Czy wszyscy ludzie są dobrzy? Z natury – tak. Jest jednak jedno „ale”

Twierdzenie, że każdy człowiek jest dobry i pragnie dobra nie jest kontrowersyjne samo w sobie. Tak, jesteśmy stworzeni na obraz dobrego Boga i natura ludzka jest dobra. Jest jednak pewien istotny problem, którego wydają się nie dostrzegać propagatorzy „inkluzywizmu” – zwraca uwagę felietonista Opoki, o. Jan P. Strumiłowski OCist.

Idea inkluzywizmu staje się coraz bardziej obecna w Kościele. Kościół jest przecież powszechny, więc dla każdego musi być w nim miejsce. Idea ta wydaje się opierać na pewnym nowożytnym „dogmacie”, który wyrasta na nadrzędny dogmat dogmatów. Głosi on, że wszyscy ludzie są dobrzy. Nawet ci, którzy na pozór kontestują tradycyjne nauczanie Kościoła, w istocie nie są ludźmi złymi, a wręcz przeciwnie – pragną jedynie dobra.

Meandry inkluzywizmu

Osoby LGBT, aczkolwiek przez niektórych wciąż uznawane za wrogów podważających podstawy antropologii chrześcijańskiej, tak naprawdę chcą przecież tylko dobra. Pragną jedynie czuć się kochane i żyć w relacji z bliską sobie osobą. Dążą więc do dobra. W niektórych kręgach kościelnych zgłasza się nawet postulat, by docenić w ich związkach to, co jest dobre.

Osoby opowiadające się za legalnością i dostępnością aborcji nie są przecież w istocie zbrodniarzami, lecz są wrażliwe na nieszczęście młodych kobiet, których życie może zostać złamane przez niechcianą ciążę. Nie chcą zabijać – wręcz przeciwnie, chcą z troską zaopiekować się życiem kobiet.

Ksiądz, który deformuje liturgię, tańczy na Mszy i zabawia ludzi podczas Najświętszej Ofiary, nie jest przecież barbarzyńcą, który chce profanować to, co święte. On chce dobrze. Chce, żeby wszyscy w kościele czuli się dobrze. Pragnie, by Kościół i jego liturgia były przyjazne człowiekowi. Jest zatem dobry.

Jeśli ludzie są dobrzy, to muszą podobać się Bogu, a nawet w pewnym sensie szukają Boga i dążą do Niego. Być może, jak twierdził Karl Rahner, są anonimowymi chrześcijanami. Są przecież dobrzy.

Wyjątek być może stanowią zatwardziali tradycjonaliści i konserwatyści, którzy nie dostrzegają całego tego potencjału dobra. Są zamknięci i chcą wykluczać innych, ponieważ ci nie zgadzają się z ich skostniałymi poglądami. Być może więc są jedynymi, którzy nie do końca są dobrzy, bo wykluczają. A to nie jest dobre. Zatem być może jedynie oni są pseudochrześcijanami.

Kościół jest dobry z natury, ale...

Przyjrzyjmy się jednak bez ironii temu nadrzędnemu dogmatowi o dobru człowieka. Rzeczywiście, Kościół naucza, że każdy człowiek z natury jest dobry. Nie istnieje człowiek, który pragnąłby zła dla samego zła. Nawet jeśli człowiek błądzi i podejmuje złe wybory, czyni to, szukając dobra. Nawet jeśli grzeszymy, robimy to zazwyczaj dlatego, że w grzechu błędnie upatrujemy coś dobrego. Zatem człowiek z natury jest dobry, szuka dobra, lecz ze względu na skaleczenie grzechem pierworodnym czasami to dobro źle pojmuje lub fałszywie postrzega.

To nauczanie w Kościele od zawsze jest oczywiste. Mimo to jednak od samego początku, na przykład w pismach św. Pawła, pojawiają się słowa o przeciwnikach Chrystusa albo o wrogach krzyża Chrystusowego. Ciekawe, że tak twarde kategoryzowanie pojawia się właśnie u Apostoła, który głosi, że Chrystus swoją ofiarą zburzył dzielący nas mur, którym jest wrogość. Jest to mimo wszystko konsekwentne, gdyż linia podziału wskazana przez niego nie dzieli ludzi na dobrych i złych, ale na tych, którzy uznają Chrystusa za Pana, i na tych, którzy Go nie uznają.

Można by jednak i tutaj stanąć w obronie potencjalnych przeciwników Chrystusa. Czy ci, którzy sprzeciwiają się Kościołowi, nie robią tego dlatego, że widzą grzechy ludzi Kościoła, a oni chcą przecież prawdziwego dobra? Czy odrzucający Chrystusa nie odrzucają Go dlatego, że nie poznali prawdziwego Jego oblicza, zatem tak naprawdę walczą jedynie z Jego fałszywym obrazem? Sam Chrystus zdaje się takich usprawiedliwiać z wysokości krzyża, modląc się, by Ojciec im odpuścił, gdyż nie wiedzą, co czynią.

...jest jasna linia podziału

Linia podziału jednak istnieje. Jeszcze jaskrawiej zdefiniował ją św. Augustyn w swoim dziele „Państwo Boże”. Wprowadza on podział na obywateli Civitas Dei i Civitas diaboli. Te dwie społeczności przenikają się i współistnieją. Linią podziału nie jest tutaj Kościół, w którym przecież znajdują się zarówno święci, jak i grzesznicy. Przynależność do konkretnego Civitas jest dyktowana pewną zasadą. Początkiem każdego civitas terrena jest wspólnota ludzi złączonych miłością, która z czasem przeobraża się w bóstwo. W „De civitate Dei” Augustyn wyraził to słowami: „naród to zebranie tłumu rozumnego, złączonego wspólnotą rzeczy, które miłuje”. Umożliwiło to oparcie definicji na elemencie wspólnoty wartości, będących gwarantem sprawiedliwości. Dla Civitas Dei najwyższym dobrem jest Bóg, a dla civitas terrena, która przeobraża się w civitas diaboli – świat. Mówiąc bardziej obrazowo: dla obywateli Państwa Bożego, czyli tych, którzy dążą do zbawienia, a których właściwym miejscem powinien być Kościół, najwyższą wartością i miłością jest Bóg objawiony w Chrystusie. Jeśli zatem dochodzi do wyboru między prawami objawionymi przez Boga a doczesnym pokojem, bezpieczeństwem i dobrym samopoczuciem, wybierają oni Boga. Dla obywateli drugiego państwa w takim samym wyborze zwyciężają ludzki pokój, bezpieczeństwo i dobrostan. Jeśli więc zasady religii katolickiej uderzają w relacje międzyludzkie, życzliwość, pokój itp., należy usunąć takie zasady, gdyż są one niewłaściwe – uderzają wszak w dobro.

Jeszcze jaskrawiej św. Augustyn wyraził ten podział w definicji pokory i pychy, które – ze względu na utożsamienie chrześcijaństwa z dobrem, a nie oddaniem żywemu, prawdziwemu i objawionemu w Chrystusie Bogu – mogą wydawać się archaiczne i niezrozumiałe. Według św. Augustyna pokora to umiłowanie Boga aż do wzgardy siebie, natomiast pycha to umiłowanie siebie aż do wzgardy Boga.

Człowiek: dobry z natury, ale dotknięty grzechem pierworodnym

Zatem owszem, wszyscy są dobrzy z natury. Wszyscy też są dotknięci grzechem pierworodnym, co sprawia, że nie zawsze idealnie rozpoznają prawdziwe dobro, które pochodzi od Boga. Ci jednak, którzy wybierają dobro stojące w sprzeczności z objawionym prawem Bożym (zwolennicy ideologii LGBT, aborcjoniści, reformatorzy Kościoła na modłę ducha tego świata), wydają się wybierać dobro rozpoznane we własnym sercu, odrzucając objawioną prawdę Bożą. Miłują zatem świat, siebie i drugiego człowieka ponad Boga. Linia podziału opiera się bowiem nie na naturalnym pragnieniu dobra, ale na nadprzyrodzonych cnotach wiary, nadziei i miłości. A Kościół w istocie ma być społecznością tych, którzy Boga ukochali ponad wszystko, nawet ponad siebie.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama