Jako komentarz do dzisiejszej Ewangelii warto przywołać 104 nr encykliki Jana Pawła II Veritatis splendor. Ojciec święty wyjaśnia różnicę między Bożą wyrozumiałością wobec ludzkiej słabości, a zacieraniem różnicy między dobrem a złem. Papież pisze: „W tym kontekście otwiera się odpowiednia przestrzeń dla Bożego Miłosierdzia wobec grzechu człowieka, który się nawraca, oraz dla wyrozumiałości wobec ludzkiej słabości. Ta wyrozumiałość nie oznacza nigdy zniekształcenia ani zafałszowania miary dobra i zła w celu dostosowania jej do okoliczności. Podczas gdy bardzo ludzka jest postawa człowieka, który zgrzeszywszy uznaje swą słabość i prosi o przebaczenie winy, to nie sposób zgodzić się z rozumowaniem kogoś, kto z własnej słabości czyni kryterium prawdy o dobru, tak że może czuć się usprawiedliwiony przez samego siebie bez uciekania się do Boga i Jego miłosierdzia. Tego rodzaju postawa prowadzi do rozkładu moralności całego społeczeństwa, ponieważ podaje w wątpliwość obiektywność prawa moralnego w ogóle i neguje absolutny charakter moralnych zakazów, dotyczących określonych czynów ludzkich, a ostatecznie wprowadza zamęt w dziedzinę wszelkich sądów o wartościach”. Ludzką sprawą jest słabość oraz możliwość popełnienia grzechu. Świadomość dokonanego zła powinna każdego z nas prowadzić do nawrócenia, do szczerego żalu, do dobrej spowiedzi. Tymczasem niejednokrotnie dzieje się inaczej. Człowiek własną słabość, własny grzech próbuje czynić normą społeczną. Tym bardziej, gdy widzi, że niektórzy czynią podobne zło. Zamiast własnego nawrócenia człowiek uznaje, że to zło, którego dokonuje, wcale nie jest takie złe, a być może jest nawet czymś dobrym i właściwym. I w ten sposób usprawiedliwia się. Czasem w imieniu współczesnego człowieka tego usprawiedliwienia dokonują niektóre nurty socjologii i psychologii. Uwalniają nas od winy za grzech, mówiąc, że takie mamy społeczeństwo i taką mamy konstrukcję psychiczną, jesteśmy „zakodowani” na takie czy inne zachowanie. Negując naszą wolność, „rozgrzeszają” nas.
Jan Paweł II naucza: „Należy raczej przyjąć przesłanie ewangelicznej przypowieści o faryzeuszu i celniku (por. Łk 18, 9-14). Celnik mógłby może znaleźć jakieś usprawiedliwienia dla popełnionych grzechów, które zmniejszałyby jego odpowiedzialność. Jednak w swojej modlitwie nie wspomina o nich, ale wyraża własną niegodność wobec nieskończonej świętości Boga: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!» (Łk 18, 13). Faryzeusz natomiast usprawiedliwił się sam, znajdując być może jakieś wytłumaczenie dla swoich uchybień. Stajemy w ten sposób wobec dwóch odmiennych postaw sumienia spotykanych u ludzi wszystkich czasów. Celnik stanowi przykład sumienia «skruszonego», które jest w pełni świadome swojej natury i swoich niedostatków – jakiekolwiek mogłyby być ich subiektywne usprawiedliwienia – widzi potwierdzenie tego, że potrzebuje odkupienia. Faryzeusz natomiast to przykład sumienia «zadowolonego z samego siebie», żywiącego złudzenie, że może przestrzegać prawa bez pomocy łaski i przekonanego, że nie potrzebuje miłosierdzia”.
Żyjemy w społeczeństwie ludzi zadowolonych z siebie, którzy nie uznają własnego grzechu i którzy nawet o grzechu nie chcą słyszeć. Mówienie o grzechu psuje dobre samopoczucie i dobrą atmosferę w towarzystwie. Równocześnie w tym samym społeczeństwie mamy coraz więcej ludzi, w tym ludzi młodych, naznaczonych problemami psychicznymi: stanami lękowymi, depresjami. Niektórzy szukają psychologów, terapeutów, psychiatrów. Wielu problemów dałoby się uniknąć i wiele z nich skutecznie uleczyć, gdyby człowiek w szczerym żalu uznał przed Bogiem własny grzech: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!”. I poszedł do dobrej spowiedzi. Odzyskałby wolność.