Dzisiejsza audiencja rozpoczęła się od spotkania Papieża z chorymi w Auli Pawła VI. Jak wyjaśnił, zaprosił ich tam, aby uniknęli wysokiej temperatury, która na Placu jest bardzo odczuwalna. Dziś będzie tam łaźnia turecka – żartował Franciszek.
Ojciedodał, że choć pozostaną w różnych miejscach, to dzięki Duchowi Świętemu będą tworzyli jedną wspólnotę. Podobnie jak Kościół jest jeden, choć rozsiany po całym świecie.
Katechezę Papież oparł na tekście z Ewangelii św. Łukasza o synu marnotrawnym, którego wyczekiwał Ojciec, a gdy powrócił ubrał go w najlepszą szatę i wyprawił ucztę. Bowiem nikt z ludzi nie może żyć bez miłości. „Jednym z najstraszliwszych zniewoleń, w jakie możemy popaść – mówił Ojciec Święty – jest przekonanie, że na miłość trzeba sobie zasłużyć”. Zaznaczył, iż niepokój współczesnego człowieka często wynika z przekonania, że musi być silny, atrakcyjny, piękny, bo inaczej nikt się nim nie zajmie. W ten sposób chce wypełnić wewnętrzną pustkę, szukając aprobaty. Piekłem nazwał Franciszek świat, gdzie wszyscy żebraliby o miłość, ale nikt nie umiałby kochać bezinteresownie.
„Jeśli tym, kto nie jest, lub nie czuje się kochanym jest nastolatek, to może się z tego zrodzić przemoc. Za wieloma formami nienawiści społecznej i chuligaństwa często kryje się serce, które nie zostało zaakceptowane. Nie ma złych dzieci, podobnie jak nie istnieją zupełnie źli nastolatkowie, ale są osoby nieszczęśliwe. A cóż innego może nas uczynić szczęśliwymi, jak nie doświadczenie miłości ofiarowanej i otrzymanej? Życie istoty ludzkiej jest wymianą spojrzeń: ktoś, kto patrząc na nas wyrywa nam pierwszy uśmiech, a my uśmiechając się bezinteresownie do osoby zamkniętej w smutku, otwieramy jej w ten sposób drogę wyjścia” – mówił Ojciec Święty.
Mówiąc o miłości Boga do człowieka Franciszek podkreślił, że jest ona uprzedzająca i bezwarunkowa. Bóg nas kocha, bo jest miłością i chce się dawać. Ta miłość nie jest związana z naszym nawróceniem. Co najwyżej to nawrócenie jest wynikiem miłości Boga.
„Z miłości do nas Bóg wyszedł z samego siebie, aby nas nawiedzić na tej ziemi, gdzie jego pobyt wydaje się czymś niedorzecznym. Bóg nas miłował nawet wówczas, gdy byliśmy pogrążeni w błędzie. Któż z nas miłuje w ten sposób, jak nie ten, kto jest ojcem lub matką? Matka nadal kocha swojego syna, nawet jeśli trafi on do więzienia. Pamiętam wiele mam, które stały w kolejce przed wejściem do więzienia w mojej byłej diecezji. I nie wstydziły się. Syn w więzieniu, ale to był ich syn. Cierpiały upokorzenie, kiedy były przeszukiwane przed wejściem do środka, ale: «to jest mój syn!». «Ależ proszę Pani, twój syn jest kryminalistą» «Ale to jest mój syn». Tylko taka miłość matki i ojca pozwala zrozumieć miłośc Boga. Matka nie prosi o anulowanie ludzkiej sprawiedliwości, bo każdy błąd wymaga odkupienia, ale matka nigdy nie przestaje cierpieć z powodu swego dziecka. Kocha je, nawet gdy jest ono grzesznikiem. Bóg czyni to samo z nami: jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi! Czy Bóg może nie kochać niektórych ze swoich dzieci? Nie, wszyscy jesteśmy ukochanymi dziećmi Boga. Nie rzuca żadnego przekleństwa na nasze życie, a tylko życzliwe słowo Boga, który uczynił nas z nicości” – kontynuował Papież.
Na zakończenie katechezy Ojciec Święty pytał, czy jest lekarstwo, które mogłoby pomóc osobom nieszczęsliwym. Zebrani na Placu pielgrzymi chóralnie odpowiedzieli: miłość.
„Aby przemienić serce człowieka nieszczęśliwego (...) trzeba przede wszystkim wziąć go w ramiona. Sprawić, by poczuł, że jest potrzebny, ważny, a przestanie być smutny. Miłość przywołuje miłość, silniej niż nienawiść przywołuje śmierć. Jezus nie umarł i zmartwychwstał dla siebie samego, ale dla nas, aby nasze grzechy zostały odpuszczone. Jest to więc czas zmartwychwstania dla wszystkich: czas, aby podnieść ubogich z przygnębienia, zwłaszcza tych, którzy leżą w grobie znacznie dłużej niż trzy dni. Niech tu zawieje, na naszych obliczach wiatr wyzwolenia. Niech rozkwitnie tutaj dar nadziei” – stwierdził Papież.
pp/ rv