Z badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że liczba małżeństw wyznaniowych sukcesywnie maleje. Wraz z rosnącą sekularyzacją społeczeństwa wpływy finansowe duchowieństwa definitywnie spadły.
Jeśli ślub to tylko w kościele. Ten model rozpoczynania małżeństwa dawno już przestał być jedynym rozwiązaniem, co odczuwa wielu księży, także finansowo. Duchowni coraz częściej narzekają na swoje zarobki, a właśnie brak wierzących nowożeńców jest według niektórych kapłanów powodem, przez którą zarobki księży są najniższe od lat.
Co prawda większość księży stosuje zasadę „co łaska” , jednak nie oznacza to, że trzymają się jej wszyscy. Niektórzy wprowadzili cenniki - jednak sytuacji nie naprawiła nawet ich podwyżka.
Choć przywiązanie do instytucji kościoła w Polsce nadal jest stosunkowo silne i wielu regularnie uczestniczy w Mszach Świętych, to wpływy finansowe duchowieństwa definitywnie spadły wraz z rosnącą laicyzacją społeczeństwa.
Z badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w 2022 r. zarejestrowano 155,8 tysięcy nowych związków małżeńskich, z czego 51 procent stanowiły małżeństwa wyznaniowe (zawarte w kościołach i związkach wyznaniowych oraz jednocześnie zarejestrowane w urzędach stanu cywilnego). Ich odsetek jednak z roku na rok sukcesywnie maleje. W 2010 r. wynosił on 68 procent, a jeszcze nieco ponad 20 lat temu było to powyżej 70 procent. Największy spadek nastąpił jednak w okresie pandemii. W 2020 r. zanotowano najniższą liczbę zawartych małżeństw w latach powojennych. Z powodu restrykcji ślub wzięło wówczas zaledwie 145 tysięcy par.
„Ludzie myślą, że ja mam im dawać sakramenty za darmo, bo od tego jestem. Może to i prawda, ale lekarz też ponoć jest z powołania, a za leczenie bierze grube pieniądze. Ja mam tak, że chrztów udzielam za darmo. To pierwszy i najważniejszy sakrament. Jak ktoś chce dać ofiarę, to przyjmę, ale to nie jest konieczność. Za udzielenie ślubu mam jednak cennik” – mówi jeden z proboszczów z Wielkopolski.
„W latach 90. i na przełomie wieków w dorosłość wchodzili ludzie, którzy urodzili się w wyżu demograficznym. Tych ślubów mieliśmy wówczas w każdej parafii kilkadziesiąt rocznie, bo niemal każdy mówił sobie tak w kościele” – dodaje proboszcz z Podhala.
Staliśmy się trochę jak tłuste koty
Ks. prof. Robert Skrzypczak o kryzysie w Kościele powiedział w wywiadzie dla „Echa Katolickiego”:
„To jest wyzwanie, jakie stoi przed otyłym, podstarzałym Kościołem w Polsce, który przeżył piękny moment, ale nie potrafi poruszać się naprzód. Skończyły się czasy odcinania kuponów od tego, co było, od czasów św. Jana Pawła II, kard. Wyszyńskiego, ks. Popiełuszki. Potrzebujemy przejąć się tym, że mamy nowych ludzi, którzy nie widzą Boga w swoim życiu, którym nikt wiarygodnie Go nie pokazał. To neopoganie, którzy potrzebują misjonarzy, kerygmatu, świadectwa. A my potrzebujemy żyć nawróceniem i modlitwą - nic nowego się tu nie wymyśli” – podkreśla ks. Skrzypczak.
Duchowny zapytany, dlaczego mimo zniesienia obostrzeń świątynie nie wypełniły się wiernymi tak jak przed pandemią, odpowiada, że zarówno pasterze, jak i rodziny, ludzie identyfikujący się z Kościołem, staliśmy się trochę tłustymi kotami: przyzwyczajeni do katolicyzmu wygodnego, uprawianego z rozpędu, niewymagającego, niestawiającego nas w obliczu radykalnych zmian społecznych.
„W społeczeństwach świata zachodniego sytych, zabezpieczonych i skoncentrowanych na sobie wiara umiera. Nie dlatego, że nie słuchają proroków czy nie są wrażliwi na świadków, tylko dlatego, że ich nie znajdują. A jeśli tacy się pojawiają, odnoszą się do nich z niedowiarstwem, chcą weryfikować ich wiarygodność. Tak jest w przypadku Jana Pawła II. Bez wątpienia był dla mnie i mojego pokolenia kimś niezwykle ważnym. Pokazał nam, jak to jest mieć świętego blisko siebie. To nas uszlachetniło, odmieniło, wzbudziło ogromną ilość powołań, przejawów szlachetności. A teraz przyszedł czas na weryfikowanie tego” – przyznaje ks. Skrzypczak, dodając, że nie można się temu dziwić.
Źródła: ekai.pl, businessinsider.com.pl