„Stajecie razem ze mną wobec wymowy tego młodego dziewczęcego życia Karoliny Kózkówny i tej męczeńskiej śmierci. Przypatrzcie się, drodzy bracia i siostry, powołaniu waszemu. Wy, drodzy bracia i siostry, do których mówię” – wołał Jan Paweł II. 10 czerwca 1987 r. beatyfikował polską męczennicę czystości.
Na rozmiękłych od deszczu polach powstającego w Tarnowie osiedla Rzędzin zebrało się wtedy 1,5-2,5 mln osób. Polski papież odbywał swoją trzecią podróż do rodzinnego kraju. Wierni zebrani w Tarnowie wzięli udział w beatyfikacji dziewczyny z tych stron. Ołtarz papieski ustawiono na fundamentach budowanego wówczas kościoła, którego patronką miała zostać nastoletnia męczennica, a w uroczystościach brały udział dwie żyjące jeszcze jej siostry.
Uroczystością interesowała się też Służba Bezpieczeństwa. „Akcentowany będzie również rosyjski kontekst beatyfikacji – notował jeszcze w maju funkcjonariusz SB, opierając się na informacjach od rzymskiego współpracownika o pseudonimie «Prorok». – W Kurii panuje pogląd, że przemówienie to nie spodoba się władzy i ZSRR. W lobby polskim twierdzi się, że papież chce, aby kult K. rozpowszechnił się wśród młodzieży polskiej. Kult ma symbolizować wiarę, która zwycięża moralnie komunizm i obce wpływy”.
„Prorok” mylił się. Jan Paweł II nie mówił o tym, że zabójca Karoliny należał do rosyjskiego wojska. Nie wspominał też wprost o komunizmie. Odnosił się do godności kobiety, godności osoby i ludzkiego ciała.
„Karolina Kózkówna była świadoma tej godności – tłumaczył. – Świadoma tego powołania. Żyła z tą świadomością i dojrzewała w niej. Z tą świadomością oddała wreszcie swoje młode życie, kiedy trzeba było je oddać, aby obronić swą kobiecą godność. Aby obronić godność polskiej, chłopskiej dziewczyny”.
Naturalna wiara
Karolina Kózkówna przyszła na świat w 1898 r. we wsi Wał-Ruda niedaleko Radłowa na Ziemi Tarnowskiej. Jej rodzice byli drobnymi rolnikami. Dziewczyna odebrała surowe wychowanie. W domu panował chłopski kult pracy. Jednocześnie Kózkowie bardzo kochali swoje dzieci i przekazali im wiarę, która dla nich samych była czymś oczywistym. Matka była zelatorką Róży Różańcowej. Karolina też często zwracała się do Matki Zbawiciela, może nawet częściej niż Maria. Cała rodzina chodziła do kościoła w Radłowie. Później zbudowano świątynię w leżącej bliżej Zabawie i Kózkowie przenieśli się do niej. Dziś jest to sanktuarium błogosławionej Karoliny.
Kózkówna już jako nastolatka prowadziła dla dzieci z rodzinnej wsi katechezy, podczas których uczyła maluchy zasad wiary katolickiej. Miejscowy proboszcz i stały spowiednik dziewczyny, ks. Władysław Mendrala poprosił ją o przygotowywanie dorosłych do bierzmowania. Karolina prowadziła ponadto tzw. pacierze dla narzeczonych. Wprawdzie spotkania te nie przypominały współczesnych kursów przedmałżeńskich, były raczej wykładem katechizmu, z którego treści odpytywał później ksiądz, ale i tak powierzenie takiego zadania bardzo młodej osobie bez żadnego wykształcenia pokazuje, jakie zdanie miał o niej doskonale znający ją kapłan. Znajomi zeznający w procesie beatyfikacyjnym nie znali sytuacji, w której Karolina ciężko by zgrzeszyła.
Duży wpływ na jej wykształcenie i jednocześnie na formację duchową wywarł młodszy brat matki, Franciszek Borzęcki. Wujek Karoliny był niezwykłą, ale i tragiczną postacią. Z powodu śmierci ojca Franciszek musiał wcześnie przerwać edukację, choć wyróżniał się inteligencją na tyle, że miał szanse ukończyć wyższe studia. Później w czasie porodu zmarła jego żona i dziecko. Nie przeżyło też pięcioro z sześciorga dzieci drugiej żony. W dodatku Borzęcki przeszedł wypadek i cierpiał na padaczkę pourazową. Mimo tych wszystkich nieszczęść nie pogrążył się w depresji. Będąc świeckim tercjarzem franciszkańskim, był w Wał-Rudzie kimś w rodzaju animatora życia społecznego, a przy tym mocno angażował się w życie parafii. Nie będąc duchownym, prowadził nabożeństwa majowe i pogrzeby, czasem wygłaszając na nich przemówienia. Nie brał za to pieniędzy. Do jego domu przychodziło wielu mieszkańców okolicy, którzy korzystali z jego biblioteki.
Wśród częstych gości była jego siostrzenica, która bardzo zaprzyjaźniła się z wujkiem. Lubiła czytać leżące u niego na półkach żywoty świętych. Zapewne w ten sposób poznała życiorysy św. Stanisława Kostki, św. Barbary i św. Mikołaja, których darzyła wielką czcią.
Planowe zabójstwo
W 1914 roku wybuchła pierwsza wojna światowa. Wojska austriackie ponosiły klęski. Zbliżali się Rosjanie, a opowieści o okrucieństwie Kozaków budziły przerażenie. W dodatku cesarsko-królewska armia stosowała strategię spalonej ziemi. Uciekając, niszczyła co się dało.
Był 18 listopada. Karolina od rana przeczuwała, że stanie się coś niedobrego. Chciała iść do kościoła, żeby kontynuować zaczętą pięć dni wcześniej nowennę do św. Stanisława Kostki. Matka jej nie puściła, uznając, że w czasie przemarszu wojsk szesnastolatka będzie bezpieczniejsza w domu z ojcem. Nie zmieniła zdania, choć córka prosiła ją ze łzami w oczach, by jednak pozwoliła jej iść.
Ok. godz. 9:00 do domu Kózków wszedł żołnierz rosyjskiej armii. Nigdy nie ustalono, jak się nazywał, w którym oddziale służył, ani jakiej był narodowości. Miał ze sobą karabin i szablę, najprawdopodobniej kozacką szaszkę. Nie ma jednak pewności, czy był Kozakiem.
„Gdzie Austriacy? – zapytał Karolinę groźnym tonem. Kózkówna nie miała pojęcia. Przyszedł jej ojciec, który też nie wiedział, gdzie są wojska. Kazał Karolinie i jej ojcu ubrać się i powiedział, że zabiera ich do komendanta. Najwyraźniej miał dobrze obmyślony plan ataku na dziewczynę. Historia o komendancie mogła dawać Janowi i jego córce nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Żołnierz skierował się w stronę lasu i po chwili wymierzył karabin w ojca Karoliny, przeładował i kazał mężczyźnie odejść. Ten wystraszony i zdezorientowany wrócił do domu. Później nie mógł sobie darować, że nie został.
Tymczasem żołnierz prowadził Karolinę w głąb lasu. Ostatnimi oprócz niego osobami, które widziały ją żywą byli dwaj chłopcy ze wsi, którzy pilnowali ukrytych przed wojskiem koni. Nie poznali z daleka swojej koleżanki, ale zobaczyli dziewczynę, która wyrywa się agresorowi i zaczyna uciekać. Karolina pobiegła przez las. Pokonała 800 m przez bagienny teren. Prześladowca nie odpuszczał. Blisko granicy lasu dopadł ofiarę i wyciągnął szablę. Ciął kilka razy. Dziewczyna nie przestawała się mu opierać, więc sprawca ją zabił.
Trudny proces
Sprawcy nikt więcej nie widział. Dopiero 4 grudnia przypadkiem znaleziono ciało Karoliny. Miejscowa akuszerka oraz sądowy oglądacz zwłok opisali obrażenia, jakich doznała Karolina i stwierdzili, że zachowała dziewictwo.
Ks. Mendrala i wielu mieszkańców okolicy od razu uznało Karolinę za męczennicę. 6 grudnia na jej pogrzeb przyszło kilka tys. ludzi, w tym carscy żołnierze, którzy ponieśli trumnę. Półtora roku później biskup tarnowski Leon Wałęga zdecydował, że figura Maryi, którą zamówili i dedykowali córce Jan i Maria Kózkowie stanie przed miejscowym kościołem. Już w trzecią rocznicę śmierci Karoliny przeprowadzono ekshumację jej ciała. Okazało się, że zwłoki nie uległy rozkładowi. W tym samym roku zaczęto publikować informacje o wymodlonych za pośrednictwem Karoliny uzdrowieniach. Dzięki wstawiennictwu męczennicy z Wał-Rudy do zdrowia wrócił Aleksander Raciborski, profesor Politechniki Lwowskiej cierpiący na niemożliwe do wyleczenia zapalenie płuc. Siostry służebniczki ze Starej Wsi donosiły z kolei o swojej podopiecznej z ochronki, która odzyskała wzrok.
Proces beatyfikacyjny szesnastolatki z Wał-Rudy przez dłuższy czas nie mógł się rozpocząć. Wprawdzie doniesień o wyproszonych łaskach było coraz więcej, ale przeszkodą był wybuch drugiej wojny światowej, a później choroba i śmierć biskupa tarnowskiego Jana Stepy. Proces na etapie diecezjalnym wszczęto dopiero w połowie lat 60.. W 1968 r. akta trafiły do Kongregacji do spraw Świętych. Stolica Apostolska dostała piętnaście tzw. listów postulacyjnych, w których różne osoby prosiły o wyniesienie na ołtarze dziewczyny z Wał-Rudy. Autorem jednego z tych pism był biskup archidiecezji krakowskiej kard. Karol Wojtyła. Gdy kilka lat później wybrano go papieżem, sprawa potoczyła się szybciej. W 1981 r. dyskusji teologów i kardynałów Jan Paweł II uznał, że proces należy prowadzić w kierunku męczeństwa. Dzięki temu sześć lat później polski papież mógł poprowadzić w Tarnowie uroczystości beatyfikacyjne męczennicy z tarnowskiej wsi.
Homilia św. Jana Pawła II podczas uroczystości w Tarnowie:
Źródło: J. Jałowiczor, „Święte nie”, Esprit 2023