Z Justyną Sołtysek, kuratorem sądowym, o blaskach i cieniach pracy z rodzinami rozmawia Anna Bajon.
Na czym polega praca kuratora?
Działania są różne w zależności od tego czy dotyczą dzieci czy dorosłych. Najłatwiej wyjaśnić to na konkretnym przykładzie. Gdy matka, z jakichś powodów (decyzją sądu), ma ograniczoną władzę rodzicielską, wtedy zadaniem kuratora jest objęcie opieką całej rodziny. Kurator ma pieczę zarówno nad nią samą, jak i jej dziećmi. W ramach swoich obowiązków musi skontrolować czy dzieci czynią postępy w nauce, ocenić jak matka zajmuje się nimi zajmuje, obserwować funkcjonowanie rodziny i wszystko to, co dzieje się w domu. Dlatego także musi wiedzieć z czego rodzina się utrzymuje, czy matka w ogóle gdzieś pracuje, kto wtedy sprawuje opiekę nad dziećmi itd. Wszystko to podlega kontroli kuratora.
Rozumiem, że musi to Pani udokumentować. Co zajmuje Pani więcej czasu – dokumentacja czy wizyty w rodzinie?
Mnie zdecydowanie więcej czasu zajmuje dokumentowanie działań i mniej lubię tę część swoich obowiązków. Kontakt z człowiekiem, nawet chodzenie do szkół, Miejskich Ośrodków Pomocy Rodzinie czy odwiedzanie samych rodzin, przynosi mi dużo większą satysfakcję.
Czy kurator ma za zadanie wyłącznie opisać istniejącą sytuację?
To jego podstawowe zadanie, ale jego rolą jest też wspieranie rodziny w wychodzeniu z kryzysu. Są oczywiście także inne osoby, które zajmują się pomocą rodzinie np. asystenci rodziny.
Ile ma Pani rodzin pod swoją opieką i jak często się Pani u nich pojawia?
W tej chwili zajmuję się siedmioma rodzinami. Jestem u nich raz dwa tygodnie, lub nawet raz na tydzień, w zależności od tego czy sprawa dotyczy pojedynczej osoby, całej rodziny czy np. nieletniego. W przypadku rodziny na pewno konieczna jest większa intensywność kontaktów. Kiedy sprawa dotyczy dzieci trzeba sprawdzić w rodzinę w Ośrodku Pomocy Rodzinie, w szkole lub przedszkolu do której uczęszczają dzieci. Kiedy rodzic gdzieś pracuje to także jego miejsce pracy.
Jak kuratorzy są postrzegani przez tych, których mają kontrolować?
Po pierwsze trzeba powiedzieć, że spodziewając się opisu własnych zachowań, rodziny starają się dobrze wypaść. Jak dotąd w większości miałam pod nadzorem takie rodziny, które naprawdę starały się mieć ze mną dobry kontakt. Otwarcie pokazywały, że potrzebują wsparcia i są za nie wdzięczne.
Czy łatwo uzyskać rzeczywisty obraz kontrolowanej rodziny?
Niestety bywa i tak, że jesteśmy oszukiwani. Wiadomo, że zwłaszcza osoby będące w nałogu alkoholowym, są często niezwykle sprawnymi manipulantami. Były osoby, które unikały tego kontaktu, a potrafiły bardzo dobrze ukrywać się czy ze swoim alkoholizmem czy innymi problemami. Muszę przyznać, że czasami trochę to trwało, zanim się zorientowaliśmy, że ktoś nas oszukuje.
A czy są jakieś szczególne symptomy wskazujące na to, że dzieje się coś niepokojącego? Skąd czerpiecie informacje?
Tylko i wyłącznie z naszych kontaktów, współpracy z asystentem, MOPR-em, policją, szkołą, sąsiadami, z tego co ewentualnie powiedzą dzieci, a one rzadko mówią gdy dzieje się coś złego.
Chociaż oczywiście, kiedy dzieci z którymi dotąd miałam dobry kontakt nagle zaczynają mnie unikać, to też jest jakiś sygnał, że dzieje się coś złego.
Dlaczego dzieci nie mówią wprost o problemach w rodzinie?
Nie mówią, bo zdają sobie sprawę z tego, że jest szansa, iż trafią do placówki opiekuńczej. Chociaż zdarzają się wyjątki. Znam przypadek, gdy matka, po terapii uzależnień, wyraźnie uczy swoje dzieci, że gdyby się jej zdarzyło napić alkoholu, to mają jak najszybciej przekazać tę informację komukolwiek – nauczycielowi, pedagogowi w szkole czy kuratorowi, bo informacja o tym, że mamie zdarzyła się wpadka, może ją uratować. To oczywiście osoba która wyszła z terapii z bardzo rozsądnym nastawieniem. Ma świadomość, że tylko w ten sposób, dzieci mogą uniknąć kolejnej traumy, a ona sama ma szanse wyjść na prostą. Jeżeli dzieci będą to ukrywać, to ona, mówiąc kolokwialnie, „popłynie”.
Co z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie, które mają nadzór kuratorski lub są członkami rodzin objętych opieką kuratora?
Jeżeli jest to rodzina, która nie radzi sobie w życiu, prosimy asystenta rodziny o współpracę i wtedy on stara się pomagać, organizować i wspierać działania poszczególnych jej członków. Kurator nie przejmuje obowiązków rodzica, bo to on ma sprawować swoją rolę, może mu jednak wskazać rozwiązania czy skierować do instytucji służących pomocą. Czasami trzeba zmobilizować rodzica aby zadbał o to, żeby profesjonalista zdiagnozował dziecko i zlecił jakieś dodatkowe zajęcia, np.
Ciekawi mnie jak długo zwykle trwa dozór kuratorski?
Najogólniej rzecz ujmując – długo. Ma to oczywiście swoje uzasadnienie. Jeśli już ktoś, np. z powodu nadużywania alkoholu, ma taki nadzór i jego dzieci były w placówce wychowawczej, a teraz wracają do domu rodzinnego, trzeba tę sytuację kontrolować.
Gdy (co daj Boże) rodzic jest po terapii, to nawet gdy jest już trzeźwy, nawet od kilku lat i wszystko układa się dobrze, to jednak ten dozór musi trwać, bo zachodzi obawa, że coś złego się może wydarzyć. Nie może być, i nie jest tak, że nadzór jest uchylany po roku, bo wszystko jest OK. Tutaj szczególnie ważna jest zasada ograniczonego zaufania.
Czy ta praca przynosi Pani częściej poczucie satysfakcji czy raczej klęski?
Klęska to chyba złe określenie, ale niestety zdarzyło mi się, że zawiedziono moje zaufanie. I trudno to nazwać poczuciem klęski, ale taka sytuacja przygnębia. W tym przypadku rzecz dotyczyła rodziny, która naprawdę dobrze rokowała. Wszystko wskazywało na to, że jej członkowie wychodzą na prostą, a córka dobrze radzi sobie w szkole. Pojawiły się nawet jakieś osiągnięcia sportowe i żeby nie psuć jej opinii w nowej szkole, na prośbę rodziny, postanowiłam korzystać przez pewien czas wyłącznie z Librusa tej dziewczynki. Ten elektroniczny dziennik umożliwia przecież dostęp do informacji o postępach i obecności dziecka w szkole, więc wydawało się, że to wystarczy. No w dzienniku wszystko wyglądało dobrze, dlatego nadzór ograniczył się do wizyt w rodzinie. Niestety po pół roku, gdy zaczęła się już procedura zmierzająca do uchylenia nadzoru, okazało się, że jednak wrócił alkohol, interwencje policji… i tu mam taki niesmak, że zaufałam, bo wydawało mi się, że wszystko jest dobrze, a powinnam była być bardziej ostrożna. Zostałam trochę zmanipulowana i od tej pory już wiem, że trzeba się trzymać pierwotnego planu, bez względu na deklaracje i prośby zainteresowanych.
A jak reagują sąsiedzi, kiedy pojawia się Pani z pytaniami o podopiecznych?
Sąsiedzi reagują różnie, ale z reguły dalecy są od mówienia o tym, że naprawdę dzieje się coś złego. Kiedy kurator staje przed nimi twarzą w twarz, często unikają tematu.
Bywało natomiast, że miałam anonimowe informacje o tym, że właśnie trwa jakaś libacja. Czyli jednak komuś chciało się mnie znaleźć i poinformować, ale bez ujawniania swojej tożsamości. Niestety, nawet jeśli ja w takich okolicznościach od razu się zjawiałam, to stawałam przed zamkniętymi drzwiami i nie mogłam zrobić nic więcej, poza opisaniem sytuacji. Bo kurator, żeby było jasne, ma możliwość wejścia do podopiecznych tylko od 6-ej rano do 22-ej i to wyłącznie wtedy, gdy zostanie wpuszczony. Nie ma też możliwości, by był świadkiem tego, co się dzieje np. o 1-szej w nocy.
Co się dzieje, kiedy osoby mające nadzór kuratora po prostu Pani nie wpuszczają?
Właściwie nic. Jeśli taka sytuacja trwa dłużej i wiadomo, że są tam małe dzieci, których nie da się skontrolować w szkole, a asystent rodziny nie widzi ich przez jakiś czas, to wtedy oczywiście trzeba powiadomić policję i razem z patrolem można podjąć interwencję.
Kuratorzy mają nikłą szansę „przyłapania” kogoś na gorącym uczynku. Bo kiedy ktoś ma nadzór i mimo to, robi coś złego, to przeważnie robi to tak sprytnie, że trafić na to możemy tylko przypadkiem lub gdy już ostatecznie straci wszelką kontrolę nad sobą.
A jaka jest wymarzona postawa sąsiadów?
Chyba zwyczajnie uczciwa. Żeby nie wygładzać rzeczywistości, ale też nie podkolorowywać ekscesów. Żeby mieli świadomość, że kurator nie po to się pojawia, żeby komukolwiek zrobić krzywdę czy odebrać dzieci. Jego rolą jest wspieranie prawidłowego funkcjonowania rodziny, tak aby można było zareagować w odpowiednim momencie dla jej dobra.
A jak Pani sobie radzi z powrotem do normalności po takich trudnych interwencjach?
To nie jest tak, że drastyczne sytuacje są nagminne. Wszystko zależy od tego, co się w tych rodzinach dzieje. Kiedy wszystko zaczyna funkcjonować normalnie, to przychodzi także ulga, że może być i tak.
Współfinansowano ze środków Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości