Niepewna sytuacja co do zbliżającej się zimy wywołana wojną w Ukrainie, brakiem węgla i podwyżkami cen energii w połączeniu z galopującą inflacją, postawiła w obliczu kryzysu także Kościół. W poszczególnych diecezjach albo stawia się na rozwiązania solidarnościowe, albo niestety każdy proboszcz zdany jest na siebie i na wsparcie parafian. Nastroje są różne: od obaw, poprzez spokój, po nadzieję, że zima będzie lekka...
Niedawno obiegła Polskę wiadomość o ustanowieniu w archidiecezji krakowskiej specjalnego funduszu, na który składać się będą wszyscy proboszczowie. Decyzją abp. Marka Jędraszewskiego od października parafie mają się dzielić przychodami z kurią. Rzecznik krakowskiej kurii ks. Łukasz Michalczewski wyjaśniał, że dotyczy to dodatkowych wpływów jakie m.in. z dzierżawy nieruchomości czy prowadzonej działalności gospodarczej czerpie parafia. A zgromadzone w ten sposób środki mają zasilać fundusz, z którego kuria będzie mogła przekazywać środki parafiom w największej potrzebie.
Pytany, czy taki solidarnościowy podatek to dobry pomysł, ekonom diecezji znajdującej się w środkowej części kraju odpowiada: „Mamy taki fundusz w diecezji od lat”. Pozwala on np. zwalniać parafie z podatków na rzecz diecezji, opłat za ubezpieczenia czy, w miarę możliwości, dotować parafie, które się o to zwracają. Najczęściej chodzi tu o małe wspólnoty parafialne.
Na pytanie KAI, jak przed zimą radzą sobie miejscowi proboszczowie, duchowny odpowiada: „Na razie radzą sobie z lękiem, ponieważ nie przyszły jeszcze rachunki”. Jak informuje, zgłoszeń o wsparcie w staraniu się o ulgi dla klientów z ich strony jeszcze nie ma. Diecezja do grudnia tego roku ma podpisane dość korzystne warunki umowy o dostarczanie energii z PGE, ale nie dotyczy to wszystkich parafii.
„Najgorzej mają ci, którzy mają ogrzewanie gazowe. Docierają do nas głosy, że tego ogrzewania nie będą uruchamiali” – przyznaje ekonom. To oznacza zimne kościoły? „Można tak to odczytywać. Bo jeśli rok temu w sezonie grzewczym proboszcz płacił za ogrzewanie kościoła 40 tys. zł, to dziś będzie płacił 150 tys. zł. A na to go nie stać” – mówi ksiądz ekonom.
„Drżymy bardzo. Proszę mieć świadomość, że wszystkie budynki kościelne funkcjonują w taryfie C [taryfa prądu skierowana do małych i średnich przedsiębiorstw oraz innych podmiotów wykorzystujących energię elektryczną w prowadzonej działalności - KAI], a nie taryfie G dla gospodarstw domowych. Koszty są tu znacznie wyższe jeśli chodzi o energię dla kościoła niż w przypadku budynków parafialnych typu plebania czy salki parafialne. Jeśli kościół będzie ogrzewany, to tylko na niedzielę” – prognozuje duchowny.
Ekonom przyznaje, że sytuację ratują nieco instalacje fotowoltaiczne, które – jak mówi – wybudowało w diecezji sporo parafii. „Ale nie jest tak, że rachunki się wyzerują”.
Fotowoltaika i spokój?
Spokojnie do zimy przygotowuje się parafia wiejska w jednej z diecezji w Polsce południowo-wschodniej. W trakcie montażu jest instalacja fotowoltaiczna o mocy 10 kW. Zgodnie ze starymi przepisami, według których powstanie, instalacja będzie oddawać wprawdzie do wirtualnego magazynu sieci dystrybucyjnej 100 proc. wytworzonej energii, ale odbierać może na własny użytek 80 proc. w ciągu 12 miesięcy, głównie w miesiącach zimowych, gdy wytwarza jej najmniej. Obecnie przepisy uległy zmianie i stosuje się zasadę 50 proc./50 proc. wytworzonej energii.
Instalację proboszcz sfinansował z oszczędności własnych oraz wsparcia parafian. W rozmowie z KAI duchowny przekonuje, że założenie fotowoltaiki to inwestycja, która zwróci się w 5 lat, przy żywotności instalacji określanej na 20 lat. „Chciałbym odciążyć kwestię prądu w kościele. Jeśli chodzi o ogrzewanie to jesteśmy zdani na dostawcę gazowego. Możemy ciut mniej grzać w kościele, ale nie ma innej opcji” – wyjaśnia.
Duchowny oblicza, że instalacja o mocy 10 kW (taka jest zakładana standardowo dla gospodarstw domowych, które nie potrzebują więcej energii) wytworzy rocznie 10 000 kWh energii elektrycznej. Na własny użytek odzyskuje zatem 8000 kWh. „Dla domku jednorodzinnego to wystarcza, na oświetlenie kościoła również. Nie da się tym prądem zbytnio grzać, bo wszystko się rozbija o podłączenie odpowiednich grzałek, a i żarłoczność prądu byłaby zbyt duża” – wyjaśnia.
„Gdy Urząd Regulacji Energetyki (URE) uwolni teraz ceny na rynku i one pójdą do góry o ok. 50 proc., to jeśli ktoś oszczędnie gospodarując prądem płacił średnio ok. 150 zł miesięcznie, teraz zapłaci 200-250 zł. Kościoły płacą, w zależności od wielkości, w granicach 500 zł za miesiąc, teraz zapłacą 750 zł. Jeśli jest fotowoltaika: 750 zł przez 12 miesięcy to 9 tys. zł. Jeśli koszt jej wybudowania to 40 tys. zł, zatem po ok. pięciu latach jest zwrot inwestycji” – mówi proboszcz.
Jak tłumaczy, w ubiegłym roku, zanim parafia została objęta tarczą antykryzysową, bardzo odczuła podwyżkę cen gazu. „W okresie nieochronnym metr sześcienny kosztował ok. 11 zł, bo byliśmy traktowani jak firma biznesowa. Po wprowadzeniu ochrony zeszliśmy do stawki 3 zł za kubik” – wskazuje proboszcz. Ma nadzieję, że i w tym roku tarcza antykryzysowa obejmie parafie.
URE rozszerzył jednak grupy odbiorców, dla których ceny gazu powinny zostać zamrożone. Zaliczono do nich m.in. podmioty systemu oświaty, uczelnie wyższe, ośrodki pomocy społecznej czy Kościoły i inne związki wyznaniowe. Aby skorzystać z ochrony taryfowej, należało złożyć w URE odpowiednie oświadczenia.
Czy i on w takim razie będzie ogrzewał kościół tylko w niedzielę? „Parafia wiejska ma to do siebie, że msza św. jest tu odprawiana raz dziennie, więc ogrzewanie przez cały dzień byłoby marnotrawstwem. Dlatego kościół jest ogrzewany tylko na czas nabożeństwa. Kilka lat wcześniej założyłem piec z rekuperatorem. Rekuperacja pozwala mi odzyskać ciepło, które wydmuchiwane jest na kościół spod sufitu i wykorzystać je jeszcze raz. Oszczędności są więc przynajmniej rzędu 50 proc. w stosunku do tego, ile było wydawane wcześniej” – wyjaśnia.
Powtarza, że jest to przypadek parafii wiejskiej, a inna sytuacja jest na pewno w parafiach miejskich, gdzie w ciągu dnia jest więcej Mszy św., do tego odbywa się wielogodzinna adoracja Najświętszego Sakramentu i świątynia musi być ogrzewana dłużej.
Pytany, czy sąsiednie parafie obawiają się zimy, odpowiada: „Myślę, że na razie więcej jest gadania i strachu na ten temat niż rzeczywistość pokazuje. My Polacy lubimy narzekać a prawda jest taka, że nie mamy na co narzekać. Pamiętano bowiem, aby ochroną objąć instytucje kościelne, nie tylko katolickie, na zasadach podobnych do ochrony wszystkich instytucji niebiznesowych”.
Proboszcz zdany na siebie
W diecezji z dużym miastem wojewódzkim z centralnej części kraju proboszczowie składali oświadczenia o potrzebie zamrożenia taryfy gazowej już na początku roku i jak informuje duchowny z wydziału ekonomicznego kurii, udało się do tego doprowadzić. Większość parafii na terenie tej diecezji ma bowiem ogrzewanie gazowe. Podobne oświadczenia mają być powtórzone po nowym roku.
W tej chwili diecezja czeka na rozporządzenie dotyczące stawek cen prądu odnoszących się do parafii. Od tego uzależnia dalsze decyzje co do starania się o ewentualne wsparcie. „Jest ustawa, ale czekamy na rozporządzenie, które będzie wskazywać, w jaki sposób te taryfy będą mrożone, czy będzie obniżka, czy będziemy mogli się starać o rekompensaty itd. Nie wiemy jak będzie, czekamy na odpowiednie informacje” – dodaje ksiądz.
Proboszcz z miejskiej parafii w tej diecezji ma umowę ze stałą taryfą, ale i tak obawia się o przyszłość. Parafia jest ogrzewania gazem oraz energią elektryczną a kościół do ogrzania duży. „Obawy są takie, że będziemy bardzo ograniczać ogrzewanie i boję się, że wtedy nam spadnie ilość wiernych w kościele. Ilość ogrzewanych pomieszczeń będzie zredukowana do minimum” – przyznaje. Ciepła wystarczy na górny i dolny kościół, ale już nie na sale katechetyczne. „Pomieszczeń do ogrzania jest bardzo dużo. Będziemy się starali jak najmniej ogrzewać” – mówi proboszcz.
Czy może liczyć na wsparcie parafian? „Apelować do parafian, którzy sami będą mieli zimno we własnych domach?” – odpowiada pytaniem na pytanie.
Diecezja ma zarówno parafie wielkomiejskie, z zamożnymi i aktywnymi parafianami, jak i ubogie wspólnoty małomiasteczkowe i wiejskie. Ekonom pytany o naśladowanie archidiecezji krakowskiej w kwestii podatku wspierającego uboższe parafie, odpowiada, że takich rozważań w tej diecezji na razie nie było. Jeśli tak miałoby się stać, nastąpi najwcześniej to na wspólnym spotkaniu ordynariusza diecezji z księżmi dziekanami jeszcze w październiku.
Reprezentując miejscowe parafie, diecezja ta ma podpisaną umowę na użytkowanie energii elektrycznej z PGNiG do końca 2023 r., w ramach której ma zagwarantowanie stałe ceny sprzedaży prądu. - Dzięki temu nasza sytuacja będzie w miarę stabilna przez najbliższy rok – mówi ks. ekonom.
„Natomiast ci, którzy mają ogrzewanie na węgiel, miał czy drewno, muszą się zabezpieczyć we własnym zakresie. Nie wiemy jeszcze jak to będzie” – informuje.
Czy to oznacza, że proboszczowie muszą sami starać się o węgiel w składach węglowych? „Ja przecież jako ekonom nie będę jeździł. Ksiądz proboszcz też ma głowę i musi się sam starać. Jeżeli będą jakieś dotacje dla kościołów, to wiadomo, że będą się o nie ubiegać. Ale i tak są to mizerne kwoty w stosunku do ogrzania takiego czy innego obiektu” – informuje i dodaje, że diecezja nie ma nawet możliwości, aby centralnie kupić odpowiednią ilość węgla dla wszystkich swoich parafii.
Parafie starają się zabezpieczyć zarówno przed zimą, jak i ogólniej w celu zaoszczędzenia na energii, na własną rękę. „Księża proboszczowie idą w takie zmiany jak zakładanie pomp ciepła czy fotowoltaiki. Nie mając własnych środków, biorą pożyczki z wojewódzkiego funduszu ochrony środowiska, czasem udaje się pozyskać dotacje z narodowego funduszu ochrony środowiska. Idą więc w tzw. zieloną energię, ale jest to dla nich bardzo czasochłonne i kosztowne” – mówi ks. ekonom.
„Jakoś to będzie”?
W parafii leżącej na terenie małego (poniżej 5 tys. mieszkańców) miasteczka w Zachodniopomorskiem, mimo małej frekwencji na Mszach i ubóstwa wiernych, niepokoju nie ma. Dominuje przeświadczenie, że „jakoś to będzie”, ale i świadomość, że trzeba sobie radzić samemu. Wspólnota jest mała, liczy 4 tys. wiernych. Oprócz tego miejscowy proboszcz obsługuje duszpastersko pobliskie niewielkie wsie, złożone zazwyczaj z kilku domów.
W rozmowie z KAI informuje, że kościół parafialny jest ogrzewany za pomocą systemu tzw. ogrzewania promiennikowego na gaz ziemny. Ogrzewanie jest włączane tylko na czas sprawowania niedzielnych Mszy świętych. Natomiast plebania jest ogrzewana piecem na drewno, które proboszcz kupuje i jak przyznaje, opału idzie sporo na ogrzanie pomieszczeń.
Parafia ma umowę o dostarczanie energii w stałej taryfie i na razie niepokoju nie odczuwa. Niestraszne zatem księdzu proboszczowi podwyżki? – pytamy. „Na razie jeszcze tego mocno nie poczułem. Zobaczymy, w Panu Bogu nadzieja, jakoś to będzie. Nie popadam w panikę. U nas tu, na Zachodzie, walka o przetrwanie jest od wielu lat” – odpowiada.
Duchowny przyznaje, że nie miał na razie informacji czy diecezja planuje systemowo wesprzeć uboższe parafie. „Nie wiem, co oni planują, ale na razie niczego nie ma” – mówi. A wierni? „Ich wsparciem jest to, że przychodzą i coś rzucą na tacę, w innym wymiarze” – niespecjalnie. Religijność jest tu słaba, to raczej tereny misyjne dla kogoś, kto przyjeżdża ze Wschodu lub centrum kraju – dodaje.
„Obawy, że nie będzie gazu są, ale wydaje mi się, że mam spokój w sercu” – mówi z kolei KAI proboszcz jednej z greckokatolickich parafii na obrzeżach Warmii. „Mamy ogrzewanie gazowe na plebanii, trochę podgrzewamy elektrycznie w kościele. W sali parafialnej jest też kominek i zapas drewna jeszcze sprzed roku. No cóż, czekamy na zimę i aby do wiosny” – dodaje duchowny. Jak wskazuje, plebania – „jeśli przyjdą duże mrozy” – będzie dogrzewana nocą, bo parafia ma specjalną nocną taryfę.
Jak informuje, wspólnota może liczyć na wsparcie wiernych. „Zawsze tak było i tylko tak było. Mamy fundusz parafialny, ludzie składają ofiary, to nam umożliwia funkcjonowanie i utrzymanie. Podołamy! – podsumowuje duchowny.
Łukasz Kasper / Warszawa