Dr hab. Sławomir Sowiński: trzeba zrobić wszystko, by pamięć o świętości Jana Pawła II nie padła ofiarą nadciągających igrzysk wyborczych

Zrobić dziś trzeba wszystko, by pamięć o świętości Jana Pawła II, która kształtuje nowoczesną polską wspólnotę, nie padła ofiarą nadciągających wyborczych igrzysk – ostrzega dr hab. Sławomir Sowiński z UKSW, znany politolog. Dodaje, że „nie wolno nam wykorzystywać go jako slogan wyborczych haseł czy plakatów”.

Opadają powoli pierwsze emocje po wstrząsie, jaki wywołał głośny reportaż i książka sugerujące rzekome winy kard. Karola Wojtyły ws. tuszowania przed laty przypadków pedofili w Kościele. Jeszcze raz przekonujemy się, jak ważny dla całej naszej narodowej wspólnoty był i jest św. Jan Paweł II. I jesteśmy też na ogół zgodni, że uczciwe, pozbawione uprzedzeń, oraz uwzględniające historyczny kontekst, badania historyczne (które jesteśmy winni ofiarom) w żaden sposób nie zakwestionują wielkości papieża Polaka.

Trudno natomiast niestety mówić o opadaniu związanych z tym emocji politycznych. Nie widać też, aby ta wyjątkowo ważna dla Polaków postać skłoniła polityków, zwłaszcza polityków obozu władzy, do wyjątkowej powściągliwości i pozostawienia – przynajmniej w tej sprawie – i Kościołowi, i całej naszej demokratycznej wspólnocie, przestrzeni, by we właściwy sobie, duszpasterski i obywatelski sposób, dojrzale na nią zareagować. Niewielu słucha też dziś hierarchów, którzy – jak biskup Piotr Jarecki – podkreślają, że „Kościół nie ma i nie życzy sobie mieć swojej reprezentacji politycznej”. I trudno pozbyć się wrażenia, że w tym ważnym dla siebie momencie, Kościół znów pozbawiany jest przestrzeni publicznej podmiotowości, przestrzeni by być sobą.

Żywa wiara w „złotej klatce” teologii politycznej

Powie ktoś, że postać i dorobek świętego papieża Polaka jest dobrem narodowym, stąd prawo bronić mają jej także politycy, również rządzący. Rzecz jednak w tym, że gdy za obronę świętych bierze się ochoczo – skłonna skądinąd do politycznych krucjat – władza, to władzy czasem może to jakoś pomóc, Kościołowi prawie nigdy.

Taka polityczna asystencja, żywe przesłanie Ewangelii, którego świadkiem był przecież św. Jan Paweł II, zamyka bowiem na ogół w swoistej „złotej klatce” teologii politycznej, która prędzej czy później stać się może także złotą pułapką. W szerokim bowiem społecznym odbiorze pogłębia się wtedy  fałszywe wyobrażenie sojuszu tronu i ołtarza, a najgłębszy osobowy wymiar chrześcijaństwa (spotkanie z miłością Boga) zostaje zredukowany do swoistego – lewicowego bądź prawicowego – programu ideowo-społecznego. Właśnie do teologii politycznej, dzięki której funkcje duchowe i nauczycielskie, z rąk duchownych, przejmują coraz bardziej politycy.

Nadciągający cień wyborczych igrzysk

Mechanizm ten został już dawno rozpoznany i dobrze opisany. W wariancie lewicowym w Ameryce Południowej pół wieku temu przyjmował on postać tzw. teologii wyzwolenia. W wersji prawicowej wraca czasem w politycznych pokusach niektórych konserwatywnych rządów. Rzecz jednak nie tyle w teoretycznych opisach przeszłości, co w uchwyceniu przedwyborczej rzeczywistości, która dość niepokojąco puka właśnie do naszych drzwi.

Mówiąc krótko, zrobić dziś trzeba wszystko, by pamięć o świętości Jana Pawła II, która funduje nadal nowoczesną polską wspólnotę, nie padła ofiarą nadciągających wyborczych igrzysk. Każdy z nas kto zetknął się z jego życiem i nauczaniem pamięta przecież doskonale, że był on papieżem wolności, solidarności i wspólnoty, papieżem bezbronnych, ubogich i prześladowanych, papieżem ochrony życia, ludzkiej godności i pojednania, papieżem, który „do nas i za nas” wołał na gdańskiej Zaspie w roku 1987: „jedni drugich brzemiona noście”. I właśnie to doświadczenie mamy obowiązek przekazać następcom. I właśnie dlatego, nie wolno nam wykorzystywać go jako slogan wyborczych haseł czy plakatów.

Co robić?

Co zatem robić, by to bezcenne dla Kościoła i polskiej demokracji doświadczenie przenieść przez wyborczy zgiełk? W dobie polityki opartej o zarządzanie emocjami nie ma rzecz jasna jednej ani tym bardziej łatwej odpowiedzi. Dwie jednak rzeczy wydają się w zasięgu ręki.

Po pierwsze, jako wspólnota wiernych – jako katolicy, spotykając na setkach różnych wyborczych wydarzeń polityków różnych partii, którzy będą przyznawać się do dziedzictwa świętego papieża i zabiegać o nasze poparcie, mamy prawo pytać: czy jego nauczanie traktują jako styl swego codziennego działania (choćby wobec konkurentów), czy też jedynie jako slogan?

Po drugie, w wymiarze bardziej ogólnym, wydaje się, że pole do politycznego rozgrywania autorytetu Kościoła w sposób zasadniczy ogranicza zawsze, donośne i autonomiczne nauczanie samego Kościoła w sprawach społecznych. Odważniejszy zatem głos Kościoła na przykład na temat: sprawiedliwego rozkładania ciężaru inflacji, odpowiedzialnego traktowania dobra wspólnego jakim jest państwo, gospodarki jako obszaru twórczości i odpowiedzialności, solidarności pokoleń, roztropnej ekologii czy roli mediów, chroniłby jakoś przed upolitycznianiem w czasie kampanii, i autorytet samego Kościoła i bezcenną wspólną pamięć o naszym papieżu.

Dr hab. Sławomir Sowiński, Instytut Nauk o Polityce i Administracji UKSW

Sławomir Sowiński / Warszawa


 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama