie zapominać o tych bardzo nieciekawych postaciach, których promotorzy bezbożnictwa wybierali na patronów dla naszych dzieci i młodzieży.