„Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Są takie momenty, kiedy papież w czasie spotkań z młodzieżą pyta o gotowość pójścia za Jezusem. Wtedy wielu młodych ludzi publicznie wyraża taką wolę. Niestety, statystyki tego nie potwierdzają, powołań nie przybywa. Dlaczego?
Pełny tekst czytań wraz z komentarzem >>
„Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: Pewien człowiek miał dwóch synów….” Jezus zwraca się zawsze do konkretnych osób, ale bardzo często, jak w tym wypadku, posługuje się obrazami, przypowieściami, symbolami, dlatego Jego nauka jest aktualna w każdym czasie. Ojciec, o którym mówi w dzisiejszej Ewangelii, to oczywiście Bóg, winnica to Jego lud, a pierwszy syn, ten, który ostatecznie nie poszedł do winnicy, to rozmówcy Jezusa: arcykapłani i starsi. Pozornie niby Bogu posłuszni, ale w rzeczywistości niespełniający Jego woli. Drugi syn, ten pierwotnie zbuntowany, to jak sam Jezus mówi: celnicy i nierządnice. Bibliści zauważają, że w Ewangeliach dość często mowa jest o „celnikach i grzesznikach”, ale „celnicy i nierządnice” (dwie kategorie ludzi wysługujących się rzymskiemu okupantowi) występują tylko w tym jednym wypadku! To tak jakby Jezus chciał dać do zrozumienia swoim rozmówcom, że w zasadzie każdy jest lepszy od nich. Nie, nie dlatego, że Jezus akceptował postępowanie celników i nierządnic, ale dlatego, że tzw. publiczni grzesznicy bardzo często mają świadomość popełnianego zła (początek nawrócenia), w przeciwieństwie do tzw. „porządnych” ludzi, którzy nikogo nie zabili, nikomu nic nie ukradli itp. Tyle tylko, że trudno z nimi niekiedy wytrzymać …
Syndrom pierwszego syna dotyczy więc często każdego z nas. Przypomina nam o tym rachunek sumienia z naszych niespełnionych obietnic, niedotrzymywanych przyrzeczeń, słów rzucanych na wiatr. Jest za co bić się w piersi.
„Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Są takie momenty w czasie spotkań papieża z młodzieżą lub wielkich, modlitewnych zgromadzeń ruchów charyzmatycznych, gdy Ojciec Święty lub lider jakiegoś ruchu zadaje młodzieży pytanie o gotowość pójścia za Jezusem. I wtedy bardzo często (jeden z najpiękniejszych widoków) wielu młodych ludzi wstaje i publicznie wyraża taką wolę. Niestety, statystyki tego nie potwierdzają, powołań nie przybywa. Dlaczego? Odpowiedź daje nam dzisiejsza Ewangelia.
„Odpowiedział: «Idę», ale nie poszedł”. Jeden z misjonarzy pracujących na wyspach dalekiego Pacyfiku, opowiadał kiedyś, że w przeciwieństwie do dzieci w Europie, których (z różnym skutkiem) uczy się prawdomówności i dotrzymywania słowa, tamtym wpajana jest przede wszystkim zasadę niesprzeciwiania się dorosłym. Nie wiedząc o tym, poprosił kiedyś dzieci o pomoc przy kościele: obiecały wszystkie, ale żadne nie przyszło. Rozgoryczony wyrzucał im potem ich niesłowność i niesumienność, sprawiając tym samym ogromną, aż do płaczu, przykrość: „Co złego zrobiliśmy” – pytały. „Byliśmy mili i grzeczni, nie sprzeciwialiśmy się księdzu”.
Jako chrześcijanie jesteśmy czasem jak owe dzieci na Pacyfiku: grzeczni i mili wobec Boga, akceptujący Jego przykazania i polecenia… i rozgoryczeni, gdy wyrzuca nam niedotrzymane słowa.
Oby przeżywany adwent był dla nas wszystkich czasem dorastania w wierze, tak byśmy umieli powtórzyć za św. Augustynem: „Nie mglistym uczuciem, lecz stanowczym wyborem kocham Ciebie, Panie”.