- Nie ukrywam, że w sercu rodzi się uczucie smutku, ale wiem, że nie można na tym się zatrzymać, nie można pozwolić, aby smutek nas opanował. To jest dokładnie to, o czym mówi Pan Jezus w Janowej Ewangelii: „Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość”. W to właśnie wierzę.
Jak kustosz kalwaryjskiego sanktuarium czyta i rozumie czas, który od kilku tygodni przeżywamy?
Dotyka nas wiele ograniczeń związanych z panującą epidemią. Ważne jest, aby się do nich stosować, jeśli chcemy przejść przez ten czas jak najszybciej. Myślę, że w większości patrzymy na panującą epidemię przez pryzmat tego, co dzieje się w wymiarze zewnętrznym i to jest jak najbardziej słuszne. Wzrasta liczba osób chorych, coraz więcej z nich umiera, lękamy się o siebie, swoich bliskich, nie zawsze możemy iść do pracy, a w niektórych przypadkach ją tracimy, dzieci nie mogą chodzić do szkoły, młodzież na studia, gospodarka idzie w dół, budżet się załamuje i ten państwowy i rodzinny. To wszystko dotyka realnie nas i naszych rodzin. Jest także to, co dotyka nas w wymiarze duchowym, czyli ograniczony dostęp do sakramentów, Eucharystii, sakramentu pokuty. Tutaj Kościół daje możliwość uczestniczenia duchowego w nabożeństwach poprzez transmisje internetowe, telewizyjne, możliwość duchowego przyjęcia Komunii Świętej. To co wymieniłem, to z pewnością tylko namiastka tego, co w tym czasie przeżywa ludzkie serce i czemu musi stawić czoła.
Te trudności szczególnie muszą być widoczne w Kalwarii Zebrzydowskiej tak licznie przecież odwiedzanej przez pielgrzymów w Wielkim Tygodniu.
Również nam, tu na Kalwarii, obecny czas odsłania i pokazuje rzeczywistość jakiej nikt nie wyobrażał sobie, że może się wydarzyć. Bo jak wyobrazić sobie pustą Kalwarię, zwłaszcza w tym czasie, kiedy, każdego roku, tętniła życiem. Wielki Post i Wielki Tydzień gromadził przecież zawsze setki tysięcy pielgrzymów.
Nie ukrywam, że w sercu rodzi się uczucie smutku, ale wiem, że nie można na tym się zatrzymać, nie można pozwolić, aby smutek nas opanował. To jest dokładnie to, o czym mówi Pan Jezus w Janowej Ewangelii: „Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość”. W to właśnie wierzę.
Obecna sytuacja pokazuje mi jak, w wymiarze zewnętrznym, niewiele w życiu od nas zależy. Wydawało się nam, że mamy wszystko poukładane, przygotowane, zaplanowane, także Misteria Męki Pańskiej. Wszystko trzeba było odwołać, plany zmienić… W takiej sytuacji człowiek zaczyna myśleć inaczej, głębiej. Zaczyna zadawać sobie pytania o sens całej sytuacji. Tak właśnie rozumiem ten czas, że może on jest po to, abyśmy zaczęli myśleć i głębiej wierzyć, że nad tym wszystkim, nad naszym po ludzku poukładanym życiem, jest jeszcze Pan Bóg. My tego co się dzieje, dziś do końca, nie rozumiemy. „Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi drogami i myśli moje – nad myślami waszymi” – tak czytamy u Proroka Izajasza. Myślę, że dla wszystkich, także dla sanktuarium kalwaryjskiego i przybywających tutaj pielgrzymów, czas epidemii jest po to, abyśmy wydali jeszcze większe owoce ducha, o których pisał św. Paweł w Liście do Galatów: miłość, radość, pokój, dobroć, uprzejmość, cierpliwość, łagodność, opanowanie.
Jak owocnie dla ducha przeżywać ten czas?
W mediach społecznościowych, w Internecie, w katolickiej prasie, radiu i telewizji, bardzo dużo pojawia się różnych wskazówek, propozycji dla duchowego przeżywania obecnego czasu. Dlatego myślę, że każdy, kto tylko chce, znajdzie dla siebie odpowiednią formę, aby duchowo się rozwijać i nie zagubić. To do czego chciałbym zachęcić, to do łączności duchowej także z sanktuarium kalwaryjskim poprzez naszą stronę internetową www.kalwaria.eu i transmisje on-line: Eucharystii i nabożeństw. Myślę, że mamy doskonałą okazję ku temu, aby nasze domy stały się Kościołami domowymi, poprzez wspólną modlitwę, czytanie Pisma Świętego, uczynki miłosierdzia.
Sytuacja zmusza nas także do tego, abyśmy z bliskimi spędzali więcej czasu niż zwykle. Wykorzystajmy to w dobry sposób do zacieśniania rodzinnych więzi, budowania jeszcze lepszych relacji z drugim człowiekiem.
Nie możemy zapomnieć, że trwa najważniejszy dla nas, chrześcijan, czas Wielkiego Tygodnia. Pan Jezus umarł za nas, za nasze grzechy, aby nas odkupić, abyśmy mogli być zbawieni. Przy panującej epidemii i tym wszystkim, co dzieje się obecnie, nie możemy zatracić sensu wydarzeń Triduum Paschalnego. Wiem, że to niezmiernie trudne, kiedy nie będziemy mogli uczestniczyć fizycznie w Liturgii Wielkiego Piątku, w Wigilii Paschalnej i w Rezurekcji, ale tak bardzo chciałbym, aby w każdym z nas nastąpiła przemiana serca, aby w każdym z nas dokonała się Pascha, przejście od „starego – grzesznego” do „nowego – lepszego” człowieka. Wierzę, że ten czas jest także po to nam dany. A kiedy się skończy będziemy mogli znów spotkać się na Kalwarii u naszej Matki. Będziemy mogli przystąpić do sakramentu pokuty, przyjąć pana Jezusa w Komunii Świętej. Wtedy niech nikogo nie zabraknie.
Jak w czasie epidemii funkcjonuje sam klasztor?
Również w klasztorze stosujemy się do wytycznych państwowych i zaleceń Episkopatu Polski. Z jednej strony życie toczy się tak, jak do tej pory: wspólna modlitwa Liturgii Godzin, wspólne posiłki, Adoracja Najświętszego Sakramentu. Również w bazylice Msze Święte i Nabożeństwa są celebrowane bez żadnych zmian (z zastrzeżeniem, że może w nich uczestniczyć 5 osób). Z drugiej strony sytuacja przyczyniła się do nieco innego funkcjonowania. Nieczynny jest Dom pielgrzyma, kawiarnia, restauracja. W klasztorze spędzamy więcej czasu ze sobą nawzajem. Staramy się nie wychodzić bez pilnej potrzeby, do robienia zakupów oddelegowany jest jeden współbrat. Szczególną troską i ochroną ogarnęliśmy także starszych współbraci, którzy są najbardziej narażeni na zachorowania.
Co myśli, czuje kapłan, duszpasterz, gdy celebruje w tym czasie Msze św., a za chwilę najważniejsze liturgie dla chrześcijan, w pustym kościele?
Podczas święceń kapłańskich, biskup wypowiada słowa, że „kapłan jest z ludu wzięty i dla ludu ustanowiony”. Serce tęskni za tym ludem, kiedy sprawując Eucharystię nie ma nikogo w kościele, a za chwilę w słowach konsekracji zostanie wypowiedziane „bierzcie i jedzcie z Tego wszyscy”. Na szczęście jest jeszcze rozum, który podpowiada, że ten lud jest i łączy się duchowo, i duchowo przyjmuje Komunię Świętą. Osobiście sprawując Eucharystię myślę o tych wszystkich, którzy są w domach i uczestniczą razem ze mną we Mszy św. Nawet jeśli chodzi o głoszone kazanie czy homilię, poprosiłem współbraci, żeby jeszcze bardziej przygotowywali się i mówili tak, jak by mieli przed sobą pełną bazylikę wiernych. Wiem, że to nie to samo co fizyczna obecność, ale musimy wspólnie przetrwać ten czas, żeby spotkać się znów razem na Kalwarii.
Bardzo trudne było dla mnie odczytanie niedzielnych ogłoszeń duszpasterskich w sanktuarium: „Niedzielą Palmową rozpoczynamy Wielki Tydzień Męki Pańskiej – w tym roku wyjątkowy, bo bez pielgrzymów, bez procesji z palami i bez Misteriów Męki Pańskiej”. Nie ukrywam, że wypowiadając te słowa do oczu napłynęły mi łzy i trzeba było wziąć głęboki oddech, aby kontynuować czytanie.
Innym przejmującym momentem było prowadzenie nabożeństwa różańcowego w kaplicy Matki Bożej Kalwaryjskiej w Niedzielę Palmową o 20.30. Nie jest łatwo kapłanowi, który przywykł do pełnej kaplicy, wchodzić do niej ze świadomością, że drugą część „Zdrowaś Maryjo”, będzie musiał sam dopowiadać.
Ale jest w tym wszystkim radość, że tysiące pielgrzymów i wiernych, naprawdę, łączy się z nami poprzez transmisję i z nami się modli. Otrzymuję wiele wiadomości z treścią: „dziś byliśmy na Mszy na Kalwarii”, „od dwóch tygodni jesteśmy waszymi parafianami”, „o której ojciec będzie sprawował Mszę w niedzielę, bo chcemy uczestniczyć całą rodziną”, „ojciec mnie dawno nie widział, ale ja widzę w każdą niedzielę o 11.00 na Mszy św.”. To dodaje siły kapłańskiemu sercu w tym czasie.
Gdzie dziś szukać nadziei?
To bardzo dobre pytanie przed zbliżającą się Niedzielą Zmartwychwstania Pańskiego. Są na pewno tacy, którzy podczas panującej epidemii koronawirusa tracą nadzieję, bo zachorowali, albo ktoś bliski zachorował, ktoś bliski zmarł, jeszcze ktoś inny utracił pracę, boi się o przyszłość swojej rodziny, itd. Ale mogą też być w naszym życiu inne zmartwienia, smutne dni, może tragedie, niepowodzenia, cierpienie, rozpacz i wtedy może się zdarzyć, że tracimy nadzieję.
Popatrzmy na Marię Magdalenę i inne kobiety jej towarzyszące, które idą w Poranek Wielkanocny do Grobu Pana Jezusa. Pamiętajmy, że są to kobiety, które patrzyły przed trzema dniami na śmierć Mistrza, Nauczyciela, Pana, osoby, który przeżyły traumę, którym została odebrana ostatnia nadzieja. Idą do grobu Umiłowanego z przekonaniem, że On nie żyje, chcą namaścić Jego ciało. I co się okazuje? Nie ma Go w grobie. Nie ma Go tam, gdzie Go szukają. Bo szukają Jezusa tam, gdzie nie ma życia. Tam, gdzie miała być śmierć, okazuje się, że odnalazły życie. Nadzieja została im przywrócona w samym środku grobu. Zmartwychwstały, żywy Pan Jezus przywraca nadzieję. Bez Niego, bez żyjącego Pana, nasza codzienność jest jak grób. Codzienność bez Jezusa jest codziennością bez życia. „Niech się nie trwoży serce wasze!” – mówi. „Wierzycie w Boga i we mnie wierzcie”. „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem”. „Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. To jest zapewnienie, że nigdy w życiu nie jesteśmy sami. I to niech będzie dla nas przesłaniem obecnego czasu, który, tak, jest trudny, ale nie beznadziejny. Jest z nami Chrystus Zmartwychwstały, który przynosi pokój i ostateczne zwycięstwo.
Za: Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej