W sobotę 21 stycznia zostanie zakończony etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego ks. Stanisława Szulmińskiego. Jak mówił w Radiu Warszawa ks. Przemysław Krakowczyk SAC, postulator w procesie, był on wielkim orędownikiem pojednania Kościoła katolickiego i prawosławnego, a także nawrócenia Rosji.
„On sam złożył z siebie ofiarę za to pojednanie. Mamy jego pierwsze zapiski w dzienniczku duchowym z 1919 roku – wtedy notuje, że składa Bogu ofiarę ze swojego życia za nawrócenie Rosji i za ukochane Podole, skąd pochodziła jego rodzina. Konsekwentnie przez całe swoje życie wszystkie swoje modlitwy, cierpienia, wyrzeczenia – w Wielkim Poście nie jadł i nie pił, żył o chlebie i wodzie – to były rzeczy, które ofiarował Bogu za nawrócenie Rosji. Wiedział, że bolszewizm, który tam się szerzy, jest wielkim zagrożeniem nie tylko dla Rosji, ale dla całej Europy, a nawet dla całego świata. Nie znając orędzia fatimskiego, wypełnił to, o co Matka Boża w Portugalii prosiła” – mówił ks. Krakowczyk.
Ks. Szulmiński udał się do Rosji, aby wspierać tam katolików.
„Pisał wiele listów do ojca świętego, do generała pallotynów, z prośbą o zgodę na wyjazd do Rosji. To nie było ryzyko, to było bardzo przemyślane. On wiedział, że tam Kościół jest represjonowany, ale dla niego o wiele ważniejsze było to, że tam ludzie umierają bez księdza i że jedynym ich pragnieniem jest wyspowiadać się przed śmiercią, przyjąć Komunię świętą. Wiedział, że sam wszystkich katolików w Rosji nie rozgrzeszy na godzinę śmierci, ale chciał pojechać w konkretne miejsce – do Kazachstanu, gdzie byli jego rodacy przesiedleni z okolic Podola. W jego listach widać, że jest to przemyślana decyzja i on się liczył z męczeństwem. Wiedział, że jeśli męczeństwo przyjdzie, to będzie to chwałą dla Pana Boga, a nie żadną stratą” – opowiadał postulator.
Ks. Szulmiński został uwięziony w obozie w Uchcie. Było to piekło na ziemi, z którego ucieczka kończyła się śmiercią. Więźniowie byli w bardzo złym stanie, zarówno psychicznym, jak i fizycznym.
„Ks. Stanisław Szulmiński podtrzymywał nadzieję. On był przekonany, że odmieni się ich los. Kiedy w czerwcu 1941 roku przychodzi wiadomość, że naziści zaatakowali Rosję, on wiedział, że to jest znak od Boga, że ich los się odmieni. Po niespełna miesiącu przychodzi wiadomość, że amnestia obejmuje polskich obywateli i są ludźmi wolnymi. To, co wyprorokował o. Stanisław, spełniło się”.
Istnieje opinia, że ks. Szulmiński pozostał w obozie z własnej woli, aby pomagać więźniom, jednak nie ma na to dowodów.
„Były takie przypuszczenia i ta opinia jest powszechna, że jego decyzja była dobrowolna. Ona by się zgadzała z jego charakterem. Natomiast dokumenty, które zebrała komisja historyczna w procesie, wskazują na to, że jednak został zatrzymany za karę dlatego, że z innym Polakiem, Franciszkiem Wilkiem, ubiegał się o uwolnienie polskich obywateli. Władze obozowe nie były skore do respektowania tego porozumienia Majski–Sikorski i chciały zatrzymać polskich obywateli. To było 1500 osób, więc duża strata. Próbowano najpierw ich przekupić, że będą im płacić za te kilka miesięcy pracy i później ich wypuszczą. I rzeczywiście do uwolnienia doszło dopiero w listopadzie 1941 roku, kiedy ks. Szulmiński był już martwy, najprawdopodobniej zamordowany w nocy. Na to też dowodów nie mamy, bo z dokumentów wynika, że zmarł z wycieńczenia” – tłumaczył ks. Krakowczyk.
Proces beatyfikacyjny ks. Szulmińskiego rozpoczął się w 2003 roku w Rosji. Później został przeniesiony do diecezji warszawsko-praskiej. 21 stycznia zostanie zakończony etap diecezjalny procesu i dokumentacja licząca 4800 stron zostanie przekazana do Watykanu.
Źródło: Radio Warszawa