Radosna, aktywna, obdarzona wieloma talentami, zawsze otwarta na drugiego człowieka. Po prostu wyjątkowa. Tak Helenkę Kmieć wspominają ci, którzy znali ją od najmłodszych lat. 24 stycznia mija pięć lat od jej tragicznej śmierci w boliwijskiej Cochabambie.
(Nie) zwykła uczennica
Helena pochodziła z Libiąża i właśnie tam w 1998 roku rozpoczęła naukę w Zespole Szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców. To wtedy poznała ją Irena Nowak, nauczycielka języka polskiego, a także wychowawczyni dziewczyny najpierw w szkole podstawowej, a później w liceum. – Helenka była taką osobą wyjątkową. Pięknie śpiewała, przejmująco recytowała, rozwiązywała zadania matematyczne, ale dla niej najważniejszy był drugi człowiek. Dla niej najważniejsze było to, że jest z innymi. Była bardzo lubiana wśród rówieśników – wspomina pani Irena, podkreślając, że jej wychowanka zawsze miała czas dla drugiego człowieka.
Na tę cechę misjonarki zwraca uwagę również dyrektor szkoły, Aneta Szewczyk. – Nigdy nie stawiała siebie na pierwszym miejscu. To rzadka umiejętność ludzi, którzy potrafią czynić dobro dla innych, jednocześnie nie stawiając siebie na pierwszym miejscu – zauważa.
Helenka była osobą, obok której ciężko było przejść obojętnie. Zarażała młodzieńczym entuzjazmem i oczarowywała swoimi talentami. – Zwróciłam na nią uwagę od razu w pierwszej klasie. Zawsze radosna, wesoła… Zawsze będę kojarzyć ją z tańcem i śpiewem – tłumaczy Krystyna Majcher, nauczycielka języka angielskiego, która także miała okazję poznać dziewczynę w szkole KSW w Libiążu. To ona pomagała Helenie w rozwijaniu muzycznych pasji.
Bp Jan Zając, brat dziadka Helenki Kmieć, także wspomina ją jako osobę niezwykle radosną i pogodną, a przy tym także wymagającą. – Od pierwszego spotkania, zwłaszcza wtedy, gdy wracała z pierwszych podróży, widziałem, że w tym człowieku, w tej dziewczynie coś jest, że ona potrafi całą siebie oddać Panu Bogu – mówi biskup pomocniczy senior Archidiecezji Krakowskiej.
Bliskość
Wiadomość o tragicznej śmierci Heleny w ochronce dla dzieci w boliwijskiej Cochabambie dla wszystkich była szokiem i ciosem. – Pamiętam jak w tym dniu otrzymałam informację. Myślałam, że jeżeli nie powiem tego głośno to nie będzie to prawdą. Chyba tak naprawdę nikt nie wierzył – wspomina tragiczny 24 stycznia 2017 roku Irena Nowak.
Ten dzień otworzył także oczy i pozwolił w innym świetle spojrzeć na dziewczynę jej najbliższym. – Dopiero wtedy, gdy nastąpiło to wydarzenie tragiczne w jakiś sposób stała mi się bliska. To nie oznacza, że wcześniej nie była, ale to były takie sporadyczne spotkania z okazji świąt, imienin… Zawsze była to osoba, która dała się poznać tym swoim entuzjazmem, tą swoją radością, no i tym swoim serdecznym podejściem do każdego człowieka. Ta śmierć tragiczna otworzyła mi oczy, że tyle mogła zrobić w ciągu tych kilkunastu lat, że oddała siebie Panu Bogu i ludziom – przyznaje bp Jan Zając. – Wówczas zrozumiałem jak można było otrzymać od niej natchnienie, że można, choć będąc młodym, niedoświadczonym, a jednak już w jakiś sposób dojrzałym. Myślę, że ten kontakt jest teraz głębszy, mocniejszy niż kiedyś, kiedy jako dziecko plątała się tam przy swoim wujku – dodaje.
Ciągła obecność
Pięć lat po śmierci Heleny Kmieć pamięć o niej dalej trwa. Zespół Szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu podejmuje wiele inicjatyw, które mają na celu przekazanie świadectwa niezwykłej absolwentki. W pierwszą rocznicę tragicznych wydarzeń w Cochabambie abp Marek Jędraszewski poświęcił tablicę, która znajduje się naprzeciw głównego wejścia do szkoły. – Bardzo nam zależało, żeby osoby przychodzące widziały jej osobę. To też jest taka forma mówienia o niej, przypominania – tłumaczy Aneta Szewczyk.
Od 2017 roku organizowany jest Konkurs Poezji Religijnej imienia Heleny, a na wiosnę planowana jest pierwsza edycja Festiwalu Piosenki Religijnej „Bogu Dźwięki”, któremu także patronować będzie misjonarka. Oprócz tego na stronie internetowej szkoły KSW w Libiążu dostępne są scenariusze lekcji wychowawczych, które pokazują jej osobę uczniom. – To jest taki cykl ośmiu lekcji, które nauczyciele mogą wykorzystać w klasach siódmych, ósmych – mówi pani Szewczyk. – Mamy nadzieję, że to wszystko sprawi, że będzie rozpoznawalna szerszej grupie osób – dodaje dyrektor szkoły przy ul. Heleny Kmieć w Libiążu.
Także bp Jan stara się upamiętnić tę postać. Podczas każdego bierzmowania ma przy sobie krzyżyk, który należał do dziewczyny. Jego zdaniem ten niezwykły symbol pokazuje młodym ludziom, których spotyka, że Helenka także była młoda i pełna radości tak samo jak oni. – Czy to przynosi owoc? Myślę, że tak, bo młodzi, zwłaszcza wtedy, mają takie plany i dlatego też nie ustępuję i za każdym razem ten krzyżyk mi pomaga. Taka jest łączność między młodymi a Helenką, która, jestem przekonany, że wspiera ich i coś tam się na pewno dzieje w sercach i umysłach tych ludzi. Warto pięknie żyć, ażeby zostawić ślady, które zostawiła Helenka i którymi trzeba iść, żeby dojść do chwały Nieba, tak jak to się stało z Helenką – wyznaje wzruszony bp Zając.
Santa subito
Wraz z piątą rocznicą śmierci misjonarki z Libiąża pojawia się coraz więcej głosów o możliwym rozpoczęciu jej procesu beatyfikacyjnego. Osoby, które ją znały nie mają najmniejszych wątpliwości, iż jest to kwestia czasu. – Myślę, że Helenka może być naprawdę wspaniałym przykładem dla młodzieży. Wybrała właściwą drogę życia. Wybrała Boga jako kogoś, kto jest w tym życiu najważniejszy, a na drugim miejscu drugiego człowieka i życie dla drugiego człowieka. Jest wspaniałym wzorem – mówi Krystyna Majcher. Wtóruje jej Irena Nowak, która podkreśla, że dziewczyna już teraz jest przykładem dla młodzieży, który wskazuje, że można być dobrym, wartościowym człowiekiem i żyć wśród innych. – Myślę, że powinna zostać błogosławioną ze względu na to, jakim wyjątkowym człowiekiem była – wyznaje wychowawczyni Heleny.
– To nie tylko chodzi o to, że została zamordowana, ale oddała życie dla Pana Boga i dla ludzi. To jest chyba najlepsze świadectwo, że to jest prosta droga, żeby być przykładem dla młodych ludzi i orędownikiem dla wszystkich, którzy ją będą prosić o wstawiennictwo. To jest przecież nic innego jak wyniesienie do chwały ołtarzy – przyznaje bp Jan Zając.
Aneta Szewczyk podkreśla, że ewentualne rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego byłoby po prostu potwierdzeniem tego, co od dawna jest jasne. – Gdy dowiedzieliśmy się o śmierci Helenki to oczywiście po pierwsze był szok i niedowierzanie, ale też taka myśl, która wydaje się może nawet dziwna… Myśmy sobie pomyśleli: będziemy mieć swoją świętą. To była taka pierwsza myśl. Ciężko mi o tym teraz mówić, ale ona po prostu była wyjątkowa. Myśmy to wiedzieli, dopóki była pośród nas podziwialiśmy jej radość i entuzjazm, a w momencie, gdy okazało się, że nie ma jej wśród nas to takie przekonanie zostało, że ona będzie świętą. To takie „Santo Subito”, jak kiedyś przy św. Janie Pawle II. U nas też to była taka spontaniczna myśl i odruch: będziemy mieć swoją świętą i bardzo się cieszymy – tłumaczy.
***
Helena Kmieć pochodziła z Libiąża. Angażowała się w wiele dzieł m.in. w duszpasterstwo akademickie, pomagała w nauce dzieciom w świetlicy Caritas oraz działała w Katolickim Związku Akademickim w Gliwicach. W 2002 r. dołączyła do Wolontariatu Misyjnego „Salvator” działającego przy zgromadzeniu zakonnym salwatorianów w Trzebini. Posługiwała na placówkach misyjnych w Rumunii, na Węgrzech i w Zambii. 8 stycznia 2017 roku rozpoczęła służbę na placówce sióstr służebniczek dębickich w Cochabambie, w środkowej Boliwii. 24 stycznia, przebywając w ochronce dla dzieci, podczas napadu została śmiertelnie ugodzona nożem przez napastnika.
Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej