Wojna cywilizacji

Zamiast wygłaszać głupstwa o konieczności porzucenia Iraku, powiedzmy może od razu, że powinniśmy dla naszych żon i córek przygotować czarne galabije, do naszych kościołów dobudować minarety i zabrać się do studiowania Koranu!

Zamiast wygłaszać głupstwa o konieczności porzucenia Iraku, powiedzmy może od razu, że powinniśmy dla naszych żon i córek przygotować czarne galabije, do naszych kościołów dobudować minarety i zabrać się do studiowania Koranu.

Nie pokażemy kaset z egzekucją włoskiego zakładnika, jest bowiem zbyt okrutna. Tak brzmiało niepisane porozumienie wszystkich telewizji świata. Oględnie wspominano tylko o egzekucji. W rzeczywistości terroryści, którzy uprowadzili czwórkę włoskich ochroniarzy, sfilmowali spalenie człowieka żywcem. A następnie wysłali ten obraz do telewizji.

W takim momencie kończą się dysputy o sensie lub bezsensie interweniowania w Iraku. Kończy się debata o tym, czy mamy do czynienia z powstańcami, czy z terrorystami. Zaczyna się okrutna wojna światów, czy też, jak wieszczył Samuel Huntington - zderzenie cywilizacji.

Wilk wywołany z lasu

O wojnie cywilizacji zaczęto mówić tuż po zamachach terrorystycznych na Amerykę z 11 września 2001 roku. Potem zapadło milczenie, spowodowane przede wszystkim tym, że nie chcieliśmy wywoływać wilka z lasu. Ale wywołał go ostatnio nie kto inny jak Osama bin Laden. Wódz terrorystów napisał w liście, w którym przyjmował odpowiedzialność za masakrę w Madrycie 11 marca, że jednym z powodów, dla których postanowił zabijać Hiszpanów jest zemsta za wygnanie Arabów z Hiszpanii w XV wieku. Ten list wypełnia wszelkie znamiona klasycznego manifestu wojny cywilizacji. Podobnie jak makabryczne nagranie z egzekucji wysłane do telewizji Al-Arabija. Podobnie jak dziesiątki zachowań zwolenników islamskiej ruchawki dziejącej się obecnie w Iraku.

Wielu intelektualistów wzdraga się przed taką definicją, opowiada długo o humanistycznym przesłaniu Koranu, i pyta retorycznie, w czym jest lepsza cywilizacja Zachodu od tej islamskiej. Odpowiem krótko - dla mnie jest ona lepsza, bo jest moja. A przy okazji jest jedyną cywilizacją, która prawa jednostki ludzkiej postawiła na czele swojego katalogu wartości. I jeszcze - jest ta, która jak na razie wykazuje się największą kreatywnością i produktywnością. To od nas, ludzi Zachodu, żąda się pomocy finansowej, technologii, opieki. To od nas - niestety - nasi wrogowie starają się kupić broń i maszyny. Wreszcie to do nas masowo emigrują przedstawiciele innych cywilizacji w poszukiwaniu pracy, spokoju i dobrobytu. Nie słyszałem o masowym przesiedlaniu się Amerykanów czy Europejczyków do Arabii Saudyjskiej lub Maroka. Ruch w odwrotnym kierunku jest ogromny. Skoro tak, to mamy prawo bronić naszego systemu wartości i naszej religii. Tylko tyle i aż tyle.

Pacyfistyczni zwolennicy wycofania się z Iraku byliby uczciwsi, gdyby powiedzieli: jesteśmy za tym, żeby zostawić ten kraj w spokoju, niech się sami wymordują. Tyle, że zabrzmiałoby to dużo gorzej niż bajania o wolności wyboru. Wspólnie z Amerykanami uwolniliśmy Irak od krwawego i groźnego dyktatora. W rok po wojnie, mimo zamachów terrorystycznych i rozplenionego bandytyzmu, ilość ofiar jest mniejsza, niż w porównywalnym okresie byłaby wymordowana przez tajną policję Husajna oraz zmarła w wyniku braku lekarstw, nędzy i korupcji. To można udowodnić. Poziom życia w Iraku jest wyższy ( i to sporo) niż w czasach Saddama. Szyici po raz pierwszy mogą obchodzić swoje święta religijne. I tak dalej. Mamy się za to pokajać?

O ile można było dyskutować nad sensem rozpoczynania wojny w Iraku, o tyle teraz nikt rozsądny nie powinien zalecać wycofania się. Dalszy skutek ucieczki z Iraku to między innymi rewolta w Pakistanie, powrót talibów do Afganistanu i powszechna wojna religijna toczona przez zwycięski islam. Tym razem żarty się skończyły. Mamy do czynienia z wrogiem bezwzględnym i zdeterminowanym, wrogiem który nienawidzi nas nie za to, co robimy, a za to, kim jesteśmy.

Cena kapitulacji

Jeżeli to, co napisałem wyżej, brzmi niczym ostry pamflet, to proszę złożyć to na karb oburzenia po wysłuchaniu relacji z Iraku. A może jeszcze bardziej oburzenia na polityków - w całym świecie zachodnim, - którzy próbują w cieniu konfliktu irackiego wygrywać własne, małe, wyborcze interesiki. Nagle - po sukcesie socjalistów w Hiszpanii - coraz więcej partii i partyjek dążących do władzy w różnych krajach (Polski nie wyłączając) zaczyna wykrzykiwać hasło wycofania się z Iraku. Słyszymy je od Australii po Ukrainę. O konsekwencjach takiego hasła i takiego myślenia właśnie napisałem. Ale jest jeszcze jeden efekt wprowadzenia tego myślenia do obiegu publicznego. Oto w wojnie cywilizacji, rozgrywającej się przede wszystkim w naszych umysłach i naszych mass mediach, stawiamy się na pozycji z góry przegranej. Zamiast więc wygłaszać głupstwa o konieczności porzucenia Iraku, powiedzmy może od razu, że powinniśmy dla naszych żon i córek przygotować czarne galabije, do naszych kościołów dobudować minarety i zabrać się do studiowania Koranu.

Nie jest przypadkiem, że najsłabszym ogniwem Zachodu jest Francja. Przede wszystkim dlatego, że 10 procent obywateli Francji to muzułmanie. A to znaczy, że są oni poważną siłą w wyborach. Co więcej, prognozy demograficzne są takie, że za pół wieku w Europie muzułmanie mogą stać się większością. Bo ciągle napływają legalni i nielegalni imigranci, a przeciętna rodzina muzułmańska w Europie ma dwukrotnie więcej dzieci od chrześcijańskiej. Perspektywa roku 2050 nie jest wcale tak odległa. Jeżeli mamy zachować atrakcyjność naszej cywilizacji i wartości, na których nam zależy, nie możemy ciągle uciekać i kapitulować w obronie dobrobytu i świętego spokoju. Należy również walczyć. Irak jest miejscem, w którym testowana jest zdolność do takiej walki.

Odwaga i nadzieja

Powiem uczciwie, że dużo lepiej bym się czuł, gdybym nie musiał pisać takiego tekstu. Podobnie jak wtedy, gdy nie oglądałbym kolejnych telewizyjnych informacji z obawą przed zamachami w Polsce lub polskimi ofiarami za granicą. Tyle, że niewiele więcej mamy w walce cywilizacyjnej do zaoferowania. Co więcej nasza historia skłania do zaangażowania w taką wojnę cywilizacji. Po latach zepchnięcia do świata kategorii B zdołaliśmy ogromnym narodowym wysiłkiem i dziesiątkami krwawych ofiar dobić się do miana uczestników tego mitycznego i dobrego Zachodu. I co, mamy się zgodzić teraz na destrukcje tej naszej Ziemi Obiecanej? Czy przeciwnie zaangażować się w obronę wartości fundamentalnych dla Zachodu? Wydaje się, że jest to pytanie retoryczne.

W Iraku popełniono mnóstwo błędów. Amerykanie zbyt często grzeszyli pychą i nadmiarem pewności siebie. Jak typowi pragmatycy starali się odnieść zwycięstwo minimalnym nakładem sił i pieniędzy. Teraz to się mści. Ale nie zmienia to w niczym faktu, że to nasza strona ma w tym konflikcie rację, że po naszej stronie stoją racje polityczne i moralne. A, że musimy wykazać się odwagą i wizjonerstwem? Cóż, właśnie zaczął się wiek XXI. Wchodząc w trzecie millennium, opowiadaliśmy sobie bajki o świecie bez granic i kłopotów o podboju kosmosu i przezwyciężeniu śmiertelnych chorób, zapominając, że ten luksusowy świat to enklawa bogatego Zachodu i tylko tyle. Okazało się, że tak dobrze nie będzie, że aby cieszyć się osiągnięciami naszej cywilizacji, musimy wprzód przyjąć odpowiedzialność za resztę świata. Wymaga to dwóch cnót - odwagi i nadziei. W czasie po Święcie Zmartwychwstania Pańskiego nie powinno nam ich zbraknąć.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama