reklama

Pogranicze w ogniu i wodzie jednocześnie. Nie da się zadowolić Berlina i polskiego wyborcy

Premier Tusk znalazł się między młotem a kowadłem: społeczeństwo oczekuje powstrzymania fali migracji, a koledzy zza Odry – przyjmowania imigrantów. Na razie rząd próbuje zadowolić obie strony. Nie wróżę tej operacji wielkiego sukcesu.

Jakub Jałowiczor

dodane 11.07.2025 16:32

W sprawie kryzysu migracyjnego politycy Koalicji Obywatelskiej mówili raz jedno, raz drugie. Czasem jeździli na granicę z pizzą, albo tłumaczyli, że imigranci to ludzie szukający swojego miejsca na ziemi, czasem zapowiadali, że zbudują prawdziwy mur, bo ten obecny jest za słaby. Przez jakiś czas można było tak robić, bo niewiele od tych deklaracji zależało – w 2021 r. (starcia w Usnarzu) KO była w opozycji, a potem kryzys nieco zelżał, przynajmniej w mediach. Teraz już się tak nie da.

W imadle

Dla rządu sprawa migracji to najpoważniejszy kryzys od chwili objęcia władzy. Miała już wpływ na wynik wyborów prezydenckich, a później jeszcze urosła.

Pozycję samego premiera dodatkowo komplikuje właśnie wynik wyborów – z ich powodu nagle padł mit niezwyciężonego Donalda Tuska, na którego nie ma mocnych w PiS-ie i od którego nie ma lepszych w Platformie.

A premier znalazł się między młotem a kowadłem: czego innego oczekuje społeczeństwo, a czego innego koledzy zza Odry.

Nie znam przypadku, kiedy Tusk w istotnej sprawie postawił się rządowi Niemiec. Tym razem też tego nie zrobił. Berlińskie władze jasno deklarują, że chcą coś zrobić z imigrantami – kanclerz Friedrich Merz ostentacyjnie zlekceważył wyrok sądu zakazujący odsyłania przybyszów bez rozpatrzenia wniosku azylowego – i Polska im w tym pomaga. Warszawski rząd przyznaje, choć bardzo niechętnie, że nasze służby odbierają ludzi przywiezionych przez niemiecką policję. W teorii chodzi o osoby zatrzymane na granicy, które zgodnie z prawem powinny przebywać u nas. Jednak Straż Graniczna ma wierzyć kolegom zza Odry na gębę – to też przyznał rząd, mówiąc o stosowaniu zasady zaufania – i dopiero po fakcie weryfikować, z kim ma do czynienia, co zresztą nie zawsze jest w stanie się zrobić.

Ciszej nad tą granicą

Problem (rządu) w tym, że czego innego oczekuje społeczeństwo. Masowa migracja i wynikające z niej zagrożenia to realna obawa nie tylko marginalnej grupki narodowców, jak chciałaby to przedstawić władza, ale ogromnej części Polaków.

Jak wyśliznąć się z tej sytuacji? Pomysłu na rozwiązanie kryzysu nie widać.

Jak dotąd przyjęto strategię zaprzeczania i wyciszania. Najpierw przez dłuższy czas nie podawano liczby imigrantów przyjętych od strony niemieckiej. Później do mediów wysłano z samobójczą wizerunkowo misją minister Adrianę Porowską, szerzej nieznaną, należącą do Polski 2050, a nie do Platformy, do tego kierującą resortem społeczeństwa obywatelskiego, który ma z tematem tyle samo wspólnego, co Ministerstwo Klimatu. A na koniec premier Tusk nagle odkrył, że można zrobić to samo, co Niemcy robią już od ponad półtora roku, czyli wprowadzić kontrole graniczne. I to też jest próba wyciszenia, a nie rozwiązania problemu.

Granica strzeżona przed patrolami

Kontrole należało wprowadzić zaraz po tym, jak zrobili to Niemcy. Chodzi o symetrię.

Akurat z imigracją polskie kontrole nie mają za wiele wspólnego. Miałyby, gdyby cudzoziemcy próbowali przedostać się z Niemiec do naszego kraju. A nie próbują, kierunek jest odwrotny.

Zza Odry trafiają zaś do Polski ci, których podwozi Bundezpolizei. Gołym okiem widać, że kontrola ma po prostu utrudnić życie patrolom obywatelskim. Zakazano wszystkiego tego, co patrole robią i przez co nagłośniły problem: fotografowania, używania dronów i przebywania na przejściach granicznych. Nie wiem, czy władza zdecyduje się na rozprawę na ostro. Przez kilka pierwszych dni po wprowadzeniu nowych zasad raczej podszczypuje obrońców granicy. Suflowanego przez niektórych pomysłu skucia i wywiezienia członków patroli na razie nie zrealizowano. Może próba będzie podjęta później, a może skończy się na bardziej dyskretnym robieniu przykrości, bo przecież wielka akcja policyjna nie dość, że wymagałaby ogromnych sił, to na dokładkę na pewno tematu by nie wyciszyła.

Jeden prosty sposób

Jak dotąd rząd próbuje pogodzić ogień z wodą. Nie wróżę tej operacji wielkiego sukcesu. Kłopot w tym, że nie zanosi się na zakończenie, które byłoby korzystne dla naszego kraju. Dobra nie byłaby ani kontynuacja obecnego stanu rzeczy, ani eksplozja – jakkolwiek by wyglądała. Najlepsze rozwiązanie, czyli po prostu zatrzymanie przymusowej migracji z zachodu, nie leży w ogóle na stole.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

1 / 1

reklama