Władza i pokora

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (16/2002)

Dyskusja telewizyjna na temat nader aktualny i żywy. Jedna z uczestniczek protestuje, gdy minister zniekształca jej wypowiedzi. „Może pani protestować”, żachnął się minister i przerwał tonem niedopuszczającym sprzeciwu, nie zadając sobie najmniejszego trudu ukrycia lekceważenia innych ludzi, w tym przypadku starszej odeń kobiety, tak jak i on zaproszonej do studia.

Na tych szczeblach politycznych nieczęsto demonstruje się lekceważenie ludzi wprost i bezpośrednio, w obecności kamer telewizyjnych. Okazuje się je raczej pośrednio, przemawiając do ludzi jak do istot bez pamięci i o ograniczonej inteligencji, odzywając się cynicznie i zgoła bezczelnie, broniąc w zaparte własnych błędów. To przekonanie o niskim poziomie intelektualnym społeczeństwa zatacza dość szerokie kręgi — także wśród wybranych do parlamentu przedstawicieli tego społeczeństwa. Świadczy o tym chociażby domaganie się przez wielu obecności kamer telewizyjnych wtedy, gdy oni zabierają głos — zwłaszcza przez tych, co do rzeczy (i rozumu) niewiele mają do powiedzenia, ale nauczyli się grać na emocjach i pobudzać instynkty. Widocznie postrzegają człowieka przez te cechy, taka widać ich kalkulacja.

Urzędnik — nawet ministerialnej rangi — tak się zachowujący jest zupełnie nie na swoim miejscu. Urzędnik pozostaje w służbie państwowej — czyli w służbie obywatelom. Urząd to zespół zadań, dla których wykonania ma się określone uprawnienia, ale to nie powód do wynoszenia się ponad przeciętnych ludzi, sztorcowania ich i jawnego czy maskowanego lekceważenia. Niedorastania do wymogów urzędu dowodzą też ci, co wykorzystują go dla zamanifestowania swojej władzy, czy do podkreślania, że jest się tym decydentem.

O ile jednak na takie ważniactwo można reagować pobłażliwie i z politowaniem (chyba że zostało się samemu dotkniętym), o tyle trudniej znieść odzywki i tyrady polityków świadczące o ich przekonaniu, iż mają do czynienia ze społeczeństwem matołów. Nie da się ukryć, że — niestety — taka kalkulacja często się sprawdza, a „polityka” prowadzona metodą krótkich zadań („okradają nas”, „wyprzedali nam majątek”) bywa skuteczna. Tyle że jest to skuteczność, jaką w minionym wieku osiągnęli Lenin czy Hitler. Skuteczność mobilizacji ludzi przeciw wrogowi rysowanemu kreskami nader prostymi. Niezależnie od tego, jak się owego wroga nazwie, zawsze jest to człowiek. Człowiek już nie lekceważony, lecz zwalczany. Wobec niego nie przestrzega się złotej reguły: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło”. Zapomina się, że godność człowieka, to godność bliźniego! A przecież obraza człowieka to zawsze też obraza Boga — przypomniał Jan Paweł II w swym orędziu pokoju 2002. Bo nie uznaje Boga za ojca ten, kto ma trudności z uznaniem bliźniego za brata — z równą godnością, z równymi prawami, przede wszystkim zaś z prawem do respektowania jego godności ludzkiej. Na gruncie myśli chrześcijańskiej nie da się rozłączyć pojęć człowieka i osoby, każdy człowiek jest podmiotem praw i obowiązków. Nie wolno go więc lekceważyć ani też „lekko się o nim wyrażać”. Nie wolno tego też w demokratycznym państwie prawnym, które przecież wyrosło z ducha chrześcijaństwa. Dlatego w chrześcijańskiej myśli politycznej zawsze podkreślano pokorę jako ważną cechę władzy — zarówno świeckiej, jak też kościelnej. Ta mowa o pokorze nie wyrasta z idealistycznych mrzonek, lecz z realistycznej oceny człowieka, każącej zdawać sobie sprawę, że władza bez pokory ulega zepsuciu i deprawacji. Przestaje być władzą dla ludzi, stara się być władzą nad ludźmi.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama