Na boso, ale z pasją

Milionowe nakłady Niepokalanowskich publikacji to już wprawdzie przeszłość, ale pasja wydających je franciszkanów pozostała ta sama

Milionowy nakład franciszkańskich wydawnictw to odległa przeszłość. Z latami świetności drukowane dziś tytuły wiąże nie tylko nazwa czy misyjny charakter, ale i pasja przygotowujących je zakonników.

Kompleks wtapiających się w tło budynków Niepokalanowa to z zewnątrz nic nadzwyczajnego, ot, wczesny socrealizm. W pierwszym z nich dziś mieści się wydawnictwo. — Mieszkali tu kiedyś bracia, a tam na dole była stolarnia — tłumaczy o. Grzegorz Klimczyk, dyrektor Wydawnictwa oo. Franciszkanów w Niepokalanowie. — Zamiar Maksymiliana był taki, by ten klasztor od początku spełniał funkcje wydawnicze — dodaje.

Głównym pismem był i wciąż pozostaje „Rycerz Niepokalanej”. W latach świetności miał gigantyczny nakład. 800 tys. egzemplarzy nie potrafią osiągnąć dziś dzienniki, na które łoży się potężne środki. „Rycerz” nigdy ich nie posiadał, miał za to mentora z wizją — pierwszego redaktora naczelnego: św. o. Maksymiliana Kolbego. — Pierwszy numer miesięcznika ukazał się w 1922 r. w Krakowie. W tym samym roku Maksymilian przeniósł pismo do Grodna. Wreszcie w roku 1927 wrócił tu, na szczere pola teresińskie — opisuje losy wydawnicze „Rycerza” przed wojną o. Jacek Staszewski. To wtedy w ciągu 12 lat udało się zwiększyć bazę czytelniczą z 5 tys. do wspomnianych już 800 tys. osób. Wojna zahamowała ten rozkwit. Maksymilian wyprosił jednak u okupantów, by mógł wydać „Rycerza” raz jeszcze. O dziwo udało mu się i to w 120 tys. egzemplarzy!

Tresura psa i hodowla jedwabników

Śladów „Rycerza” szukam w bibliotece klasztornej. — Tu, gdzie teraz się znajdujemy, była szewczarnia, krawciarnia, trykociarnia i pralnia. A więc wszystko to, co jest niezbędne do funkcjonowania klasztoru — zauważa opiekujący się biblioteką o. Roman Soczewka. Potem było tu niższe seminarium. O. Soczewka uczył w nim do samego końca, czyli do 2000 r.

W pachnących drukiem i kurzem kolejnych pokojach, wśród niekończących się rzędów półek z książkami, gospodarz prowadzi mnie do małego pomieszczenia. Tam tuż za drzwiami stoi z pozoru zwykła, zmęczona przez czas szafa. Jej drzwi, skrzypiąc, ustępują pod naporem ręki o. Romana. Z jednej z dolnych półek wyjmuje sztywno oprawione księgi. To spięte roczniki „Rycerza Niepokalanej”. — Te są z lat 1924—1925, jeszcze z Grodna. Tę bibliotekę zorganizował brat św. Maksymiliana — Alfons, gdy ten szykował się do wyjazdu na misje — tłumaczy.

Szef biblioteki wodzi wzrokiem po półkach. Roczniki 31, 30, a także 28 i 29. To w nich znajdują się pierwsze ogłoszenia z prośbą, by ludzie nadsyłali do Niepokalanowa książki. — To była biblioteka redakcyjna, więc tematyka była szeroka. Tresura psa, konstrukcje żelbetonowe, hodowla jedwabników — wymienia pozycje, które nadsyłano. Wszystkie stanowiły dobrą bazę dla pisma. Dziś jest tu 50 tys. książkowych woluminów. W „Rycerzu” z marca 1929 r. czytamy: „Książki do biblioteki nadają się wszystkie. Niech Niepokalana za dary nagrodzić raczy”. To w dziale „podziękowania”. Stałym, który funkcjonuje w „Rycerzu” do dziś.

Rycerzyk na warcie. Boso

Wśród regałów nabrzmiałych książkami idziemy tam, gdzie „leżakują” zagraniczne wydania „Rycerza”. Pomagający na co dzień pan Łukasz podaje mi lekko wypłowiałą broszurę, gęsto zapisaną czarnymi obrazkami: „To pierwszy numer wydany w Japonii z 1930 r. Zresztą wydają go tam do dziś”. Obok „Rycerz” po łacinie, data 1938. Są też i w innych językach. Wszystkie wielkości cienkich zeszytów. — Do wojny „Rycerz” był wydawany w formacie A5, później trzeba było drukować na papierze, jaki przydzielała władza ludowa — zauważa o. Soczewka. Służba Bezpieczeństwa „odwiedzała” bibliotekę dwa razy. — Różnie to wyglądało. Raz przychodził wykaz książek zakazanych, innym razem przyjeżdżali, zabierali książki i odjeżdżali — mówi. W 1952 r. zamknięto drukarnię i wydawnictwo. — „Rycerz” wychodził jednak jeszcze przez trzy lata, tyle że nie na maszynach niepokalańskich — wyjaśnia o. Staszewski. „Przymusowe milczenie” pisma trwało do roku 1981.

O. Roman na chwilę znika. Pojawia się z teczką. W niej oryginalne okładki „Rycerzy” autorstwa br. Felissimusa Sztyki. — On był grafikiem amatorem, ale mam i prace prawdziwego plakacisty Tadeusza Gronowskiego — to jest dopiero sztuka! — pokazuje ręcznie malowane dzieła. Wśród nich najpiękniejsze: rycerzyk Niepokalanej stojący na warcie. Boso.

Z Teresina na podbój świata

Dziś nakład „Rycerza” jest dziesięciokrotnie mniejszy. Jego redakcja znajduje się w dwóch pokojach. Blisko dekadę szefuje mu o. Piotr Lenart. Właśnie zastałem go przy pracy nad wrześniowym numerem. — Chcemy dołączyć wersję audio, by ci, którzy mają słaby wzrok, też mogli skorzystać z „Rycerza” — zdradza. Pismo na miejscu przygotowuje wraz z s. Teresą. Są też pracownicy terenowi. — Jest internet, więc mamy z nimi stały kontakt — tłumaczy. Czy nie czuje brzemienia dzieła o. Maksymiliana i przedwojennej spuścizny 800 tys. egzemplarzy? — To wszystko na szczęście jest w rękach Matki Bożej, gdyby nie to, człowiek strasznie by się przejmował. Jej polecamy każdy numer i każdego czytelnika. Dziękujemy też za to, że co miesiąc wychodzi — mówi wprost. Na koniec zdradza plany zmian. Dotyczą nie treści, a szaty graficznej. — Od stycznia chcemy ruszyć z formatem A4. Zwiększy on nasze redakcyjne możliwości — mówi z nadzieją w głosie. Temat rozwija o. Klimczyk: — Chcemy przejąć bazę adresową z Santa Severy, bo stamtąd w trudnych czasach komunistycznych od 1971 r. wychodził „Rycerz dla Polonii Zagranicznej”. Czasy są jednak już inne, dlatego chcemy połączyć go z „Rycerzem” i wydawać jako jeden na cały świat.

Na razie poza kraj z Teresina franciszkanie wysyłają 5 tys. egzemplarzy „Rycerza”. Do Japonii, Francji, Anglii, Włoch, USA, ale i do Peru czy Brazylii. Poza nim wydawany jest „Mały Rycerzyk” dla dzieci, „Rycerz młodych” i „Informator Rycerza Niepokalanej”. Jest też „Echo Niepokalanowa”. — To taka nasza kronika. Redaguje ją sekretarz gwardiana, kiedyś to była „Zagroda Niepokalanej” — wyjaśnia o. Jacek Staszewski.

Trzy tony z „Rycerza”

Wszystkie te tytuły drukowane są zaledwie dwa piętra niżej pod pomieszczeniami redakcji. To tam w kilku halach pracuje 16-osobowa załoga. Od prawie ćwierćwiecza dowodzi nią brat Janusz Tomoń; kierownik drukarni i... szef franciszkańskiej straży pożarnej w jednym. — Ostatnio mamy dość dużo pracy związanej z Rokiem Kolbiańskim, bł. Janem Pawłem II i bł. Jerzym Popiełuszką. Obrazki, broszury, książki tematyczne. Prawie od początku roku pracujemy na dwie zmiany, wcześniej raczej się to nie zdarzało — wyjaśnia, zapraszając mnie na wędrówkę po swoim królestwie.

Na pierwszy ogień idą maszyny drukujące. — Jest tu Heidelberg SS74, czterokolorowy z roku 1999, jest też Heidelberg LRZO z roku 1960, który wciąż działa. Na nim drukujemy książki w dużym formacie — tłumaczy, pokazując mi jeszcze maszynę w kącie: — To Heidelberg GTO46, na którym robimy drobne rzeczy, np. nadruki na obrazkach.

Historyczne maszyny się nie zachowały. Jak wyjaśnia o. Klimczyk, „skonfiskowała je władza ludowa, a nam nigdy potem nie udało się ich odzyskać”. Dziś z władzą, tyle że tą lokalną, współpraca jest naprawdę dobra. — Miesięcznik dla starostwa powiatowego, dla gminy Teresin, pisemka samorządowe to nasze zlecenia zewnętrzne. Ale zamówienia są przeglądane. Jak kłócą się z nauką Kościoła, to je odrzucamy — mówi szef drukarni, przyznając, że zdarzyły się już takie sytuacje. W ekspresowym tempie przechodzimy przez dział ekspedycji, gdzie „Rycerz” jest ręcznie pakowany i foliowany, potem odsyłany na pocztę do Skierniewic. Wcześniej jednak introligatornia. — Tu wydrukowany materiał zostaje połamany na legi i wędruje do zbieraczki do klejenia na książki lub oprawę zeszytową — tłumaczy br. Tomoń. Moją uwagę zwracają jeszcze olbrzymie beczki. — To prasa do makulatury, miesięcznie mamy jej ok. sześciu ton, bo z samego „Rycerza” zostają trzy — wylicza.

Wydawnictwo, drukarnia i redakcje nie powalają nowoczesnością. Sprzęt i wystrój są raczej smutnym wspomnieniem minionej epoki. Drukowane nakłady, choć znaczne, też nawet nie zbliżają się do tych z czasów św. Maksymiliana. Mam jednak nieodparte wrażenie, że jest i cecha wspólna z czasami przedwojennej świetności. To pasja tych, którzy robią wszystko, by „Rycerz Niepokalanej” i pozostałe wydawnictwa ojców franciszkanów z Niepokalanowa trafiały wciąż do czytelników na całym świecie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama