W programie mamy wprost wyrażone to, że uczeń ma rozpoznawać „manipulację” w swoim środowisku rodzinnym. To jest otwarte nastawianie dzieci przeciw rodzicom i najbliższym opiekunom! – mówi Opoce Kaja Godek. Działaczka fundacji Życie i Rodzina ocenia program tzw. edukacji zdrowotnej oraz demonstrację w sprawie tego przedmiotu.
Agata Ślusarczyk: W niedzielę na manifestacji przeciwko tzw. edukacji zdrowotnej pojawiło się tysiące ludzi. Zaraz potem znajdują się publicyści i działacze kojarzeni z katolicyzmem, którzy w liście otwartym chwalą nowy przedmiot i piszą, że „tego rodzaju zintegrowanego programu w polskiej szkole jeszcze nie było”.
Kaja Godek: Katoliccy rodzice mają chronić dzieci przed demoralizacją. Popieranie programów, w których zakłada się m.in. obsceniczny instruktaż seksualny, to po prostu szkodzenie dzieciom, także na płaszczyźnie ich stosunku do Boga i Kościoła.
Poparcie dla edukacji zdrowotnej nie daje się obronić z punktu widzenia moralności katolickiej. Jeśli ktoś wspiera pomysł Barbary Nowackiej, to znaczy, że zamiast racjonalnie przyjrzeć się temu, co jest w programie, dał się uwieść rządowej propagandzie, że przedmiot ten ma służyć zdrowiu dzieci.
To znana metoda: lewicowo-liberalni politycy piszą projekty pełne niemoralnych treści, a na koniec dodają tytuł, który jest niekontrowersyjny – jak powieszoną na wędce przynętę, która wydaje się atrakcyjna, ale pod spodem skrywa kolec, który zrobi krzywdę. Nie dajmy się nabrać.
Jakie jeszcze zagrożenia, oprócz demoralizacji niesie za sobą program „edukacji zdrowotnej”?
Przede wszystkim autorzy tego programu czynią niebezpieczne założenie – że dobrostan psychiczny i fizyczny dziecka to sprawa, o którą ma zadbać w pierwszej kolejności państwo, a nie rodzice. Swoiste upaństwowienie dzieci jest w gruncie rzeczy podwaliną, na której cały program został oparty.
Szczególnie niepokojący jest fragment listu poparcia, w którym jego sygnatariusze wskazują, że program jest wolny od wątków ideologicznych. To nieprawda.
Pomysł, że to państwo ma zadbać o sferę tak wrażliwą jak zdrowie dziecka, jak jego płciowość, a potem seksualność, sam w sobie jest silnie nacechowany ideologicznie. Proszę zauważyć, że w programie mamy wprost wyrażone to, że uczeń ma rozpoznawać „manipulację” w swoim środowisku rodzinnym. To jest otwarte nastawianie dzieci przeciw rodzicom i najbliższym opiekunom!
Co pokazała niedzielna manifestacja?
Trzeba przede wszystkim wyrazić wdzięczność dla ludzi, którzy na wiele sposobów protestują przeciwko pseudoedukacji zdrowotnej. Ludzie ci byli obecni w niedzielę na Placu Zamkowym, ale i na kilku innych manifestacjach w różnych miejscach w Polsce i widać było, że są zdeterminowani, aby bronić swoich dzieci. Jeszcze inni, nie mogąc wyjść z domu, protestują w Internecie podpisując petycje i pisząc maile do Ministerstwa Edukacji.
Nam się często mówi, że dziecko ma prawo do wiedzy, a w programie edukacji zdrowotnej ma chodzić właśnie o wiedzę. Mam wrażenie, że
wiele osób zaczyna rozumieć, że istnieje taka wiedza, co do której dziecko ma prawo, aby jej nie otrzymać. Że istnieje wiedza, przed którą dziecko należy chronić.
Edukowanie o patologiach w sferze seksualnej, zbyt wczesne wprowadzanie dzieci w świat seksu w ogóle, uczenie, że rodzice pewnie się mylą, więc należy ignorować ich zdanie – to wszystko „wiedza”, jakiej dzieci nie powinny otrzymać. Niech szkoły zaczną porządnie uczyć polskiego, matematyki, historii, biologii, fizyki i innych przedmiotów. I niech nie ingerują w płciowość dzieci. Sfera seksualna to nie jest pole do edukacji, ale do wychowania, a od wychowywania są rodzice i Kościół jako strażnik moralności.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.