„Desiderio desideravi”: Chrystus pragnie, abyśmy wchodzili w przestrzeń tajemnic Bożych

Wydany 29 czerwca papieski list „Desiderio desideravi” poświęcony formacji liturgicznej przeszedł w Polsce niemal bez echa i nie doczekał się jak dotąd tłumaczenia. Trudno to zrozumieć, biorąc pod uwagę teologiczną i duszpasterską głębię papieskiego dokumentu.

Liturgia to miejsce, gdzie od dziecka doświadczamy żywego Boga działającego w swoim Kościele. Jest to centrum, źródło i szczyt chrześcijańskiego życia. Od starożytności znane jest powiedzenie „lex orandi – lex credendi”, mówiące o tym, że nasza wiara wyraża się przede wszystkim w tym, jak się modlimy i jak sprawujemy liturgię, a nie w dogmatycznych traktatach. Papieski list Desiderio desideravi, wydany 29 czerwca tego roku jest wielkim zaproszeniem, abyśmy na nowo odkryli głębię liturgii. Zamiast dawać się wciągać w jałowe spory o to, jaka liturgia jest najlepsza – czy trydencka, czy odnowiona po Soborze Watykańskim II, powinniśmy przede wszystkim odkryć to, co jest jej istotą, a wtedy wiele kwestii szczegółowych dotyczących takich czy innych form, stanie się wręcz oczywistych.

Jak pisze Papież w jednym z pierwszych punktów Listu:

Tym listem chcę po prostu zaprosić cały Kościół do ponownego odkrycia, ochrony i przeżywania prawdy i mocy chrześcijańskiej celebracji. Pragnę, aby piękno chrześcijańskiej celebracji i jej konieczne konsekwencje dla życia Kościoła nie zostały zepsute przez powierzchowne i skrócone rozumienie jej wartości lub, co gorsza, przez wykorzystanie jej w służbie jakiejś ideologicznej wizji, bez względu na jej odcień.

 

Jest tu dyskretna aluzja do sporów dotyczących wyższości jednej formy liturgicznej nad drugą, ale przede wszystkim zachęta do wzniesienia się ponad te spory i wejścia w to, co najważniejsze: przestrzeń celebracji, w której doświadczamy tajemnicy znacznie większej niż to, co da się wyrazić jakimikolwiek słowami.

 

Liturgia, jak wskazuje sama nazwa (leiton ergon – dzieło ludu), powinna chronić przed religijnym subiektywizmem i jednoczyć, a nie dzielić Lud Boży. Papież po raz kolejny podkreśla dwa współczesne zagrożenia, przed którymi może bronić nas właśnie liturgia: gnostycyzm oraz pelagianizm. Ten pierwszy „redukuje wiarę chrześcijańską do subiektywizmu, który ostatecznie utrzymuje człowieka w więzieniu jego własnych myśli i uczuć”. Pelagianizm zaś „mami nas założeniem, że zbawienie zyskujemy dzięki naszym własnym wysiłkom, a celebracja liturgiczna oczyszcza nas, głosząc darmowość daru zbawienia otrzymanego w wierze”.

 

Właśnie tej darmowości daru doświadczamy w liturgii. To nie mocą naszego wysiłku, ale dzięki skuteczności samego sakramentu – widzialnego znaku niewidzialnej łaski – jednoczy ona nas z Bogiem i spaja więzi między samymi wiernymi. Tę darmowość i wymiar misterium należy podkreślać i ciągle na nowo odkrywać. Jednocześnie jednak nie można zaniedbywać ludzkiego wymiaru znaków liturgicznych, o czym Papież dobitnie przypomina: „Powiedzmy sobie jasno: każdy aspekt celebracji musi być starannie dopracowany (przestrzeń, czas, gesty, słowa, przedmioty, szaty liturgiczne, śpiew, muzyka...) i każda rubryka musi być przestrzegana”. Tymi słowami Ojciec święty przeciwstawia się popularnym zwłaszcza na Zachodzie próbom eksperymentowania z liturgią, które w rzeczywistości mają z nią niewiele wspólnego, a są właśnie wyrazem religijnego subiektywizmu „pomysłowych” celebransów.

 

„Być może owe autorskie pomysły mają przybliżyć liturgię wiernym, jest to jednak droga błędna, ponieważ niemal nieuchronnie wiąże się ze sprowadzaniem liturgii do jednego z wielu jej aspektów, zaciemniając jednocześnie jej wielowymiarowy charakter. Papież zadaje tu pytanie: „jak odzyskać zdolność do całkowitego przeżywania akcji liturgicznej? Taki był cel reformy soborowej. Wyzwanie jest niezwykle wymagające, ponieważ współczesny człowiek (...) utracił zdolność angażowania się w akcję symboliczną”.

 

Rzeczywiście, dla współczesnego człowieka język znaków liturgicznych stał się nieczytelny. Wpływ na to ma coraz bardziej narzucająca się kultura „obrazkowa”. W zalewie obrazów i multimediów nie umiemy już właściwie odczytywać znacznie bardziej subtelnych naturalnych znaków, gestów, słów i ciszy, które charakteryzują chrześcijańską liturgię. Nie możemy jednak iść drogą świata, byłoby to bowiem jeszcze większe pogłębienie problemu, ale potrzebna jest odnowiona formacja liturgiczna – tak, aby na nowo odkryć „surowe” niejako piękno liturgii i ocalić ją przed światowym rozbieganiem.

 

Wśród wielu znaków i symboli, które potrzebują odkrycia na nowo i dowartościowania, które wymienia Papież, warto zwrócić uwagę na ogromne znaczenie liturgicznej ciszy. Jakże często w praktyce liturgicznej usiłujemy tę ciszę przykryć słowami, śpiewem lub po prostu pominąć ją, traktując jako niepotrzebną stratę czasu!

„Cisza zajmuje miejsce bezwzględnie ważne. Wielokrotnie jest ona wyraźnie nakazana w rubrykach. Cała celebracja eucharystyczna jest zanurzona w ciszy, która poprzedza jej początek i która wyznacza każdy moment jej obrzędowego rozwoju. (...) Taka cisza nie jest wewnętrzną przystanią, w której można się skryć w jakiejś intymnej izolacji, niejako porzucając formę rytualną jako rozproszenie. Takie milczenie byłoby sprzeczne z samą istotą celebracji. Milczenie liturgiczne jest czymś o wiele bardziej doniosłym: jest symbolem obecności i działania Ducha Świętego, który ożywia całą akcję celebracji. Z tego powodu stanowi ona punkt dojścia w sekwencji liturgicznej. Właśnie dlatego, że jest symbolem Ducha, ma moc wyrażania wielostronnego działania Ducha. (...) Cisza prowadzi do żalu za grzechy i pragnienia nawrócenia. Budzi gotowość do słuchania Słowa i pobudza do modlitwy. Usposabia nas do adoracji Ciała i Krwi Chrystusa. Podpowiada każdemu, w intymności komunii, co Duch Święty może sprawić w naszym życiu, aby upodobnić nas do łamanego Chleba.”

 

Formacja liturgiczna, do której wzywa Papież, jest zadaniem zarówno dla wychowawców seminaryjnych, duszpasterzy, jak i poszczególnych wiernych. Nie można tu pominąć wymiaru intelektualnego – zrozumienia istoty liturgii i sensu jej konkretnych znaków, jednak ważniejszy jest wymiar praktyczny: celebracja liturgii jako rzeczywistego centrum życia konkretnej wspólnoty Kościoła – czy jest to wspólnota seminaryjna, czy parafialna, czy diecezjalna. Papież pisze o „sztuce celebrowania”, której musimy się nieustannie uczyć w praktyce i która nie sprowadza się do sztywnego przestrzegania rubryk liturgicznych, ale jest czymś znacznie więcej. Rubryki są fundamentem, punktem wyjścia, ale nie można pozostać na poziomie samego przestrzegania przepisów.

 

„Powinno być jasne, że sztuka celebrowania nie jest czymś, co można improwizować. Jak każda sztuka, wymaga konsekwentnego stosowania. Dla rzemieślnika wystarczy technika. Ale dla artysty, oprócz wiedzy technicznej, musi być także inspiracja, która jest pozytywną formą posiadania. Prawdziwy artysta nie posiada sztuki, ale raczej jest przez nią posiadany.”

 

Formacja liturgiczna nigdy się nie kończy. Nie można powiedzieć sobie „wiem już wszystko na temat liturgii, miałem przecież odpowiedni kurs w seminarium”. Potrzebna jest tu wielka pokora, uznanie, że stoimy przed tajemnicą, której nigdy nie ogarniemy:

 

„Dla duszpasterzy, jak również dla wszystkich ochrzczonych, formacja liturgiczna (...) nie jest czymś, co można nabyć raz na zawsze. Ponieważ dar celebrowanej tajemnicy przekracza naszą zdolność do jej poznania, wysiłek ten z pewnością musi towarzyszyć stałej formacji każdego, z pokorą małych dzieci, postawą, która otwiera się na podziw.”

 

Nie próbując streszczać całego Listu i wszystkich jego istotnych wątków, warto zwrócić uwagę na to, z jaką ostrością Papież przestrzega przed teatralizacją liturgii i autopromocją, która niestety stała się częstym zjawiskiem wśród celebransów. Papież nazywa tę autopromocję „słabo skrywaną manią bycia w centrum uwagi”:

 

„Jeśli prawdą jest, że ars celebrandi jest wymagana od całego zgromadzenia, które ją odprawia, to jest również prawdą, że wyświęceni szafarze muszą się o nią bardzo szczególnie troszczyć. Odwiedzając wspólnoty chrześcijańskie, zauważyłem, że ich sposób przeżywania celebracji liturgicznej jest uwarunkowany – na dobre lub, niestety, na złe – sposobem, w jaki ich duszpasterz przewodniczy zgromadzeniu. Można powiedzieć, że istnieją różne "modele" przewodniczenia. Oto możliwa lista podejść, które, choć przeciwstawne sobie, charakteryzują sposób przewodniczenia, który jest z pewnością nieodpowiedni: sztywna surowość lub drażniąca kreatywność, uduchowiony mistycyzm lub praktyczny funkcjonalizm, pospieszne tempo lub przesadna powolność, niechlujna niedbałość lub nadmierna drobiazgowość, obfita życzliwość lub kapłańska beznamiętność. Biorąc pod uwagę szeroki zakres tych przykładów, myślę, że nieadekwatność tych modeli przewodniczenia ma wspólne źródło: wysoki personalizm stylu celebrowania, który czasami wyraża słabo ukrywaną manię bycia w centrum uwagi. Często staje się to bardziej widoczne, gdy nasze celebracje są transmitowane drogą radiową lub internetową, co nie zawsze jest właściwe i wymaga dalszej refleksji. Zrozumcie mnie dobrze: nie są to zachowania najbardziej rozpowszechnione, ale jednak nierzadko zgromadzenia cierpią z powodu tego rodzaju nadużyć (n. 54).”

 

W punkcie tym zawarta jest jednocześnie uwaga dotycząca transmisji liturgicznych. Nie negując ich potrzeby, Papież wskazuje, że wymagają one „dalszej refleksji” – a całość Listu podpowiada, co powinno być treścią tej refleksji.

 

Ostatecznie, choć liturgia jest „dziełem ludu”, nie jest własnością ani samego ludu, ani celebransa. W jej centrum nie może znaleźć się nigdy nic, co przysłoniłoby relację z Chrystusem, który zawsze musi być na pierwszym miejscu. Cokolwiek czyni lud Boży czy celebrans, „w roli głównej jest zmartwychwstały Pan, a nie nasze własne niedojrzałości, przyjmujące role i zachowania, które są po prostu nie na miejscu. Sam kapłan powinien być pochłonięty tym pragnieniem komunii, jakie Pan ma wobec każdego człowieka. To tak, jakby był postawiony w środku pomiędzy gorejącym sercem miłości Jezusa a sercem każdego z wiernych, które jest przedmiotem miłości Pana. Przewodniczyć Eucharystii to znaczy być zanurzonym w palenisku Bożej miłości.”

 

Pozostaje więc pytanie: czy to, jak sprawujemy liturgię i jak w niej uczestniczymy, wyraża tę fundamentalną prawdę? Czy liturgia jest przestrzenią, w której przede wszystkim doświadczamy żywej miłości Boga, który pragnie coraz mocniej przybliżać nas do Siebie samego i do siebie nawzajem? Gdy na tym się skupimy, gdy nasze oczy będą przede wszystkim zwrócone na naszego Pana, który sam działa w liturgii, na dalszy plan zejdą kwestie, które niepotrzebnie zaogniają spory liturgiczne: czy przyjmować komunię na rękę, czy do ust, czy lepszy jest ornat gotycki czy rzymski albo czy łacina powinna pozostać jedynym właściwym językiem liturgicznym.

 

Kończąc swój List, Papież podkreśla, jak ważne jest dla niego zachowanie jedności Ludu Bożego i ucięcie tych jałowych, a często wręcz gorszących sporów, które zamiast skupiać się na tym, co jest istotą liturgii, kierują uwagę na kwestie poboczne. Jeśli bowiem takie szczegółowe kwestie zamiast jednoczyć chrześcijan, przyczyniają się do pogłębiania podziałów między nimi, to godzą w samą istotę liturgii, którą jest jednoczenie wiernych z Bogiem i między sobą.

« 1 »

reklama

reklama

reklama