Roger Waters: „jeszcze jedna cegiełka w murze”... rosyjskiej propagandy

Gwiazda progresywnego rocka, gitarzysta Pink Floyd, Roger Waters od ponad roku szokuje opinię publiczną swymi wypowiedziami na temat wojny w Ukrainie. Skąd biorą się tego rodzaju prorosyjskie poglądy u kogoś, kto wydawał się być piewcą wolności?

Z sympatiami prorosyjskimi Waters nie krył się od dawna, jednak przemówienie, które wygłosił 8 lutego tego roku na forum ONZ trudno było uznać za cokolwiek innego, jak dokładanie kolejnej „cegiełki w murze” rosyjskiej propagandy. Paradoksalnie, tematem jednej z najpopularniejszych płyt Pink Floyd, „The Wall”, jest wyłamanie się z totalitarnego systemu, ogłupiającego jednostkę i odbierającego indywidualność. Co więc stało się z Watersem, że od protestu przeciw opresyjnemu systemowi przeszedł do schlebiania temuż systemowi?

Przypomnijmy najpierw fakty: do wystąpienia przed Radą Bezpieczeństwa ONZ muzyk zaproszony został przez Rosję. W trakcie przemówienia uznał, że inwazja Rosji była wprawdzie „nielegalna”, ale uzasadniona wcześniejszymi prowokacjami ze strony Zachodu. Ostatecznie więc to nie Rosja, ale kraje zachodnie ponoszą odpowiedzialność za to, co dzieje się obecnie na Ukrainie. Już wcześniej zresztą Waters zarzucał prezydentowi Ukrainy „skrajny nacjonalizm”. Dla zachowania pozorów neutralności muzyk stwierdził, że występuje w imieniu „około czterech miliardów braci i sióstr”, wzywając do natychmiastowego zawieszenia broni, dodając: „nie chcemy dobrowolnie wychowywać naszych synów i córek, aby dostarczać mięsa dla waszych armat”.

Innymi słowy, według gwiazdora, rosyjski imperializm nie jest zasadniczym powodem agresji na Ukrainę, ale są nim działania krajów zachodnich, które prowokują Rosję, zmuszoną do obrony własnych interesów. Zastanawiające. To, że Rosja nieustannie się zbroi i posiada w swoim arsenale rakiety zdolne dosięgnąć w kilka minut każde europejskie państwo, nie ma znaczenia. To, że napadła na Gruzję, a kilka lat później jej wojska przejęły Krym, również nie ma znaczenia. To jednak, że Ukraina pragnie zabezpieczyć się przed Rosją, aby nie powtórzył się krymski scenariusz, inwestując w armię i kupując środki obronne od krajów zachodnich, jest prowokacją. Ciekawa to interpretacja faktów...

Nic dziwnego, że wypowiedź muzyka nie spotkała się ze zrozumieniem wśród odbiorców. Zastępca ambasadora ONZ w USA, Richard Mills, powiedział: „Oczywiście przyznaję, że ma imponujące referencje jako nagrywający artysta. Jego kwalifikacje do przemawiania do nas jako eksperta ds. kontroli zbrojeń lub kwestii bezpieczeństwa europejskiego wydają mi się mniej oczywiste”. Jeszcze dobitniej podsumował słowa Watersa ukraiński poseł Kyslica, przypominając, że zespół został przed laty zdelegalizowany przez Związek Radziecki za protesty przeciwko inwazji na Afganistan w 1979 roku, dziś natomiast „pan Waters próbuje wybielić kolejną inwazję. Jakie to smutne dla jego byłych fanów, że akceptuje rolę kolejnej cegły w murze – murze rosyjskiej dezinformacji i propagandy”.

Prorosyjskie wypowiedzi Watersa nie pozostały bez echa w Europie. Wiele z jego koncertów zaplanowanych w ramach obecnej trasy zostało odwołanych, w tym – te planowane w Polsce. Odbyły się natomiast koncerty w Niemczech, m.in. w Berlinie. W ich trakcie muzyk nie przestawał szokować. Pojawił się ubrany w strój przypominający mundur SS-mana i udawał, że strzela do publiczności z czegoś, co przypominało niemiecki pistolet maszynowy. Na telebeamach w tle pojawiały się imiona i nazwiska ofiar ataków – od Anny Frank, zamordowanej przez Niemców holenderskiej Żydówki, poprzez George’a Floyda, zabitego przez amerykańskiego policjanta aż do Shireen Abu Akleh, palestyńskiej dziennikarki postrzelonej przez izraelskiego żołnierza.

Czy wszystko to układa się w jakąkolwiek logiczną całość czy raczej należałoby uznać to za przejaw umysłowego schyłku starzejącego się muzyka? Być może wiek twórcy odgrywa tu jakąś rolę – wielu bowiem wybitnych twórców i artystów w okresie starości wykorzystywanych jest przez propagandę takiego czy innego państwa. Tu jednak mamy do czynienia z czymś więcej – to nie tylko bierne pozwolenie na bycie wykorzystywanym przez propagandę, ale aktywny udział w propagowaniu pewnych poglądów. Trudno byłoby uznać, że sam Waters nie wierzy w to, co mówi publicznie, skoro robi to z takim przekonaniem i konsekwencją. Jego światopogląd można określić jako mieszaninę ideologii pacyfizmu, buntu przeciw systemom politycznym (choć jest to bunt mocno wybiórczy), naiwnie pojmowanego umiłowania wolności oraz symetryzmu. Brzmi to znajomo? Powinno. To bowiem tego rodzaju poglądy stanowią część neomarksistowskiego „marszu przez instytucje”.

Krwawe rewolucje będące wynikiem lewicowych ideologii dziewiętnastego wieku nie przyniosły trwałego efektu. Prędzej czy później doprowadziły do gospodarczego i społecznego upadku krajów, w których miały miejsce. Fiasko rewolucji nie oznaczało jednak kresu marksizmu. Rudi Dutschke, Antonio Gramsci i Saul Alinsky zaproponowali nowy styl działania: „marsz przez instytucje” – czyli rozbicie zachodnich społeczeństw nie metodą rewolucji, ale poprzez nasycenie lewicowymi ideami świata nauki, polityki i kultury. Wśród tych idei kluczowe są właśnie: bunt, kult wolności indywidualnej, przewartościowanie języka, sprzeciw wobec tradycyjnych systemów społecznych (na wszystkich szczeblach – od rodziny aż do państwa) i pacyfizm.

Bunt przeciw systemowi i pacyfizm nie są więc bynajmniej „światopoglądowo neutralne”. Być może niektórzy z tych, którzy głoszą tego rodzaju poglądy, są po prostu naiwni. Trudno orzec, czy tak właśnie jest w przypadku Watersa. Nie ma jednak znaczenia, czy dana osoba jest „pożytecznym idiotą”, czy płatnym agentem – tak czy inaczej służy tej samej sprawie: promocji „nowego świata”, który ma według propagatorów neomarksizmu powstać na ruinach świata „starego”. I właśnie dlatego nie należy Watersa zapraszać na koncerty. Lata świetności Pink Floyd dawno już minęły, a ostatnie lata ich wspólnej drogi z Watersem to pasmo kłótni i ciągania się po sądach ze względu na wybujałe ego gitarzysty, roszczącego sobie prawo do niemal całego dziedzictwa zespołu i umniejszającego rolę pozostałych członków. Już wtedy Waters nie był zdolny do przyjmowania krytyki i liczenia się ze zdaniem innych czy obiektywnego spojrzenia na fakty. Dziś nie jest lepiej, a raczej – dużo gorzej. Dajmy sobie więc spokój z wysłuchiwaniem jego enuncjacji czy analizowaniem jego performance’ów. Niech gra, póki może, ale niech nie oczekuje, aby ktokolwiek traktował poważnie to, co mówi.

 

 

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama