Prawda ma znaczenie

Pomiędzy "moją prawdą" a "twoją prawdą" leży Prawda przez duże "P"

Pomimo obietnic polityków, ekspertów i różnych społecznych autorytetów, konflikty społeczne nie maleją, a wręcz przeciwnie — narastają. W miejsce jednego rozwiązanego problemu pojawia się kilka innych. Czy te konflikty dadzą się sprowadzić tylko do napięcia między „moją prawdą” a „twoją prawdą”? Czy problem nie leży gdzieś głębiej?

We współczesnym, postmodernistycznym, sposobie postrzegania świata, mówienie o obiektywnej prawdzie, o obiektywnych zasadach jest niemile widziane. Prawda obiektywna uznawana jest za relikt czasów minionych — dziś nie ma ona żadnego znaczenia. Liczy się to, co ja uważam, moja narracja. Każdy z nas ma swoją własną narrację, równie ważną jak każda inna. Jeśli tak, to naczelną zasadą staje się tolerancja — każdy może mówić i robić, co mu się podoba. Jedyny konflikt, jaki pozostaje to konflikt z tymi, którzy nie chcą się podporządkować wymogom totalitarnej tolerancji. Tak jak w czasach narzuconego nam socjalizmu „walczyliśmy o pokój” (jakaż sprzeczność kryje się w tym zestawieniu!), tak obecnie „nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji”.

Wśród tłumów słuchających Jezusa każdy miał o Nim inne zdanie. Jedni twierdzili „to naprawdę prorok”. Drudzy mieli jeszcze bardziej sprecyzowane poglądy: „to Mesjasz”. Jeszcze inni nie zgadzali się z nimi — mówiąc: „czy Mesjasz przyjdzie z Galilei?”. Faryzeusze zaś i arcykapłani wysłali strażników, aby ci pojmali Jezusa. Strażnicy jednak zamiast wypełnić rozkaz, zasłuchali się w słowa Jezusa, a następnie wrócili do swych mocodawców, mówiąc „nigdy jeszcze nikt nie przemawiał jak ten człowiek”. W dzisiejszych czasach zapewne wszyscy zostaliby zaproszeni do studia, każdy mógłby przedstawić swój punkt widzenia — im bardziej skrajny czy ostry, tym lepiej, wszak to podnosi oglądalność. A potem wszyscy rozeszliby się do swoich domów i następnego dnia zajęliby się inną kwestią, równie kontrowersyjną. I tak dzień po dniu.

Rozmienienie cennego kruszcu prawdy na drobne monety osobistych poglądów jest jednym z największych triumfów złego ducha w naszych czasach. Owszem, każdy ma prawo do swoich poglądów, ale zawsze przychodzi moment, kiedy trzeba podjąć jakąś decyzję. I skutki tej decyzji zazwyczaj odczuwam nie tylko ja sam, ale także i osoby wokół mnie, a nieraz są one bardzo dalekosiężne. Gdyby w czasie epidemii pozostawić każdemu swobodę decydowania, czy ma siedzieć w domu, czy ma zasłaniać usta przy kichaniu, czy ma korzystać z ogólnej opieki medycznej, czy też zgłaszać się do sanepidu, bardzo szybko okazałoby się, jak taka swoboda doprowadza do całkowitego chaosu i uniemożliwia jakąkolwiek skuteczną walkę z epidemią. Podobnie jest w większości dziedzin życia społecznego: choć wedle przekonań jeden jest anarchistą, drugi monarchistą, jeden wolnorynkowcem, drugi socjalistą, wszyscy tak samo muszą płacić podatki, przestrzegać prawa, zachowywać wymogi sanitarne czy przepisy ruchu drogowego. Wszyscy mają też takie samo prawo udziału w wyborach i referendach. I to jest jeden z momentów, gdy różne indywidualne „prawdy” łączą się i nadają kierunek życiu całych społeczności. Jeśli uwierzymy piewcom liberalizmu, twierdzącym, że wszystko musi przynosić zysk, że gospodarka jest w stanie zarządzać się całkowicie sama, kierowana „niewidzialną ręką rynku”, że solidarność społeczna jest mitem, a każdy powinien dbać o własny interes — nie powinniśmy się potem dziwić, że olbrzymie grupy społeczne są marginalizowane, że wzrasta wyzysk pracownika, a ostatecznie o losach społeczeństw decydują ci, którym udało się zebrać największy kapitał i którzy przez lobbying czy innymi sposobami są w stanie wywierać stały nacisk na władze i kształtować opinię publiczną. Gdy posłuchamy wielbicieli socjalizmu, wybierających sobie zawsze jakieś pokrzywdzone grupy społeczne, kiedyś klasę robotniczą, dziś mniejszości seksualne, aby na ich barkach dostać się do władzy i realizować założenia ideologii marksizmu, również nie powinniśmy się dziwić, gdy nasza wolność będzie systematycznie ograniczana, gdy będziemy sprowadzani do roli trybików w społecznej machnie.

Koniec końców, okazuje się, że prawda ma znaczenie. To, że uznamy kogoś za proroka, za autorytet lub za osobę, która zna rozwiązanie naszych problemów społecznych, oznacza, że ufamy tej osobie, że przyjmujemy jej prawdę za swoją i godzimy się na te rozwiązania. I tu wracamy do konfliktu między Jezusem a arcykapłanami i faryzeuszami. Zasadniczym problemem nie było dla nich uznanie takich czy innych elementów Jego nauczania, ale sama Jego osoba. Gdy Nikodem usiłuje zwrócić uwagę na konieczność wysłuchania Jezusa, aby móc sobie wyrobić osąd o tym, czego naucza, spotyka się z gwałtowną reakcją innych faryzeuszów. Co było przyczyną takiej reakcji? Jezus nie tylko głosił jakieś prawdy, ale mówił o sobie „Ja jestem prawdą”. A słowa te potwierdzał znakami i cudami. Wobec tego faryzeusze i arcykapłani mieli do wyboru: przyjąć Jezusa jako autorytet, zaufać Mu i zgodzić się na to, czego naucza albo Go odrzucić. Wybrali tę drugą opcję. W ich sercach zrodził się plan, o którym mówi pierwsze czytanie: „zgładźmy Go z ziemi żyjących, a Jego imienia niech już nikt nie wspomina”. Ten wybór miał dramatyczne konsekwencje: doprowadził do śmierci Jezusa. Jednak nie był to koniec. Chrystus po trzech dniach zmartwychwstał, a założony przez Niego Kościół trwa od tamtej pory aż do teraz, potwierdzając prawdziwość Jego słów i wiarygodność Jego osoby.

Wobec wielu prawd, punktów widzenia, mniejszych lub większych autorytetów, również my musimy wybierać, komu zaufamy. Czy na pewno możemy zaufać naukowcom, różnym ekspertom od spraw takich czy innych, politykom, mediom, celebrytom? Jak sprawdzić ich wiarygodność? Jak być pewnym, że w tym co mówią, nie kryje się jakiś interes? Skąd możemy wiedzieć, że w samych założeniach, na których się opierają, nie kryje się jakiś błąd? Czy nie wydaje się czymś rozsądniejszym powtórzyć za dzisiejszym psalmem: „Panie, mój Boże, Tobie zaufałem”? Czy nie warto zaufać Temu, który nie tylko stworzył świat, ale także posłał swego Syna, który umarł za nasze grzechy, aby na nowo otworzyć nam drogę do Ojca? Czy moja, twoja lub „ekspercka” prawda może się równać z tym, który jest samą Prawdą?

Pytania do refleksji:

  • Na czym opiera się moje życie? Na opinii większości? Na autorytetach medialnych? Na czymś innym?
  • Skąd biorą się moje poglądy? Czy sprawdzam to, co mówią rozmaite autorytety? Czy odnoszę to do Słowa Bożego?
  • Kim dla mnie jest Jezus? Prorokiem? Nauczycielem? Kimś więcej? Jak to przejawia się w codziennej praktyce mojego życia?

PS. Tym rozważaniem kończę dwutygodniowy cykl rozważań wielkopostnych. Wkrótce, od Niedzieli Palmowej, moje rozważania będą pojawiać się pod czytaniami niedzielnymi w dziale "liturgia".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama