Czas skończyć z „seansami zbiorowej terapii” – bezimiennymi linczami na księżach dokonującymi się przy byle okazji

Czy patrząc na spadek liczb powołań, można znaleźć powody do radości? Można – każdy neoprezbiter to wielki dar dla Kościoła. Ale trzeba też mocno zastanowić się, jak obecnie postrzegamy kapłaństwo i skończyć z wszechobecnym hejtem.

Czerwiec to tradycyjnie w większości diecezji w Polsce miesiąc święceń kapłańskich. Towarzyszy im refleksja dotycząca spadku liczby powołań, trudne decyzje przełożonych o likwidacji wikariatów, łączeniu parafii i seminariów. To kwestia bliskiej przyszłości. Póki co, cieszymy się z tego, co jest. O resztę Pan Bóg się zatroszczy.

Rok temu jeden z neoprezbiterów tak pisał o swoim dniu święceń (tekst pt. „Łowicz. Święcenia kapłańskie w katedrze” ukazał się 28 maja 2022 r. na portalu www.lowicz24.eu):

„Jestem księdzem od kilku godzin. Tyle lat czekałem na ten moment, kiedy będę mógł założyć ornat i odprawić pierwszą Mszę św. To tak jak dla Ciebie ślub. Przypomnij sobie ten moment - wyobrażałeś go sobie setki razy: jak będziecie wyglądać, jak będziesz mówił swojej żonie „i nie opuszczę Cię aż do śmierci”, jak planowałeś wesele. Albo to wszystko jeszcze przed Tobą. Mówisz „najpiękniejszy dzień w życiu”. Ale w moim „najpiękniejszym dniu” napisałeś pod zdjęciem z moich święceń „kolejne pokolenie pedofili i nierobów”. Nazwałeś mnie pedofilem, chociaż brzydzę się tą zbrodnią tak samo jak Ty. Twierdzisz, że zostałem księdzem, aby dostatnio żyć i nic nie robić, chociaż nawet nie wiesz, jak mam na imię”.

„Wieczorem, po dniu pełnym radości, że w końcu zostałem księdzem, spojrzałem w telefon, żeby odpowiedzieć na życzenia i gratulacje. Przejrzałem też Facebooka. I trafiłem na Twój wpis. Trafił we mnie piorun. Co ja Ci zrobiłem? Wiem. Powiesz, że wstąpiłem do mafii, w której tuszowało się pedofilię, więc należało mi się. Ale ja nie mam z tymi zbrodniami nic wspólnego. Dopiero co zostałem księdzem, bo chcę żyć dla ludzi i Boga (…). Czytam też inne komentarze. Ktoś napisał «pedały». Jeszcze ktoś inny pyta: «Czy zostali wysterylizowani, zanim pójdą do ludzi?». Nie jesteś sam w tym hejcie. Są inni. To ja jestem w tym wszystkim sam (…). Zaatakowałeś mnie, chociaż nic Ci nie zrobiłem, a moją jedyną winą jest to, że jestem od kilku godzin księdzem. Wybrałem niełatwą drogę kapłaństwa. Postaram się na niej żyć uczciwie, chociaż pewnie czasem upadnę, bo jestem tylko człowiekiem. Ale miałem odwagę zostać księdzem w czasach, w których mówisz «ksiądz”, a myślisz «pedofil». Miałem odwagę. Ty byś ją miał?

Jeśli twierdzisz, że księża żyją dostatnio, a Ty musisz ciężko pracować, to czemu sam nim nie zostałeś? Chętnie bym Ci wytłumaczył, że to nieprawda, że nie płacimy podatków. Ale nie będziesz słuchał…

Powiedziałbym Ci też chętnie, że to nieprawda, że każdy z nas zna jakiegoś księdza pedofila, którego ukrywa środowisko, bo to nasz kumpel. Ale nie będziesz słuchał…

Opowiedziałbym Ci też, że miałem ojca alkoholika i pochodzę z biednej rodziny. Wiem, co to ciężka praca, strach o jutro, choroba ojca. Wiem, co to bieda. Ale nie będziesz słuchał…

I na koniec powiedziałbym Ci, że bardzo zraniłeś mnie dzisiaj. Bo nie jestem inny niż Ty. Serio, jestem normalnym człowiekiem. Może nawet nieco bardziej wrażliwym na świat - dlatego przyciągnęła mnie taka droga powołania. Ale nie będziesz słuchał…

Wiesz, dlaczego napisałem, że nie będziesz słuchał? Bo tu nie chodzi o dyskusję na argumenty. Przecież to jasne. Chodzi o to, co masz w sercu (…). Ja chcę być dobrym księdzem. Z hejtem będzie mi trudniej. Może kiedyś przyjdą chwile zwątpienia. Może nawet kryzys. Ciebie to nie będzie obchodzić, bo nawet nie będziesz mnie pamiętać. Ale będą następni i następni. I kolejni (…)”.

 

***

Co usłyszą młodzi księża, którzy w tym roku przyjmą święcenia kapłańskie? Zapewne setki miłych słów od bliskich, przyjaciół. Pamiętam, co ja usłyszałem 28 lat temu. Były gratulacje, życzenia, łzy wzruszenia, radosne drżenie, zapał do pracy.

Czy ich też dotknie hejt? Niewykluczone.

Pisze młody kapłan: „Mogę Ci tłumaczyć wiele rzeczy, ale nie będziesz słuchał”.

Owszem. Bo też o co innego chodzi.

 

***

Nie chodzi o argumenty. Od wielu lat są ludzie, którym Kościół zawadza. Łamie szyki, przeszkadza w budowaniu nowego porządku. Jego nauczanie kłuje, przypomina o przypudrowanym brudzie okrywającym grubą warstwą sumienie. Stąd „seanse zbiorowej terapii” - bezimienne lincze na księżach dokonujące się przy byle okazji, poprawiające samopoczucie i dające chwilową ulgę.

Problem nie zaczął się w momencie ujawniania rzekomej ogromnej skali afer pedofilskich, bo to mit ukuty na potrzeby bieżącej polityki. Wystarczy poczytać statystyki. Zaczął się wcześniej, na początku lat 90 ubiegłego wieku. Robert Tekieli (wtedy był jeszcze anarchistą i ateistą) w felietonie opublikowanym w tygodniku „Sieci” („Łysina hipisa”, nr 20/2023) opowiada o spotkaniu z Adamem Michnikiem w tamtym czasie. Pisze: „Długo szukałem jego mieszkania, Al. Róż czy Al. Przyjaciół (…). «Ku-ku-k…wa, komuniści są już passe. Teraz naszym wrogiem są czarni, totalitaryzm narodowy, antysemicki czarnosecinny naród…»” - mówił tenże.

Konsekwentnie od lat redaktor Michnik ową strategię realizuje. I jemu podobni. Nie sprawdziły się „miękkie” środki, zatem trzeba było sięgnąć po sprawdzone wzory z nazistowskiego „Völkischer Beobachter” czy sowieckiego „Moskowskogo Komsomolca”.  Czyli odhumanizować znienawidzonych „czarnych”. Przypisać im największe przestępstwa, ukazać w przestrzeni medialnej w taki sposób, by na ich widok ludzie dostawali mdłości. By nienawidzili ich tylko za to, że są tymi, kim są.

Rozpoczął się hejt. Koszmarny, nieracjonalny, stroniący od argumentów. Czysta nienawiść. I owa nienawiść zaśmieciła serca ludzi, zamieszkała w nich jako antidotum na porażki, zafiksowanie, pustkę. Najbardziej młodych, czerpiących wiedzę o świecie z dziesiątek współczesnych gadzinówek. Kłamstwo tysiąc razy powtórzone dla nich stało się prawdą.

***

Czego Wam życzyć, Drodzy Neoprezbiterzy? Żeby stać się dobrym księdzem, trzeba być trochę romantykiem. Nie, nie dlatego, by „bujać w obłokach” i „zgubić kontakt z bazą”, ale po to, by zachować w sobie (świadomie naiwne) przekonanie, że świat jest lepszy, niż wskazuje na to analiza rzeczywistości.

I mieć twardą skórę. Codziennie czytać słowa Jezusa: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego (Mt 10,24-25).

Przyjdą kryzysy. Dostaniesz po głowie bluzgiem, oszczerstwem. Będziesz się dowiadywał o sobie takich rzeczy, że włosy dęba staną ci na głowie. Nie znajdziesz odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego tak kłamią?”… Będziesz miał serdecznie dość! Pomyślisz nieraz: „Po co ja się w to pchałem? Lepiej było iść na medycynę, politechnikę, założyć firmę. Byłby spokój. Jest tyle innych dróg do nieba”. Może w nocy popłaczesz sobie w poduszkę… Tak, żeby nikt nie widział. Bo chłopaki nie płaczą.

Może Bóg przyśle Ci anioła, który Cię nakarmi, umocni. A potem lekkim trąceniem w bok obudzi, uśmiechnie się i powie: „Idź! Bo długa droga jeszcze przed Tobą”.

A potem, kiedy będziesz szukał motywacji, odpowiedzi na sto trudnych pytań, klęknie cichutko przy konfesjonale ktoś, kto Ci powie: „Proszę o spowiedź. Ostatni raz tu byłem… 30 lat temu”. I zobaczysz, jak potem wstaje i niemalże frunie nad ziemią. Z radości. Niczym anioł.

Wtedy zrozumiesz, po co tu jesteś. I znajdziesz najczystszy, najgłębszy sens tego, kim jesteś.

Ty, ksiądz. Też człowiek.

 

Echo Katolickie 24/2023

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama