Wczoraj czytaliśmy w liturgii fragment o Jezusie, który płacze nad Jerozolimą. Dziś słyszymy o prorockim gniewie na widok profanacji jerozolimskiej świątyni. Smutek i gniew. Dwie emocjonalne reakcje na zło, które są w dużej mierze wyrazem bezradności. To obraz Jezusa, czyli ostatecznie Boga, który wydaje się pokonany przez zło. Owszem Jezus oczyszcza świątynię z kupców robiących biznes na kulcie świątynnym. Ale przecież to był tylko gest sprzeciwu, który – jak się wydaje – niewiele albo wręcz nic nie zmienił. Z całą pewnością po odejściu Jezusa kupcy otworzyli na nowo swoje stoiska i ich interes kręcił się dalej. A jednak te dwa obrazy Jezusa – Jego płacz i Jego gniew – są nam dane ku naszemu nawróceniu. Miłość nie przechodzi obojętnie wobec zła. Miłość cierpi, gdy widzi, jak ukochani niszczą siebie czy innych. Smuci się i gniewa. I my czasem potrzebujemy Jezusa, który powywraca nasze stoliki po to, byśmy się opamiętali. A czasem zapłacze, gdy widzi, że nasze życie zmierza ku katastrofie.
Biblia zwłaszcza w Starym Testamencie mówi często o Bożym gniewie. Nie chodzi tutaj o jakąś tanią psychoanalizę Pana Boga. Tu chodzi o nas. Chodzi o to, aby zrozumieć, jak bardzo Bogu na nas zależy. Zło bulwersuje Boga, prowokuje do reakcji, nie może spokojnie na nie patrzeć. Nie dlatego, że jest mściwy czy nieopanowany, lecz dlatego, że jest dobry i kocha. Który rodzic usiedzi na miejscu spokojnie, gdy dziecko wchodzi na kruchy lód, żeby się pobawić? Pojęcie „gniewu Bożego” łączy się z pojęciem sprawiedliwości. Prorocy powtarzali, że nieszczęścia spotykające jednostkę, naród czy świat są przejawem „gniewu Bożego”. Nie należy tego rozumieć w taki sposób, że każde zło spotykające człowieka jest karą za jego osobisty grzech. Ale prawdą jest to, że odrzucenie Boga skutkuje złem, prowadzi do nieszczęścia, do pogrążania się człowieka i świata w chaosie, pustce, samozagładzie. Prorocy wzywając do nawrócenia mówili, że chodzi o „powstrzymanie gniewu Bożego”. Wizje św. Faustyny, zapisane w „Dzienniczku” są w pełnej zgodzie z tym biblijnym nurtem. Kiedy Jezus nauczył ją Koronki powiedział: „modlitwa ta jest na uśmierzenie gniewu mojego”.
Pozornie nic się nie zmienia. Dzisiejsze elity wciąż chcą uciszyć Jezusa i Jego wysłanników – „nikt nie będzie nam wywracał naszych stolików”. Ale też wciąż jest sporo tych, którzy słuchają Go z zapartym tchem. Ostatecznie chodzi o to, aby pozwolić Jezusowi oczyścić nasze sumienie, nakłuć balony pychy, oczyścić religię z wszystkiego, co jest tylko pozorem, blichtrem, interesownością. Bóg chce ostatecznie tylko jednego – abyśmy Go szczerze kochali. Tylko tyle i aż tyle.