„Nierzetelne zarzuty wobec św. Jana Pawła były możliwe z uwagi na dość powszechną ignorancję jeśli chodzi o historię Kościoła” - zauważa historyk z UW. „Poznanie własnej historii może być wehikułem ewangelizacji” - dodaje.
Maria Czerska (KAI): W ostatnich tygodniach mieliśmy do czynienia z medialną burza wokół osoby św. Jana Pawła II. Jak można podsumować i ocenić sformułowane wobec niego zarzuty?
Daleko jeszcze do ostatecznych wniosków na temat historii, które zostały przedstawione publikacjach, które wywołały to poruszenie – mam na myśli książkę Ekke Overbeeka „Maxima culpa” i film Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3”. Już teraz jednak z pewnością rysuje się obraz, w którym widać daleko idące braki tych przekazów. Można też już stwierdzić, że zarzuty, które sformułowano wobec kard. Karola Wojtyły były oparte na absolutnie niewystarczających podstawach. Do sformułowania w tej kwestii ostatecznych wniosków konieczne jest w tej chwili skonfrontowanie chociażby wiedzy pozyskanej z archiwaliów IPN z dokumentacją kościelną, czego mam nadzieję dokona zapowiadana przez KEP komisja historyczna.
KAI: Czy wspomniane publikacje – krytycznie oceniane przez specjalistów – nie sprawiły jednak, że jesteśmy gdzieś dalej na drodze dochodzenia do prawdy, choćby dzięki dyskusji którą wywołały?
W mojej ocenie materiały oskarżające Jana Pawła II były wyjątkowo nierzetelne, w związku z tym nie można powiedzieć, że to one „przybliżyły nas do prawdy”. To raczej szok poznawczy wywołany niesprawiedliwością tych ataków zaowocował – mam nadzieję – pewnego rodzaju reakcją ozdrowieńczą tzn. chęcią wyświetlenia prawdy, głębszego i lepszego poznania całego kontekstu, a także przypomnienia sobie różnych aspektów działań i różnych aspektów osobowości św. Jana Pawła II.
KAI: Dlaczego jednak materiały o tak wątłych, jak twierdzą badacze, podstawach zostały przez duża część odbiorców potraktowane tak poważnie? Dlaczego, przynajmniej na początku, tak wiele osób uwierzyło w te oskarżenia?
Myślę, że obiektywnie rzecz biorąc Kościół w Polsce boryka się z dużą dozą ignorancji na swój temat, krótko mówiąc atakujący i oskarżający wykorzystują brak niekiedy elementarnej świadomości odbiorcy na temat tego, jak działają instytucje kościelne, jakie jest stanowisko teologii katolickiej i w jakim kontekście przyszło Kościołowi działać. I ta nieświadomość jest niestety świadomie i cynicznie wykorzystywana. Natomiast inną sprawą jest to, w jaki sposób strona kościelna – i nie mówię tu tylko o Kościele instytucjonalnym, ale o katolikach w ogóle – powinna na stawiane zarzuty reagować. W moim przekonaniu Kościół powinien przede wszystkim dbać o poznanie swojej przeszłości i o głębsze rozumienie przez katolików funkcjonowania instytucji – po to, by wierni nie ulegali łatwo manipulacji. Wszyscy katolicy powinni podjąć wysiłek w tym kierunku.
Dla mnie bardzo znaczące było to, że oskarżyciele prezentując postać mentora Karola Wojtyły, czyli kard. Adama Sapiehy poprzestawali na zupełnie zdawkowych i dość kuriozalnych szkicach tej postaci, bez zwracania uwagi na to, kim tak naprawdę kard. Sapieha był. Dlaczego to było możliwe? Dlatego, że dla przeciętnego Polaka, także polskiego katolika, kard. Sapieha jest już postacią anonimową. Świadczy to o zaniedbaniach w świadomości naszej przeszłości jako wspólnoty i o tym, że jako społeczność katolicka w Polsce mamy zadanie do odrobienia.
KAI: Pod koniec marca, podczas debaty historyków na KUL powiedział Pan, że „Kościół w Polsce jest Kościołem, który świadomie skazuje się na amnezję”. Co miał Pan na myśli?
Zapewne dziś sformułowałbym tę tezę nieco łagodniej. Miałem natomiast na myśli to, że w porównaniu np. do Kościołów zachodnioeuropejskich Kościół w Polsce, mimo ogromnego bagażu swojego doświadczenia historycznego, ma ogromne kłopoty, by się z tą historią zmierzyć, by ją przepracowywać. Paradoksalnie nie tylko, gdy chodzi o sprawy trudne i wstydliwe, ale również w wymiarze dumy z własnych dokonań i podtrzymywania pięknych tradycji.
Z tych zaniedbań zdaliśmy sobie np. sprawę kilka lat przed beatyfikacją kard. Wyszyńskiego. Okazało się wówczas, że ta monumentalna postać, znana przez wszystkich przedstawicieli poprzedniego pokolenia, nie jest już współcześnie tak odbierana i trzeba wykonać pewną pracę, żeby przedstawić współczesnym Polakom i współczesnym katolikom jej dorobek i zasługi. Skądinąd musimy mieć świadomość, że podobna praca, jak się okazuje, będzie nas czekała w przypadku św. Jana Pawła II.
Wielu przedstawicieli Kościoła w Polsce – i duchownych i świeckich – może właśnie dlatego, że ten Kościół ma taką bogatą przeszłość, ma tendencję do lekceważenia znaczenia tej przeszłości. Mamy słabą świadomość pewnej ciągłości historycznej, słabą świadomość przeszłości własnych wspólnot kościelnych, diecezji, parafii. W tej mierze nie robi się tyle, ile się robić powinno.
Jako historyk mogę powiedzieć, że np. bardzo słabo prowadzone są badania nad religijnością katolicką, nad historią religijności. Na Zachodzie jest to modne od kilku dekad, w Polsce praktycznie nie jest podejmowane, przynajmniej jeśli chodzi o badania nad najnowszymi dziejami Kościoła. Inna sprawa – nie mamy popularnej ale jednocześnie głęboko udokumentowanej historii archidiecezji krakowskiej za czasów kard. Karola Wojtyły – książki, którą można by było zaproponować studentom, dziennikarzom, popularyzatorom. Nie mówiąc o rzeczowej historii Kościoła w Polsce w XX w. – np. zarysowanej od czasów odzyskania niepodległości do końca ubiegłego stulecia. Są pojedyncze próby, jak np. opracowanie prof. Andrzeja Nowaka, ale trudno to uznać za ostateczne słowo w tej dziedzinie.
Zarówno na poziomie akademickim, jak i na poziomie powszechnej świadomości jest wiele rzeczy do nadrobienia. Debata wokół nierzetelnych oskarżeń wobec św. Jana Pawła II zakończy się dla nas pozytywnie tylko wtedy, gdy nauczymy się przepracowywać naszą historię – zarówno tę trudną, jak i tę piękną.
KAI: Historia jest ważna ale jednak priorytetem dla Kościoła – zwłaszcza wobec ograniczonych sił i środków – jest duszpasterstwo, tu i teraz.
Zapewne nie jestem w tej kwestii obiektywny, bo jestem historykiem. Ale biorę sobie bardzo do serca przekonanie Jana Pawła II, że kultura, a więc także poznanie własnej historii jest wehikułem ewangelizacji. Jeżeli to potraktujemy poważnie, zdamy sobie sprawę, że dobre poznanie własnej historii, a więc własnej wspólnoty, jest pewnym zobowiązaniem i szansą do pogłębienia własnej postawy religijnej i do skutecznego prowadzenia duszpasterstwa. Nie jesteśmy pierwszymi katolikami na tej ziemi, należymy do pewnego ciągu pokoleń. Jan Paweł II doskonale zdawał sobie sprawę, że to ma ogromne znaczenie. Przypomnijmy, że podstawowym przesłaniem jego pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, tej pielgrzymki, która „odmieniła oblicze tej ziemi”, było właśnie nawiązanie do tysiącletniej historii wspólnoty Kościoła na tej ziemi.
Ludzie Kościoła czasami traktują drążenie tematów historycznych jako potencjalne zagrożenie. Proszę zwrócić uwagę, że to zagrożenie zdecydowanie wzrasta, jeśli Kościół sam nie opowiada swojej historii. Odwołam się znów do pozytywnego przykładu związanego z beatyfikacją kard. Stefana Wyszyńskiego. To, że można było w znacznej mierze w sposób bardzo otwarty pokazać zasoby archiwalne związane z Prymasem Wyszyńskim przyczyniło się do rozpropagowania wiedzy o tej postaci.
Opowiadanie przez Kościół historii własnej wspólnoty w sposób rozsądny, uporządkowany, przeciwdziała amnezji, przeciwdziała brakowi świadomości. Oczywiście u tych, którzy chcą się dowiadywać – bowiem będą mieli skąd czerpać wiedzę. Tym, co nie chcą, to i tak niewiele da.
KAI: Na czym polega specyfika kościelnych archiwów? W jakim zakresie są dostępne? Jaki jest problem z ich dostępnością?
Kościelne archiwa są z punktu widzenia polskiego prawa archiwami prywatnymi. Nie mają charakteru publicznego i nie można żądać od Kościoła, by je udostępniał tak jak archiwa publiczne. Archiwalia kościelne są dostępne na takiej zasadzie, jak archiwalia rodzinne w domu: zwierzchnik kościelny, który nimi dysponuje podejmuje decyzję, czy je udostępnić, czy nie. Być może ze strony kościelnej potrzeba by było w tym względzie nieco więcej otwartości, choć, jak wyjaśniał abp Grzegorz Ryś, z dostępnością materiałów archiwalnych starszych niż 50 lat w zasadzie nie ma problemu. To na pewno zawsze jest kwestia roztropnego zarzadzania i podjęcia decyzji.
Natomiast największy problem z dostępnością kościelnych archiwów tkwi nie tyle w braku otwartości władz kościelnych, co raczej w braku uporządkowania tych archiwów i w tym, że często nie są one przygotowane do udostępnienia badaczom. Kościół w Polsce w tę przestrzeń nie inwestował, w związku z tym mamy wiele archiwów, często bardzo cennych, które są nieuporządkowane i pozostają w praktyce niedostępne.
By to zmienić, trzeba by było włożyć czas, pracę i środki. Nie jest to proste. Wymaga serii decyzji i konsekwentnej polityki. Przykładem – moim zdaniem zachęcającym - jest decyzja metropolity warszawskiego o uporządkowaniu i udostępnianiu archiwum Sekretariatu Prymasa Polski. Od kilku stoję na czele niewielkiego zespołu porządkującego to archiwum. Możemy powiedzieć, że decyzja kard. Kazimierza Nycza w moim mniemaniu przyczyniła się do przybliżenia wiernym osoby kard. Wyszyńskiego.
Powinniśmy sobie zdać sprawę z tego, że jako Kościół lokalny dysponujemy archiwami, jako pewnym skarbem, o który trzeba dbać i sukcesywnie nad nim pracować. Nie ma tu prostych rozwiązań strukturalnych. Każda diecezja ma swoją sytuację i swoje możliwości. Natomiast warto podkreślać, że na te zasoby trzeba zwracać uwagę i to uwagę pozytywną – patrząc na nie jako szansę dla Kościoła a nie ewentualne zagrożenie.