Dwie drogi

Przypowieść o dziesięciu pannach wskazuje na konieczność stałej czujności. Życie nie może nas zaskoczyć

Dwie drogi

Jezus powiedział: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie” (Mt 24,42). A dzisiaj w kontekście przypowieści o dziesięciu panach słyszymy: Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny (Mt 24,13). To wezwanie do czuwania intensyfikuje się w wypowiedziach Pana Jezusa na temat Jego odejścia ze świata i ponownego przyjścia. To, że czuwanie w Nowym Testamencie pojawia się zawsze w kontekście oczekiwania na przyjście Pana, jest bardzo istotne.

Akcent jest położony na samym przygotowaniu. Jeżeli spojrzymy na przypowieść o wiernym słudze (zob. Łk 12,41—48), to on czuwa i jednocześnie jest bardzo rzetelny w tym, co ma wypełniać, żeby być gotowym na przyjście Pana. Wszystko robi z myślą o Nim. Myślę, że pod tym kątem trzeba też przeczytać inne przypowieści, na przykład o talentach (Mt 25,14—30), w której także pojawia się myśl, że najważniejsze jest to, żeby być zawsze gotowym do przedstawienia tego, co się autentycznie zrobiło.

Powiedziałbym, że wręcz jaskrawie pokazuje tę prawdę przypowieść o dziesięciu pannach. Kiedy się tak nad nią zastanawiamy, to jaka jest różnica pomiędzy pięcioma mądrymi i pięcioma głupimi panami? Wszystkie mają lampki oliwne, wszystkie czekają na spotkanie z oblubieńcem. Nie ma mowy o tym, że te głupie w jakiś sposób są „moralnie niepoprawne”. Jedyna różnica między jednymi i drugimi polega na tym, że jedne wzięły ze sobą oliwę, a drugie nie. Mądre pomyślały z wyprzedzeniem, co by było, gdyby Pan się opóźnił. W ich myśleniu jest przewidywanie, roztropność w przygotowaniu się na wszelkie możliwości, które przeradza się w konkretne działanie. Natomiast głupie poszły bezmyślnie. Budzą się dopiero w momencie, kiedy się okazuje, że rzeczywiście Pan się opóźnił i brakuje im oliwy. Tutaj widać, jak różni się ich stosunek do tego, na którego oczekują, od stosunku mądrych panien. One koncentrowały się na oblubieńcu i w związku z tym wszystko przygotowały pod jego przyjście. Głupie sprawiają wrażenie, jakby „z marszu” poszły na to spotkanie. Tak sobie żyły na świecie, być może całkiem porządnie, tylko bezmyślne. To było takie żyje „się” i teraz akurat coś ma „się” wydarzyć, to „się” idzie...

Jak popatrzymy na wszystkie przypowieści Pana Jezusa i Jego nauczanie, to odkrywamy, że nasze życie nie może być takim „jakoś się żyje” — wystarczy, że jesteśmy porządni, nie grzeszymy i unikamy niewłaściwych zachowań. Mało tego, wypełniamy nawet nasze obowiązki... To nie wystarczy! Potrzeba wewnętrznego zaangażowania, które jest wychyleniem się w oczekiwaniu na przyjście Pana. Myślę, że dobrze ilustruje to wspomniana przypowieść o talentach. Dwaj pierwsi słudzy, bardzo dynamiczni, pomnożyli zasoby, które otrzymali. Natomiast trzeci miał postawę zachowawczą. Właściwie jego zasadniczą troską było usprawiedliwienie siebie. I ta jego sentencja na końcu: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś...” etc. (Mt 25,24), wskazuje, że właściwie jest skoncentrowany wyłącznie na zabezpieczeniu siebie. Tutaj wyraźnie widać, co Pan Jezus ma na myśli, kiedy mówi: „Kto chce zachować swoje życie, straci je” (Mk 16,25). Kto przyjmie postawę zachowawczą, w czyim życiu brak dynamizmu, który świadczy o dążeniu człowieka do czegoś więcej.

Jeżeli koncentrujemy się na ideałach, to często sprowadza się to do postawy usprawiedliwiania siebie lub szukania potwierdzenia swojej doskonałości. Jak ten faryzeusz w świątyni, który modli się do Boga i dziękuje Mu, że dał mu być  takim wspaniałym (zob. Łk 18,10—14). I właściwie Bóg jest mu potrzebny tylko po to, żeby potwierdził jego doskonałość.

Natomiast kiedy człowiek jest skupiony na przyjściu Pana i tego przede wszystkim oczekuje, to jego zatroskanie zupełnie inaczej wygląda. Troszczy się o to, jak Go przyjąć, co przygotować, co zrobić na Jego przyjście. To z kolei bardzo mocno wiąże się z modlitwą. Pan Jezus w Ewangeliach bardzo mocno wiąże czuwanie z modlitwą.

W Katechizmie, w części czwartej, poświęconej modlitwie, czytamy, że „Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli” (KKK 2560). Pragnie naszej tęsknoty. I ona staje się siłą napędową do oczekiwania, czuwania. Tak Jezus o tym mówi w Ewangelii św. Łukasza:

„Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe w skutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych. Żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na tych wszystkich, którzy mieszkają na tej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić i stanąć przed Synem Człowieczym. Módlcie się nieustannie” (Łk 21,34—36).

Powiązanie czuwania z modlitwą jest niezmiernie ważne. To samo dotyczyło samego Jezusa. Pamiętamy scenę w Ogrójcu. On tam przyszedł, wybrał sobie jeszcze trzech uczniów, z którymi poszedł trochę dalej. Mówi do niech: „Smutna jest Moja dusza aż do śmierci, zostańcie tu i czuwajcie ze Mną”. I On sam odszedł kawałek dalej i modlił się. Ta modlitwa była, jak pamiętamy, dramatyczna. Prosił Ojca, żeby oddalił ten kielich, jeżeli jest to możliwe, ale jednak żeby się realizowała wola Ojca, a nie Jego. Potem przyszedł do uczniów i widząc, że oni śpią, powiedział: „Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie. Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (zob. Mt 26,36—41). Sam nasz duch, same chęci, dążenie do doskonałości nie wystarczą. Potrzebne jest zaczepienie, którym jest tęsknota za spotkaniem z Panem. Potrzeba osobistej więzi z Chrystusem. Dopiero ona daje nam prawdziwą siłę do czuwania.

Myślę, że genialną jej ilustracją jest scena chodzenia po wodzie św. Piotra. Pamiętamy, że Pan Jezus szedł po jeziorze, a było to właściwie w nocy, kiedy uczniowie płynęli łodzią i mieli z tym trochę kłopotów. Zobaczyli, że przechodzi jakaś postać, przestraszyli się. Pan Jezus powiedział im: „Nie bójcie się, to Ja jestem”. Wtedy Piotr się wyrwał: „Panie, jak to Ty jesteś, to każ mi do siebie przyjść”. „To chodź”. Wyszedł z łodzi i szedł. Byłoby wszystko w porządku, gdyby nie wiatr i większa fala. Wtedy przestraszył się, zaczął się rozglądać i wtedy zaczął tonąć (zob. Mt 14,25—33). Dopóki patrzył na Chrystusa, szedł do Niego, nie było problemu. Kiedy stracił tę bezpośrednią więź z Nim, zaczął tonąć.

W czuwaniu chodzi właśnie o to, abyśmy nie utracili z Bogiem „gorącej linii”, powiązania z Panem.

Fragment książki „Przed lustrem. Z tynieckiej ambony i nie tylko...”

Włodzimierz Zatorski OSB (ur. 1953) benedyktyn, fizyk, teolog, filozof. Ukończył studia z fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim (1980 r.) Od 1980 w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu, (śluby wieczyste złożył w 1984 r.). Założycieli wieloletni dyrektor Wydawnictwa Benedyktynów „Tyniec”. Od 2005 do 2009 przeor w Tyńcu, 2010-2013 mistrz nowicjatu. Od 2015 szafarz (ekonom) klasztoru. Od 2002 roku prefekt (opiekun) oblatów świeckich przy Opactwie w Tyńcu. Autor ponad 40 tytułów książkowych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama