Kanonizowani dziś święci na miłość Boga nie odpowiedzieli tylko słowami i tylko na parę chwil, lecz całym swoim życiem, aż do końca – powiedział Franciszek podczas Mszy kanonizacyjnej.
W homilii Franciszek podjął refleksję nad dzisiejszą Ewangelią, w której Królestwo Boże przyrównane zostaje do uczty weselnej. Syn królewski jest tu uosobieniem samego Chrystusa, natomiast panną młodą, o której przypowieść nie wspomina jesteśmy my wszyscy, zaproszeni na ucztę i przyobleczeni w strój weselny.
„Zaślubiny zapoczątkowują zjednoczenie na całe życie: tego właśnie pragnie Bóg dla każdego z nas. Zatem nasza relacja z Nim nie może być jedynie relacją podwładnych, oddanych swemu królowi, wiernych sług pana czy pilnych uczniów względem nauczyciela, ale jest to przede wszystkim relacja ukochanej oblubienicy ze swoim oblubieńcem. Innymi słowy, Pan nas pragnie, poszukuje i zaprasza. Nie zadowala się tym, że pełnimy dobre uczynki i przestrzegamy Jego praw, ale pragnie mieć z nami prawdziwą komunię życia, relację opartą na dialogu, zaufaniu i przebaczeniu” – powiedział Papież.
Franciszek zauważył, że dla Boga nikt nie jest uprzywilejowany. To On jako pierwszy wychodzi z inicjatywą, kocha nas miłością czułą i bezinteresowną. Z tej właśnie miłości rodzi się życie chrześcijańskie.
„Zastanówmy się, czy przynajmniej raz dziennie wyznajemy Panu naszą miłość do Niego; czy pamiętamy, aby, pośród wielu słów, codziennie Mu powiedzieć: «Kocham cię Panie. Ty jesteś moim życiem». Bo jeśli zatraca się miłość, życie chrześcijańskie staje się bezowocne, staje się ciałem bez duszy, moralnością niewykonalną, systemem zasad i przepisów, z którymi trzeba się zgadzać, bez pytania «dlaczego?» Natomiast Bóg życia oczekuje odpowiedzi życiem, Pan Miłości oczekuje odpowiedzi miłości. Zwracając się do jednego z Kościołów w Księdze Apokalipsy, stawia ostry zarzut: «Odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości» (2,4). Oto niebezpieczeństwo: rutynowe życie chrześcijańskie, gdzie zadowalamy się „normalnością”, bez rozmachu, bez entuzjazmu i z krótką pamięcią. Przypomnijmy sobie zatem pierwszą miłość: jesteśmy umiłowani, zaproszeni na ucztę weselną, a nasze życie jest darem, bo każdy dzień jest wspaniałą okazją do odpowiedzi na zaproszenie” – mówił Ojciec Święty.
Franciszek zwrócił też uwagę na zawarte w dzisiejszej Ewangelii ostrzeżenie: zaproszenie można odrzucić. Wielu zaproszonych powiedziało „nie”, bo byli zajęci swoimi sprawami. Zdaniem Papieża padające kilkakrotnie w tym fragmencie słowo „swoje” jest kluczem, pozwalającym zrozumieć powód, dla którego odrzucili oni zaproszenie.
„Zaproszeni nie sądzili bowiem, że wesele będzie smutne czy nudne, ale zwyczajnie ich nie obchodziło: przeszkadzały im ich sprawy, woleli coś mieć, niż się zaangażować, jak tego wymaga miłość. Stąd bierze się ów dystans względem miłości. Nie ze złośliwości, ale dlatego, że wolimy to, co jest «swoje»: zabezpieczenia, dowartościowanie, wygodę... I rozkładamy się na kanapach zysków, przyjemności, jakiegoś hobby sprawiającego, że czujemy się trochę weselsi, ale w ten sposób starzejemy się szybko i źle, bo starzejemy się wewnętrznie: kiedy serce się nie poszerza – to się zamyka. A kiedy wszystko zależy od ja – od tego, co mi odpowiada, co jest dla mnie korzystne, od tego, co chcę – stajemy się również surowi i źli, w zły sposób reagujemy na wszystko, jak zaproszeni z Ewangelii, którzy posunęli się tak daleko, że zaczęli znieważać, a nawet zabijać tych, którzy przynieśli im zaproszenie, tylko dlatego, że byli dla nich niewygodni” – powiedział Ojciec Święty.
Franciszek zauważył, że zgodnie z tym, co mówi Ewangelia, każdy z nas musi się opowiedzieć albo po stronie własnego „ja”, albo po stronie Boga. Bóg bowiem jest przeciwieństwem samolubstwa, autoreferencyjności.
„Ewangelia mówi nam, że On w obliczu stałego odrzucenia, jakie otrzymuje, w obliczu zamknięcia na Jego zaproszenie idzie naprzód, nie odwołuje uczty. Nie rezygnuje, ale nadal zaprasza. W obliczu «nie» nie trzaska drzwiami, ale jeszcze bardziej włącza. Bóg, w obliczu doznanych niesprawiedliwości odpowiada jeszcze większą miłością. My, gdy zostajemy zranieni przez niegodziwość i odrzucenie, często żywimy niezadowolenie i urazę. Bóg, cierpiąc z powodu naszego „nie”, nadal jednak ponawia inicjatywę, idzie dalej, aby przygotować dobro także dla tych, którzy czynią zło. Dzisiaj ten Bóg, który nigdy nie traci nadziei, zobowiązuje nas, abyśmy postępowali tak, jak On, abyśmy żyli zgodnie z prawdziwą miłością, przezwyciężali rezygnację i zachcianki naszego wiecznego i drażliwego ego” – powiedział Ojciec Święty.
Na zakończenie Franciszek nawiązał do innego jeszcze elementu przypowieści, a mianowicie do weselnego stroju, bez którego nie można uczestniczyć w uczcie. Zdaniem Papieża oznacza to, że nie wystarczy raz odpowiedzieć na zaproszenie, powiedzieć „tak” i na tym koniec, ale trzeba przyodziać szatę, trzeba mieć nawyk życia miłością każdego dnia. Ponieważ nie można mówić: „Panie, Panie”, nie żyjąc i nie wprowadzając w czyn woli Boga.
„Każdego dnia musimy przyoblekać się w Jego miłość, każdego dnia ponawiać wybór Boga. Drogę tę wskazują kanonizowani dziś święci, zwłaszcza wielu męczenników. Na miłość nie odpowiedzieli oni «tak» jedynie słowami i tylko na chwilę, ale swoim życiem i aż do końca. Ich codzienną szatą była miłość Jezusa, ta szalona miłość, która umiłowała nas aż do końca, która pozostawiła swoje przebaczenie i swoją szatę tym, którzy ją ukrzyżowali. Także i my otrzymaliśmy na chrzcie białą szatę, suknię ślubną dla Boga. Prośmy Go, przez wstawiennictwo tych świętych naszych braci i sióstr, o łaskę wybierania i przyodziewania tej szaty, o łaskę zachowania jej w czystości. Jak to czynić? Przed wszystkim poprzez przyjęcie bez lęku przebaczenia Pana: jest to krok decydujący, aby wejść do sali weselnej, aby uczestniczyć wraz z Nim w święcie miłości” – powiedział Ojciec Święty.
kb/ rv