Podarować obecność nie tylko od święta

Osoby starsze często mijają nas niezauważone. Zwykle mają trudne życie i mierzą się z samotnością. Może się okazać, że pomoc takiej osobie będzie także dla nas wielkim darem.

Pewnego zimowego popołudnia kilka lat temu pojawiłam się w zakrystii jednej z warszawskich parafii. Kilka miesięcy wcześniej przeprowadziłam się do stolicy na studia. Wiodłam bogate życie studencko-towarzyskie i z pozoru niczego mi nie brakowało. A jednak. Była we mnie jakaś pustka. Przez dłuższy czas zastanawiałam się, co może być jej przyczyną. I uderzyło mnie to nagle: brakowało mi babci. 

Pochodzę z niewielkiego miasta na północy Polski i wychowałam się w kochającej rodzinie, w której bardzo ważną rolę odgrywają dziadkowie. Babcia i dziadek zajmowali się mną i młodszym bratem, kiedy rodzice wychodzili do pracy. Babcia gotowała, dziadek pomagał odrabiać zadania domowe. Ich czuła obecność była dla nas jak powietrze. Zawsze blisko, zawsze gotowi pomóc i wysłuchać. Kiedy zamieszkałam w Warszawie, daleko od domu i dziadków, trudno było mi pogodzić się z tym, że będę widywała ich już tylko raz w miesiącu. Postanowiłam więc znaleźć starszą osobę, która potrzebowałaby wnuczki, bo ja zdecydowanie potrzebowałam babci… I tak nawet nie zauważyłam, kiedy pojawiłam się we wspomnianej zakrystii, prosząc sympatyczną, radosną siostrę zakonną o babcię dla mnie. Siostra się roześmiała i powiedziała, że doskonale się składa, bo wygląda na to, że pewna starsza pani czeka na mnie od jakiegoś czasu. 

Już następnego dnia stałam u progu mieszkania pani Mieci. Weszłam do środka trochę nieśmiało. Nie wiedziałam jak powinnam się przedstawić, co powiedzieć… Może „Dzień dobry, chciałabym zostać pani warszawską wnuczką”? Nie powiedziałam nic. Pani Mieci nie trzeba było niczego tłumaczyć, wszystko wiedziała. „Wchodź dziecko, zupa stygnie!”. Weszłam. I zostałam. Zaczęłam odwiedzać panią Miecię regularnie, zazwyczaj dwa razy w tygodniu. W środy, po zajęciach na uczelni, robiłam dla niej zakupy, pomagałam posprzątać mieszkanie. W niedziele miałyśmy czas na prawdziwe wspólne świętowanie. Zawsze najpierw szłyśmy na Mszę, później jadłyśmy obiad, cały czas rozmawiając. O życiu, rodzinie, miłości, wierze, radości, pracy, cierpieniu, stracie. Stałyśmy się dla siebie jak prawdziwa rodzina. Warszawska babcia i warszawska wnuczka. 

Po drugim roku studiów poleciałam za granicę na program wymiany międzynarodowej. Nie mogłam znieść myśli, że pani Miecia znowu miałaby zostać bez wnuczki, więc poprosiłam dobrą koleżankę z uczelni, żeby odwiedzała ją podczas mojej nieobecności. Bardzo tęskniłam za panią Miecią i przez cały czas pisałyśmy do siebie listy, wysyłałyśmy kartki. Zanim wróciłam do domu, pani Miecia wróciła do swojego prawdziwego Domu, do prawdziwego Domu nas wszystkich. Z nadzieją czekam na nasze spotkanie Tam, na rozmowy o życiu przy gorącej zupie. 

W te święta i każdego dnia pamiętajmy o wszystkich starszych osobach, które może tylko czekają, żeby zostać naszymi babciami i dziadkami w wielkim mieście, w wielkim świecie. Może okazać się, że potrzebujemy potrzebujących jeszcze bardziej niż oni nas. 

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama