Bóg pełen mocy przychodzi do nas z miłością, jako małe dziecko. Dzielmy się tą Dobrą Nowiną z innymi!

Wcielenie jest Dobrą Nowiną, którą powinniśmy się dzielić: jest z nami Bóg, który „przetłumaczył” się na język ludzki, nie przestając być Bogiem. Może chcielibyśmy, żeby wszystko inaczej się odbyło. Łatwiej byłoby nam głosić Boga w chwale, pełnego mocy. Ale moc bez miłości to przemoc, dlatego Bóg przyszedł do nas jako małe dziecko, kochające i oczekujące miłości, wskazuje Sławomir Zatwardnicki.

Jeśli rzeczywiście Bóg się wcielił, jeśli w tym oto człowieku Jezusie Chrystusie mamy naprawdę dostęp do Boga, jeśli Słowo „zamieszkało wśród nas” (J 1,14) — Wcielenie jest Dobrą Nowiną. Ta zaś wzywa do dzielenia się nią. Jest z nami Bóg, który „przetłumaczył” się na język ludzki, nie przestając być Bogiem. Chcesz zobaczyć, jak Bóg się zachowuje, usłyszeć co mówi? Patrz na Jezusa i słuchaj tego, co mówi. Ale zarazem jest Wcielenie trudną nowiną. Adekwatną do sytuacji, w której znaleźliśmy się po grzechu. Można by uprawiać teologiczną gdybologię — sam z chęcią bym to uczynił — i zastanawiać się, czy i jak wydarzyłoby się Wcielenie, gdyby Adam i Ewa Rajscy nie upadli. Ale fakty są, jakie są. Dlatego Wcielenie, które przecież jest pierwszym akordem w procesie ratowania nas przez Boga, w dużym stopniu musi iść pod prąd naszym oczekiwaniom.

„Cóż mogło być bardziej odpowiedniego dla uzdrawiania chorych, przywracania wzroku ślepym i życia umarłym nad lekarstwo pokory na rany, zadane pychą?” — pytał Leon Wielki w jednej z mów o Narodzeniu Pańskim. Tak, potrzebujemy nie tylko zbawienia, ale również zbawienia naszego pojmowania zbawienia. Może chcielibyśmy, żeby wszystko inaczej się odbyło. Z pewnością łatwiej byłoby nam głosić Boga w chwale, pełnego mocy i zaprowadzającego sprawiedliwość. A jednak Bóg, przynajmniej w swoim pierwszym przyjściu, zdecydował się na inny sposób. I, znów: można by gdybać, czy musiał w taki sposób czy mógł wybrać inny. Tomasz z Akwinu uciekał się do poszukiwania pewnych racji, nazywanych przez niego „stosownością” (łac. convenientia) — żeby nie powiedzieć, że Wcielenie było na pewno konieczne. Można by jednak zaryzykować tezę, że taki sposób zbawienia, przez Wcielenie, musi najpełniej odpowiadać temu, czym Bóg „sam w sobie” jest.

Co niedziela i od święta wyznajemy w Credo wiarę w Boga Ojca wszechmogącego. Bóg jest pełen mocy, a zarazem jest to moc ojcowska, a zatem miłująca; „Jego ojcostwo i Jego wszechmoc wyjaśniają się wzajemnie” — czytamy w Katechizmie (nr 270). Nie ma zatem wszechmocy Boga bez miłości ojcowskiej, a zatem skierowanej na dobro dziecka. W języku pop-psychologii można by powiedzieć, że moc bez miłości to przemoc. Tak, nasze pojęcie Boga również musi być „zbawione”, a to dokonuje się właśnie przez konfrontację ludzkich wyobrażeń o Bogu z Bogiem objawionym w Chrystusie. „On jest obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1,15), „w Nim bowiem mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała” (Kol 2,9).

Ewangelizator a chrześcijańskie paradoksy

Głosząc Boga-człowieka musimy jednocześnie głosić Boga-Dziecko, Boga-dorastającego, Boga ukrytego przez trzy dekady, Boga uniżonego, w końcu Boga dającego się ukrzyżować. Niedaleko pada Krzyż od żłóbka, czy też odwrotnie, jeśli spojrzeć od drugiej strony: bo przecież po to się wcielił, żeby umrzeć na Krzyżu. Nie byłoby drugiego bez pierwszego. W tej perspektywie można by mówić o wyższości świąt wielkanocnych nad bożonarodzeniowymi. Ale chyba lepiej dostrzec jedną tajemnicę rozciągniętą w czasie. „Spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących” (1 Kor 1,21), słowa nie tylko o Ukrzyżowaniu, ale właśnie również o Wcieleniu.

Jak pisał w Paradoksach i Nowych paradoksach Henry de Lubac, „Ewangelia pełna jest paradoksów”, a „Wcielenie to paradoks najwyższy: paradoksos paradokson”. Stoi zatem ewangelizator przed słuchaczami i nie może uciec przed paradoksalnością tego, co głosi: 

niewidzialny w swej naturze — widzialnym staje się w naszej,

nieogarniony (niepojęty) — pozwala się ogarnąć (pojąć),

odwieczny — zaczyna istnieć w czasie,

Pan wszechświata — przyjmuje na siebie postać, osłaniając swój majestat niezmierzony,

Bóg, niedostępny z istoty swojej cierpieniom — nie wzbrania się być człowiekiem cierpiętliwym,

nieśmiertelny — podlegać prawom śmierci (Leon Wielki).

Ewangelizator nie może chyba nie czuć się jak bezbronne dziecko — jak Jego Pan Wcielony. Tylko wtedy zapewne może objawiać się moc miłości. A do tego nie ma przecież ewangelizatora bez Kościoła, bo Słowo Wcielone zgromadziło wokół siebie Kościół i może być w tym świecie obecne nie inaczej jak poprzez ten Kościół. A zatem niesie ewangelizator jednocześnie ten „kamień zgorszenia”, którym dzisiejszy Kościół stał się w oczach wielu. I taki Kościół też, o paradoksie, wyraża świętość Boga objawioną we Wcielonym. Jak pisał Joseph Ratzinger, „Kościół stanowi wyraz i przejaw owej miłości Boga, która w Chrystusie z grzesznikami zasiadała do stołu”, a świętość Boga „miesza się z brudem świata, ażeby go przez to oczyścić”.

Dalej: apostoł narodów przekonywał, iż „jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób” (2 Kor 5,16). Jednak ewangelizator nie ucieknie od ciała Chrystusa. (Na marginesie: teolog luterański Robert Jenson pisał, że listy Pawła mogą być Pismem Świętym dopiero, gdy są osadzone w szerszym kontekście apostolskim, który równoważy ich podatność na niewłaściwą interpretację). Będzie musiał uciekać się w swoim głoszeniu do pism sprzed dwóch niemal tysięcy lat, które o tym Bogu w ciele opowiadają. To swoją drogą kolejna już odsłona Wcielenia: Bóg działa dziś przez pośrednictwo przeszłości — bo wtedy się wcielił i tylko dlatego Go znamy, że mamy Pismo o tym świadczące. Nawet trudno nam już sobie wyobrazić, jakby to było, gdybyśmy nie mieli słowa Bożego. Ignoratio Scripturarum, ignoratio Christi est.

Wyjście do ludzi i wejście w siebie

Kolejny z paradoksów chrześcijańskich, którymi mamy wypchaną całą szafę: ewangelizacja, która wynika z Wcielenia i nie może mu zaprzeczyć, będzie jednocześnie skierowana na zewnątrz i do wewnątrz. Z jednej strony będzie głoszeniem innym, z drugiej sobie samemu; będzie wyjściem i wejściem — wyjściem do ludzi i wejściem w „ludzia” w sobie. Także cały „Kościół jako głosiciel Ewangelii, zaczyna swe dzieło od ewangelizowania samego siebie” (Paweł VI, Evangelii nuntiandi). Katolickie rozumienie ewangelizacji, w odróżnieniu od tych sprotestantyzowanych form redukujących ewangelizację do pierwszego przepowiadania, których namnożyło się w Kościele, jest zawsze całościowe. Wcieleniowa ewangelizacja będzie tworzyła napięcie między „idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28,19) a zostańcie w Nazarecie, wzorem Chrystusa przykładnie poddanego rodzicom i „wcielonego” na amen w naród wybrany i ówczesny sposób życia, tak że bez trzyletniej służby publicznej nikt by Go może nawet nie rozpoznał (gdybanie?), a na pewno nie poznałyby Go narody.

Ewangelizacja nie może być ewangelizacją dla ewangelizacji, sztuką dla sztuki. W środowiskach ewangelizacyjnych poleca się książki o czynieniu i formacji uczniów, które notabene nie znajdują większego posłuchu wśród intuicyjnie wyczuwających swoje podstawowe obowiązki rodzinne i zawodowe świeckich katolików. Ale serwuje się im przesłanie: po to jesteś uczniem Chrystusa, żeby innych czynić uczniami Chrystusa. Jakby celem ewangelizacji była ewangelizacja, a uczniostwo polegało na mistrzostwie. Jakby naśladowanie Chrystusa ograniczało się do „kopiuj-wklej” tego, co z Ewangelii daje się odtworzyć niejako „zewnętrznie”. Wbrew tym tendencjom należy odkryć, że celem ewangelizacji jest po prostu bliskość z Bogiem, na ile to możliwe — zjednoczenie z Nim, świętość osobista i — jeśli chodzi o większość z nas — małżeńska jako odzwierciedlająca więź Chrystusa i Kościoła. Plus praca zawodowa, związana ze stworzeniem (czynić ziemię poddaną) oraz zbawieniem (nieść wartości Królestwa Bożego w świecie).

Nie jest to wszystko oczywiście możliwe bez jakiejś formy zaangażowania ewangelizacyjnego, skoro sam Bóg wyszedł „na zewnątrz” siebie przez Wcielenie. Ale uczynił to po to, żeby nas wprowadzić w siebie, a zatem na drodze sprowadzenia do siebie samych — tyle że żyjących już w jedności z Bogiem.

Hipoteza: poezja jako papierek lakmusowy

Mówi się o „inkulturacji”, to jest o wcieleniu Ewangelii w kultury, gdyż samo Wcielenie Słowa także było wcieleniem kulturowym (Jan Paweł II, Slavorum apostoli). Nie podejmuję się odpowiedzi na pytanie, czy w dzisiejszych „antykulturalnych” i chyba coraz bardziej „antychrześcijańskich” warunkach jest to jeszcze możliwe. Czy współczesna kultura jest jeszcze na tyle „człowieczeństwem” analogicznym do tego przyjętego przez Słowo (por. Jan Paweł II, Przemówienie w Uniwersytecie w Koimbrze), że przez to człowieczeństwo wiara może się dziś jeszcze wyrażać. Ale mam taką swoją małą teorię (gdybanie?), taki test na prawdziwość przyjęcia Dobrej Nowiny przynajmniej przez samego ewangelizatora. Jeśli nie jest on chrześcijańskim „pracoholikiem”, i jeśli pozwala wniknąć Dobrej Nowinie „do wewnątrz”, powinno się to wyrazić w jakiś sposób na polu kultury.

Na przykład w poezji, która jak mało co pozwala „oddychać” chrześcijańskim paradoksem, łączyć to, co daje się wyrazić słowami z tym, co niewypowiedziane w chrześcijaństwie. Od paru lat śledzę namiętnie to, co dzieje się w środowisku poetyckim w Polsce. Właśnie w poezji widać, jak bardzo dzisiejszy świat stał się już bezbożny. Chrześcijańskie treści już się „osłuchały”, nie przemawiają do większości współczesnych poetów — a tych traktuję jako wrażliwych na powiewy „ducha czasów”. Sam od czasu do czasu bywam poetą. Staram się wracać do swojego „poetyckiego Nazareciku”. Siadam nad białą kartką, co notabene wymaga nie lada odwagi. Piszę, oddalając pokusę bardziej „ekonomicznej” działalności, w tym ewangelizacji zewnętrznej. Wcielam Wcielenie w siebie, z przestrachem zaglądam do wnętrza, jak mało tam jeszcze Boga = mnie w Bogu. Z długopisem siadam „do walki ze smokiem” (określenie Jarosława Jakubowskiego z wiersza Obowiązki poety).

PS. Zadość czyniąc sprawiedliwości, niniejszy tekst dedykuję ks. Jerzemu Szymikowi, teologowi i poecie, piewcy Wcielenia.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama