Faryzeusze nie potrzebowali Jezusa: „zbawiały” ich dziesięciny z mięty, kopru i kminku: „odkupywali” nimi swą obłudę, fałsz, hipokryzję. W dzisiejszej Ewangelii usłyszeli więc słowa, które, gdybyśmy ich przed chwilą nie przeczytali, trudno by nam było uwierzyć, że wyszły z ust Jezusa.
– „Biada wam!”, to zapowiedź wielkiej dla nich kary: potępienia? Jest więc czego się bać, bo faryzeizm, to nie tylko zbiór przepisów i nauk oponentów Jezusa, to przede wszystkim choroba ducha: groźna wtedy i dziś. Może ona dotknąć każdego z nas, gdy sam rytuał będzie dla nas ważniejszy od uczynków miłosierdzia, ale może też dotknąć całe instytucje. W czasach Jezusa pobożny Żyd musiał przestrzegać 613 przykazań, 248 nakazów i 365 zakazów.
Nie najlepiej to świadczy o kondycji ówczesnego społeczeństwa, ale czy nasze jest lepsze? Mnożenie unijnych ustaw i praw, czasem wręcz absurdalnych, trąci obłudą nie mniejszą niż ta faryzeuszy, którzy „przecedzali komara, a połykali wielbłąda” (czy dzisiaj „prawa” roślin i zwierząt nie są czasem ważniejsze niż życie ludzi?).
Surowe słowa Jezusa w dzisiejszej Ewangelii nie oznaczają krytyki kultu, potępiają jedynie rozziew między kultem a życiem. Warto o tym pamiętać w epoce sekularyzacji chrześcijaństwa, która deprecjonuje kult, a gloryfikuje uczynki („on nie chodzi do kościoła, ale najważniejsze, że jest dobrym człowiekiem”). Uczynki, owszem, są ważne, ale nie zastąpią wiary w Boga, modlitwy, kultu. Strzeżmy się więc, by unikając religijnej obłudy, nie popaść w laicką pychę.
ks. Arkadiusz Nocoń