W tekście „Blaski i cienie bycia mniejszością kreatywną” Paweł Milcarek poddaje refleksji obecną sytuację chrześcijan w postchrześcijańskim świecie. Na czym polega ich bycie „mniejszością kreatywną”? Czy bycie w mniejszości ma swoje dobre strony?
Jak pisze redaktor naczelny „Christianitas”, historii chrześcijanie byli mniejszością w różny sposób – albo wobec jakiejś religijnej większości (np. na początku chrześcijaństwa), albo spadając z miana większości do mniejszości (np. katolicy po reformacji). Obecnie da się zaobserwować tę drugą opcję, ale w zaostrzonym wymiarze – chrześcijanie są mniejszością w świecie postchrześcijaństwa.
Czym ono jest? Jak pisze Milcarek, jest to rzeczywistość nie do końca rozpoznana przez chrześcijan. Kojarzy się ją z apostazją, zeświecczeniem czy nawrotem pogaństwa, ale „są to wszystko ogólniki lub wyrażenia dezorientujące swoimi historycznymi odniesieniami”.
„Postchrześcijaństwo ma w sobie rzeczywiście coś z apostazji: jest odmową dalszego uznawania integralnych postaci chrześcijaństwa. Jednak zamiast konsekwentnie unicestwiać to religijne dziedzictwo, utylizuje je, zwykle rozłączając jego cząstki, pozbawiając «ości» i włączając, nieraz pod dawnymi nazwami, w swe nowe kompozycje, «chrześcijańskopodobne». Owszem, jest w tym proces sekularyzacji – lecz nie chodzi tylko o utratę religijnych sensów w codziennych zachowaniach, lecz przede wszystkim o zgodę na to, iż także w sensach religijnych prymat ma świecki pożytek przed nadprzyrodzonością. Jest i coś z pogaństwa: w miejsce Boga podejrzewanego o nieistnienie stają kolejno różne idolatrie, indywidualne lub wspólnotowe” – tłumaczy Milcarek.
Jak zauważa, w środowisku postchrześcijańskim podejście do chrześcijaństwa może odznaczać się nie tylko niechęcią, ale także pewną akceptacją niektórych elementów chrześcijaństwa, wynikającą z rozbijania doktryny chrześcijańskiej. „W wyniku tej procedury powstała cała świecka «teologia» postchrześcijaństwa: doktryna godności, wolności, praw człowieka, tolerancji, autorytetu”.
„Mówiąc najkrócej: postchrześcijaństwo to «chrześcijaństwo» pozbawione swej nadprzyrodzonej spójności i rozumu teologicznego, choć zbudowane materialnie wciąż z wielu symboli, pojęć i dylematów, wyjętych z rzeczywistego chrześcijaństwa” – pisze Milcarek.
Zwraca uwagę, że granice między postchrześcijaństwem a chrześcijaństwem są rozmyte. Niektórzy nawet nie zauważają, że mimo prowadzenia życia religijnego przechodzą już na stronę postchrześcijaństwa.
Jak tłumaczy, postchrześcijaństwo proponuje chrześcijaństwu zajęcie w świecie specjalnego, przeznaczonego dla niego miejsca, które może oznaczać stanie się „mniejszością kreatywną”. Problem w tym, że ta kreatywność oddala chrześcijaństwo od ortodoksji.
„«Kreatywne» jest tutaj takie przetwarzanie pojęć o Bogu, aby utraciły swój zobowiązujący logos; takie sformułowanie aktu wiary, aby miał jak najmniej postaci kościelnej i konsekwencji społecznych; takie umodelowania nauki moralnej, aby pozwalała na zachowania i oceny sprzeczne, w zależności od sytuacji jednostki i jej usytuowania wobec wspólnoty. W ramach tego samego postchrześcijańskiego «grantu» chrześcijanie otrzymują równocześnie frajdę takiej «kreatywności» i stateczny spokój bycia sobie dalej «nowoczesnymi katolikami»”.
W ten sposób tworzy się „chrześcijaństwo zaadaptowane”, czyli takie, „które zostaje z radością podchwycone przez społeczeństwo jako przyjazny człowiekowi sposób bycia chrześcijaninem i przeciwstawione rzekomemu fundamentalizmowi ludzi, którzy nie potrafią mieć tak opływowych kształtów”.
Naturalne jest, że w obliczu takiego procesu krystalizuje się także grupa przeciwna. Są to fundamentaliści.
„Walcząc o swoją «grantową» pozycję wobec postchrześcijaństwa, «chrześcijaństwo zaadaptowane» będzie stawało natychmiast do teologicznych turniejów z «fundamentalistami», wykazując co chwilę, że co prawda świeckość postchrześcijaństwa jest być może nie dość nasączona wartościami, ale piekło integryzmu religijnego jest rzeczą stokroć gorszą”.
W świecie postchrześcijańskim obie te grupy mogą znaleźć swoje miejsce jako „mniejszości kreatywne”.
„Jako kreatywna mniejszość przedstawią się chętnie rzecznicy „chrześcijaństwa zaadaptowanego” – oferując światu jako wkupne swój swoiście «kreatywny» stosunek do chrześcijaństwa («kreatywny» oczywiście zawsze w zestawieniu z ciasnym i obskuranckim charakterem ortodoksji kościelnej). Z drugiej strony także śmieszno-straszni «fundamentaliści» są zwykle jakoś – często na smutno – pogodzeni ze swym mniejszościowym statusem: bycie mniejszością jest dla nich i ceną, i odznaką znalezienia się po właściwej stronie, w «małej trzódce», unikającej dróg Babilonu. Jednak przez kreatywność pojmowaliby zapewne sprytne bycie równocześnie dyrektorem korporacji i amiszem”.
Milcarek zauważa jednak, że bycie „kreatywną mniejszością” nie jest dla chrześcijaństwa sytuacją komfortową. To tak naprawdę „dramatyczne wyzwanie, właściwe naszemu odcinkowi dziejów. To sytuacja, jakby przy kurczących się zasobach należało wykonać pracę przekraczającą wyniki uzyskiwane przy zasobach jeszcze zupełnie przyzwoitych. Tak właśnie wygląda rzeczywistość bycia «kreatywną mniejszością», jeśli celem jest dawanie ludziom Boga”.
Jest także grupa w ramach chrześcijan, która nie ma zapewnionego miejsca w postchrześcijańskiej rzeczywistości – są to katoliccy ortodoksi.
„Ani śmieszni jak amisze, ani straszni jak «Armia Boga», ani usłużnie «kreatywni» jak katoliccy moderniści – nasi ortodoksi nie są nikomu potrzebni w świecie postchrześcijaństwa; nie ma dla nich żadnej roli napisanej w logice postchrześcijaństwa. I na tym polega ich szansa. Ich szansa efektywnej służby dla całości chrześcijaństwa – jako autentyczna katolicka «mniejszość kreatywna»”.
Jak pisze Milcarek, to ortodoksja jest tą właściwą platformą chrześcijaństwa, która także w stanie „mniejszości kreatywnej” pomaga zachować prawdziwą tożsamość. Ponadto „mniejszościowy status to, w świetle ortodoksji, co najwyżej dopust Boży, który należy przyjąć z pokorą, ale nie stan do zaakceptowania jako «widocznie chciany przez Boga». Polecenie pójścia na cały świat, nauczania wszystkich narodów, nawracania, chrzczenia, uczenia wszystkiego, czego Kościół nauczył się od swego Pana – to imperatyw, który w sercu ortodoksji jest zawsze silniejszy od pesymistycznej oceny natury ludzkiej lub niecierpliwego wyczekiwania sądu nad światem”.
W ortodoksji znajduje się także właściwa forma kreatywności chrześcijańskiej.
„Wszędzie tam, gdzie okoliczności rzeczywiście sprawiają, iż Kościół naprawdę musi lub powinien działać jako «kreatywna mniejszość» – podobnie jak tam, gdzie jakieś środowiska mogą odegrać rolę takiej pozytywnej mniejszości wewnątrz społeczności chrześcijańskiej – wyzwaniem jest nie tyle osiąganie mistrzostwa w jakiejś specjalizacji duchowej czy społecznej, lecz tworzenie zawsze «całostek chrześcijaństwa»: sposobów życia, w których bazowe składniki życia chrześcijańskiego – liturgia, martyria-ewangelizacja i diakonia – integrują się we właściwych zależnościach, a nie zlepiają w przypadkowych konfiguracjach. Dokładnie to samo należy powiedzieć w odniesieniu do proporcji kontemplacji i działania: chociaż «kreatywność» zwykliśmy odruchowo kojarzyć z praktyczną zapobiegliwością, w naszym przypadku musi ona znaczyć przede wszystkim swoistą przemyślność «panien mądrych», które także w okolicznościach mocno niesprzyjających potrafią znaleźć czas, aby – «tracić go dla Boga». Prymat kontemplacji – proporcjonalnie aktualny zarówno w tych chrześcijańskich powołaniach bardziej czynnych lub bardziej kontemplacyjnych – to jedna z głównych zasad” – tłumaczy Milcarek.
Zwraca też uwagę, że należy obudzić „świadomość potrzeby polityki proporcjonalnej do wiary”. W tych „całostkach” chrześcijańskich musi być miejsce dla dobrze rozumianych spraw politycznych.
„Krótko mówiąc – w każdym przypadku autentyczność chrześcijańska naszych zabiegów jest mierzona tym, czy nasza kreatywność zmierza do pełnego rozwinięcia się danej nam wiary, w przestrzeni od pokornie celebrowanego Misterium Bożego do ochrony słabych i zagrożonych w instytucjach życia publicznego. Niezależnie od rozmaitości powołań, nikomu z nas i nigdzie nie wolno porzucić zupełnie któregoś z promieni tego rozwoju wiary” – kończy Paweł Milcarek.
Źródło: christianitas.org